009. LuHan - Rain

Hej!
W końcu wracam po dość długiej, jak na mnie, przerwie ^^
Ten scenariusz zabrał mi sporo życia i nerwów, ale w końcu się pojawił ^^ Cieszy mnie bardzo, że w końcu udało mi się go przepisać z zeszytu na laptopa oraz opublikować, serio. 
Za scenariusze z Hyukiem i Hansolem już się zabrałam ^^ Na RM mam pomysł, a gdy wszystkie trzy zostaną opublikowane, to udostępnię listę nadchodzących (już zaplanowana) + otworzę kolejkę na nowe zamówienia ^^
Długość: prawie 9 stron w Wordzie czcionką Times New Roman 12 pkt.
Nie przedłużam już dłużej.
Zapraszam do czytania!


LuHan – Rain

            Spojrzałam na zegarek. Wybiła druga w nocy, a ja wciąż się uczyłam, mimo że rano powinnam wstać o siódmej. Jutrzejszego…albo raczej dzisiejszego dnia miałam napisać sprawdzian z matematyki, a był to przedmiot, którego nie lubiłam najbardziej, z wzajemnością z resztą. Moim zdaniem trójka, czy też czwórka z tego przedmiotu była dobrą oceną, ale moi rodzice myśleli inaczej. Nie raz się już przez nich nasłuchałam, jak to oni w moim wieku mieli o wiele lepsze oceny, a jeszcze, że to, co teraz mam w materiale wcale nie jest trudne. Często przez to panowały między nami kłótnie i napięta atmosfera. Nie raz już przez nich płakałam. Niestety, nie miałam innego wyjścia, jak tylko uczyć się, dopóki oni nie będą zadowoleni. Nie rozumieli, że coś, co dla nich wydaje się być łatwe, dla mnie mogło być trudniejsze. Dla nich szkoła to odpoczynek, a dla mnie wręcz katorga. Moje życie towarzyskie jest skończone, nie mam przyjaciół, ani nawet koleżanek, z którymi mogłabym porozmawiać. Byłam wiecznie wyśmiewaną Europejką w szkole pełnej Azjatów. Tylko to im nie pasowało, co mnie bolało, jednak z czasem przyzwyczaiłam się do samotności i dobrze czuję się sama ze sobą.
            Przeciągnęłam się w momencie, gdy skończyłam przerabiać ostatni temat z podręcznika. Z niebywałą ulgą spojrzałam na łóżeczko, na którego tylko widok oczy same mi się zamykały. Przebrana w piżamkę po prostu położyłam się do niego i nie zdążyłam zrobić nic więcej, jak tylko przykryć się kołderką. Zasnęłam w momencie, gdy zamknęłam oczy.

***

           Obudziłam się o godzinie siódmej dziesięć i niemalże od razu wyskoczyłam z łóżka, wiedząc, że jeśli teraz nie wstanę, to spóźnię się na najważniejszy w tym semestrze sprawdzian, decydujący o mojej ocenie na koniec. Zależało mi na tym, by wypaść jak najlepiej. Nie mogłam tego schrzanić.
            Usiadłam na ławce przed klasą dziesięć minut przed dzwonkiem. Spać chciało mi się niemiłosiernie, jednak musiałam to znieść. Z torby wyjęłam książkę, a po chwili zaczęłam powtarzać zawarte w niej, potrzebne mi wiadomości. Nauczycielka zjawiła się równo z dzwonkiem i zaraz po tym, jak sprawdziła obecność rozdała nam karty prac. Czytając pierwsze zadanie uśmiechnęłam się pod nosem, wcale nie było takie trudne. Schody zaczęły się dopiero przy następnych wyciskaczach wiedzy. Ostatecznie nie zdążyłam zrobić tylko jednego zadania, jednak byłam z siebie zadowolona. Z pomieszczenia wyszłam w podskokach dziękując nauczycielce sama nie wiem, za co. Dopiero, gdy zatrzymałam się na korytarzu, odczułam skutki małej ilości snu przez kilka ostatnich dni. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle jak dzisiaj. Było mi niedobrze, bolał mnie brzuch i głowa, w której na dodatek mi się kręciło. Nie mogłam też złapać oddechu, a przed oczami robiło mi się ciemno.
            - Hej, wszystko w porządku? – jakiś chłopak pomachał mi ręką przed twarzą. Wzięłam głęboki wdech, na tyle, na ile mogłam i wyprostowałam się lekko. Skinęłam głową w odpowiedzi na jego pytanie i ruszyłam dalej, ledwo utrzymując swoje ciało w pionie. Musiałam jakoś wytrzymać dzisiejszy dzień do końca. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie, jednak za obowiązek postawiłam sobie przetrwanie. Najlepsze jest to…że mi się udało. Wraz z ostatnim dzwonkiem, bardzo wolnym krokiem wyszłam z klasy, lekko chwiejąc się na wszystkie strony świata. Byłam już zmęczona tym wszystkim i na duchu trzymało mnie teraz już tylko to, że niedługo będą wakacje.
            Znalazłam się na boisku szkolnym. Kierowałam się w kierunku furtki, której widok napawał mnie szczęściem. Szybko jednak do niej nie dotarłam, a przynajmniej nie w tym czasie, w jakim chciałam, bowiem potknęłam się o własne nogi i wylądowałam na ziemi. Oczywiście, nie obyło się bez pocałowania chodnika, i to dosłownie. Uniosłam się lekko na rękach w górę, jednak te całe drżały i nie wytrzymały ciężaru mojego ciała, przez co ponownie upadłam. Zaraz potem poczułam uścisk na ramieniu i ktoś pomógł mi wstać. Nie odtrącałam pomocy, co przeważnie miałam w zwyczaju robić. Tym razem po prostu wiedziałam, że jej potrzebowałam.
            Wspierając się na ramieniu chłopaka, przeszłam wraz z nim do najbliższej ławki, jaka była dostępna. Gdy na niej usiadłam, odsapnęłam. Chłopak spoczął obok mnie i zaczął wpatrywać się we mnie swoimi dużymi, jelonkowymi oczętami tak, że czułam się przez to niezręcznie. Lekko zarumieniona spuściłam wzrok na czubki swoich butów, byle tylko nie patrzeć, na, co tu się dużo oszukiwać, uroczego blondyna.
- Widać, że źle się czujesz. Dzisiaj już drugi raz napotykam cię w takim stanie. Dlaczego nie odleżysz tego w domu? – wystrzelił nagle z wyczuwalną nutką pretensji w głosie.  Wzięłam głęboki wdech.
- Jak ci się tak śpieszy, to trzeba było mnie zostawić. Ktoś by mnie na pewno znalazł – burknęłam. Wciąż czułam się słabo, ale jak widać, miałam siłę mu się odgryźć, czy też rzucić złośliwy komentarz…jak zwał tak zwał.
- Aigooo… Nie o to mi chodzi – wypuścił powietrze z płuc i podrapał się po głowie. Chyba była to dla niego niezręczna sytuacja. Ewentualnie uważał, że wyszedł na idiotę. Jedno z dwóch. Zapanowała między nami cisza. Dla niego mogła być ona niezręczna, ale dla mnie była przyjemna.
- Dzisiejszy dzień jest piękny – wyszeptałam nagle, kierując swoją głowę w górę.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytał wyraźnie zainteresowanym tonem.
- Nie jest ani za ciepło, ani za zimno, niebo idealne… - rozmarzyłam się trochę, jednak on sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
- Idealne? Raczej nijakie.
- Jesteś osobą, która na wiele rzeczy patrzy powierzchownie, prawda? Spójrz na to z innej strony. W tym momencie zapowiada się na deszcz. Jest to nadzieja, początek czegoś nowego i koniec starego. Uwolnienie się od przeszłości. Może być to też wstęp do czegoś trudniejszego w życiu. To jedna wielka niewiadoma i to ona jest tutaj śliczna. Po deszczu zawsze przychodzi słońce, prawda? Dlatego musimy także żyć w nadziei na lepsze jutro, dążyć do spełnienia swoich marzeń – powiedziałam, na koniec lekko się uśmiechając. Przedstawiłam mu to, w co wierzyłam kiedyś. Obecnie nie miałam już wiary. Zajmowałam się spełnianiem czyichś marzeń. Często nad tym ubolewałam, ale nie miałam własnych celów w życiu. Nigdy sobie takowych nie postawiłam, nigdy nikt nie dał mi na to szansy.
            Spojrzałam na chłopaka kątem oka. Siedział jak zamurowany, uważnie się we mnie wpatrując. Zauważyłam też, że miał lekko rozdziawione usta. Drżącą rękę skierowałam w ich stronę i lekko je przymknęłam.
- Uważaj, bo ci mucha wleci – zaśmiałam się lekko. – Na mnie już czas…
- LuHan. Nazywam się LuHan. A ty? – wyrwał nagle z pytaniami.
- _____. Nie martw się, położę się w domu i wyśpię. Do przyszłego roku szkolnego będzie dobrze – uniosłam lekko kąciki ust ku górze, odpowiadając tym samym na zdanie odnośnie odleżenia tego wszystkiego w domu.
Spróbowałam wstać. Wciąż się lekko chwiałam, jednak po chwili odpoczynku było mi lepiej. Jelonek jednak nie miał zamiaru szybko mi odpuścić i wstał zaraz po mnie, swoimi rękami lekko obejmując moje ramię. Wypuściłam powietrze z ust.
- Poradzę sobie – jęknęłam, a ten tylko zachichotał.
- Tak, jasne i padniesz przy okazji w połowie drogi – spochmurniał. Westchnęłam. Miałam inny wybór? Nie. On był zbyt uparty, a ja na ten moment miałam za mało sił, by się go pozbyć. Tak oto odprowadził mnie pod sam dom, oczywiście dzięki mnie, bo gdyby nie to, to by się chyba zgubił.
- Dziękuję za odprowadzenie – skłoniłam mu się lekko i poszłam w stronę drzwi, a będąc już przy nich, odwróciłam się jeszcze za siebie. Dalej tam stał. Pomachał mi wesoło ręką, na co odwdzięczyłam mu się tym samym. Odprowadziłam go jeszcze wzrokiem, po czym wzięłam głęboki wdech i weszłam do domu. Już na progu matka zamiast się ze mną przywitać, zapytała o to, jak poszedł mi sprawdzian z matematyki. Chociaż w sumie… dla niej to była jakaś tam forma powitania. Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą – poszedł mi dobrze, ale nie zrobiłam jednego zadania. Pokiwała tylko głową i odeszła. Zero pochwały, zero radości. Kompletnie nic. Teraz i tak nie było jeszcze źle. Znacznie gorzej będzie, jak wyniki zostaną podane, a znając życie na pewno wkradło mi się parę błędów. Teraz już pozamiatane. Ocena z matematyki była tą ostatnią, jaką potrzebowałam. Teraz wakacje, a po nich znów to samo. Wszystko robi się już dla mnie męczące…
            Wchodząc do swojego pokoju tylko podeszłam bliżej łóżka, a już na nie opadałam z zamkniętymi oczami. Nareszcie mogłam się wyspać.

            Następnego dnia wstałam wraz z budzikiem. Pierwszy raz od dawna w miarę się wyspałam i byłam z tego powodu nawet szczęśliwa, jednak mimo tego i tak nie czułam się zbyt dobrze. Wiedziałam, że z czasem to minie. Mój organizm po prostu potrzebował czasu, by się zregenerować. Poza tym, była to też kwestia przyzwyczajenia. Ruszyłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności oraz wcisnęłam się w ubrania, jakie pierwsze wyciągnęłam z szafy. Była to czerwona spódniczka przed kolano w czarną kratę, czarna koszula oraz czerwony krawat. Do tego czarne glany, dziesiątki. Pomijając śniadanie, zwinęłam ze stołu tylko to, co było zapakowane w pojemniczek i wyszłam z domu. Jakże się przestraszyłam, gdy zobaczyłam LuHana przy furtce! Chwyciłam się za szybko bijące serce i wzięłam głęboki wdech, uspokajając się.
- Co tutaj robisz? – zapytałam obojętnym tonem na powitanie. Odwrócił się w moją stronę, wyjmując ręce z kieszeni spodni.
- Przyszedłem po ciebie – uśmiechnął się wesoło, otwierając przede mną bramkę.
- Nie trzeba było – mruknęłam, nadymając lekko policzki. Chwycił mnie za nie i zaczął rozciągać je we wszystkich kierunkach świata, powtarzając, co chwilę „puci, puci”. Miałam ochotę zdzielić go za to w twarz. W końcu, na szczęście, udało mi się oderwać jego ręce od mojej twarzy.
- Idziemy – rzuciłam tylko, niezbyt miłym tonem i wymijając go, ruszyłam przed siebie. LuHan, co chwilę mnie zagadywał. Odpowiadałam mu zdawkowo. Nie prosiłam się o jego towarzystwo. Jego (zbyt) dobry humor mnie, lekko mówiąc, irytował. Ogółem, cały sposób jego bycia był denerwujący. Na szczęście dzisiaj był piątek. Do zakończenia roku został zaledwie tydzień. Przeboleję to i będę chodzić na lekcje do samego końca!
            Blondyn odprowadził mnie pod samą salę od chemii. Akurat dzisiaj mój ulubiony przedmiot rozpoczynał lekcje, co było moim kolejnym powodem do radości. Nie musiałam za bardzo uważać, przeważnie wiedziałam, o czym mówiła nauczycielka. Poza tym, rzadko mnie pytała, a na zakończenie już tym bardziej sobie odpuściła.
            Usiadłam na swoim miejscu, a chwilę potem rozbrzmiał dzwonek. Chemiczka puściła nam film z pierwszej pomocy, co nijak miało się do przedmiotu, którego nauczała, a ja już dawno opanowałam to do perfekcji. Dzięki temu, że potrafiłam wszystko, o czym mówiono, mogłam błądzić myślami gdzieś w stworzonej przez moją wyobraźnię krainie. Niestety, nie mogłam się na tym za bardzo skupić, ponieważ przed oczami, co chwilę stawał mi ten baran jeleniowaty, co się do mnie przylepił. Co mnie nim pokarało? Przecież nigdy nie zrobiłam nic złego! Dlaczego on musiał przyczepić się akurat do mnie? Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek na przerwę. Chwyciłam swój plecak i wyszłam z klasy, pod którą czekał na mnie… ten jeleń LuHan. Ze złości zacisnęłam ręce w pięści. Już sam jego widok tak na mnie działał.
- Czego chcesz tym razem? – burknęłam w jego kierunku.
- Porozmawiać ze śliczną koleżanką! – odparł na moje pytanie. Przez jego słowa się zarumieniłam i chyba było to widoczne, ponieważ zachichotał cicho. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Ruszyliśmy w bliżej nieokreśloną stronę. Idąc obok niego, wgapiałam się we własne stopy.
Nagle poczułam szarpnięcie w lewo. Wpadłam w czyjeś ramiona. Oczywiście, łatwo domyślić się w czyje.
- Uważaj trochę, o mało nie wpadłaś na otwierające się drzwi – zaśmiał się. Chwilę jeszcze wpatrywałam się w jego twarz, po czym wyrwałam się z jego uścisku. Pomińmy fakt, że jego usta wyglądały na naprawdę ponętne. Potrząsnęłam lekko głową. Czas przestać myśleć o takich rzeczach! W ogóle, o czym ja myślałam? Głupia _____, głupia…
- Jakie jest twoje marzenie? – zapytał nagle, przypatrując mi się uważnie. Przez moment zastanawiałam się nad odpowiedzią. Miałam dylemat, czy powiedzieć mu prawdę, czy jednak skłamać. Ostatecznie postawiłam na to pierwsze, sama nie wiem do końca dlaczego. Może z tego powodu, że wyglądał na takiego, co również jest szczery z innymi? Po prostu czułam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć i on zachowa to dla siebie.
- Nie mam marzeń – spojrzałam mu w oczy. Prawie w nich zatonęłam, jednak powstrzymał mnie jego głos.
- Jak to nie masz marzeń?
- Tak to. Żyję po to, by spełniać marzenia innych. Nie mam czasu na swoje zachcianki – mówiąc „innych” miałam na myśli moich rodziców. To oni zdecydowali, na jakie studia pójdę, kim będę w przyszłości. Nawet nie mogłam zdecydować o własnym guście muzycznym, bo im nic nie pasowało. Musiałam być ich wymarzoną córką. Nie mogło być inaczej.
- Przecież…jeśli nie masz marzeń, to nie możesz do nich dążyć, a jeśli nie będziesz ich spełniać to nie będziesz szczęśliwa i nie poczujesz spełnienia…
- LuHan, stop. Nie mam innego wyjścia. A ty? Jakie jest twoje marzenie? – przeniosłam temat na jego osobę, używając tych samych słów, co on. Nie chciałam więcej rozmawiać o sobie. Na razie nie musiał wiedzieć nic więcej.
- Moje? Chcę zostać muzykiem. Pragnę, by mój głos stał się rozpoznawalny w całej Azji, a nawet na świecie! – obrócił się wokół własnej osi, jakby na potwierdzenie swoich słów. Pierwszy raz w jego towarzystwie się zaśmiałam.
- Chcę cię kiedyś posłuchać – powiedziałam rozbawiona, a jemu rozbłysły oczy. Nim się obejrzałam, ten chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć za sobą. Próbowałam go zatrzymać, ale nie miałam na to tyle siły.
            Zaciągnął mnie do jakiejś sali, prawdopodobnie muzycznej. W rogu stało jakieś stare pianino, na którym osiadł kurz, na jednej z brązowych ścian wisiał futerał od gitary. Nad tablicą pokrytą bazgrołami znajdowały się różne dyplomy za konkursy muzyczne, należące do poprzednich uczniów tej szkoły. Zielone ławki jednoosobowe dodawały uroku temu pomieszczeniu.
- LuHan… muszę wracać. Zaraz będzie dzwonek – jęknęłam.
- Oj tam! To już ostatnie lekcje w tym roku! Nawet nauczyciele sobie odpuścili! – zachowywał się trochę jak dziecko. Albo nawet trochę bardzo jak dziecko. W dodatku takie, które zażyczyło sobie nowej zabawki, którą akurat wypatrzyło na wystawie jednego ze sklepów. To tylko dodawało mu uroku. Zaraz… co ja właśnie powiedziałam?! On wcale nie jest uroczy! Nie ma w sobie za grosz słodkości!
            Zagryzłam dolną wargę. Propozycja zostania z nim tutaj była bardzo kusząca, ale liczyłam się z konsekwencjami, jakie z tego wynikną. Ostatecznie stwierdziłam, że jak raz sobie odpuszczę, to nic się nie stanie, szczególnie, że to już ostatnie chwile tego roku szkolnego.
- Dobrze, zostanę – westchnęłam, a on uśmiechnął się wesoło, po czym wyjął telefon i zaczął coś w nim szukać. Po chwili z urządzenia została puszczona melodia, a on zaczął śpiewać. Zaparło mi dech w piersi. Jego głos był delikatny, ale i wyraźny. Moje serce przyśpieszyło bicia, a przez ciało przeszły przyjemne dreszcze. Gdy skończył, musiałam usiąść, bo inaczej padłabym na ziemię z wrażenia.
- To… ty to skomponowałeś? Nigdy nie słyszałam takiego utworu – stwierdziłam, gdy już się w jakimś stopniu ogarnęłam. Ten w odpowiedzi pokiwał energicznie głową, szczerząc się przy tym jak nienormalny.
- Wow – wydusiłam z siebie. – Masz talent. Na pewno spełnisz swoje marzenie! – powiedziałam radosnym tonem.
            W tamtej sali siedzieliśmy do końca lekcji, rozmawiając ze sobą na wiele różnych tematów oraz wygłupiając się. Gdy zajęcia się skończyły, chłopak postanowił odprowadzić mnie do domu, mimo że odwlekałam go od tego pomysłu. Spodziewałam się, co mnie tam czeka. Nie chciałam, by na to patrzył. Musiałam coś wymyślić.
            Byliśmy już prawie przy moim domu, jednak w głowie panowała mi pustka, jakby coś skutecznie blokowało moje myśli. Na jego pytania odpowiadałam z opóźnieniem, co chyba zauważył, jednak o nic nie pytał. W końcu znaleźliśmy się przed furtką. Czekała tam na mnie niemiła niespodzianka w postaci rozwścieczonych rodziców.
- _____, co to wszystko ma znaczyć?! Jakim cudem na wszystkich lekcjach, oprócz pierwszej, masz nieobecności?! – moja rodzicielka zaczęła na mnie krzyczeć, a ojciec przyglądał mi się uważnie. Żadne z nich nie zauważyło stojącego nieco z tyłu Luhana, który wszystko obserwował.
- Mamo, to już ostatnie dni szkoły, nawet nauczyciele sobie odpuścili – zaczęłam rozżalonym tonem.
- Ostatni raz pisałam ci usprawiedliwienie za takie coś! – w tym momencie zamachnęła się, aby mnie spoliczkować. Zamknęłam oczy i trwałam w bezruchu, przygotowana na ból, jednak uderzenie nie nadeszło. Uchyliłam powieki i zobaczyłam Lulu, który przytrzymywał nadgarstek mojej matki w powietrzu i mierzył się z nią spojrzeniem. Pewnie, gdyby było to możliwe, to teraz latałyby między nimi pioruny.
- Nie bije się swoich dzieci, proszę pani – rzekł Chińczyk, a ta wyszarpnęła mu swoją rękę.
- Co ty możesz wiedzieć, chłopcze?
- Więcej niż się pani wydaje.
- Nieważne. _____ idź do swojego pokoju i już dzisiaj z niego nie wychodź. Jutro wychowawca chce cię widzieć – kobieta zwróciła się do mnie, po czym wraz z ojcem ruszyła do domu. Chciałam iść za nimi i zacząć przepraszać, ale powstrzymała mnie czyjaś dłoń. Spojrzałam w tamtym kierunku. Jelonek patrzył na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? – zapytał. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i skinęłam mu głową. Westchnął i puścił mój nadgarstek. – Będę tu jutro na ciebie czekał – rzekł i poszedł w swoją stronę. Mieszkał na drugim końcu miasta, z tego, co się dzisiaj dowiedziałam, a mimo to i tak mnie odprowadzał. Był bardzo miły i po dłuższym zastanowieniu można było uznać, że go nie da się nie lubić.
            Następnego dnia, tak jak zapowiedział, czekał na mnie pod moim domem. Przywitaliśmy się i skierowaliśmy się do szkoły. Między nami panowała niezręczna cisza, której żadne z nas nie chciało przerywać. Gdy doszliśmy na miejsce, rozeszliśmy się do swoich klas. Dzwonek wciąż nie dzwonił, a w pomieszczeniu, do którego weszłam, znajdowała się moja wychowawczyni. No tak… Dzisiaj pierwsza jest godzina wychowawcza – pomyślałam i podeszłam do jej biurka.
- Dzień dobry proszę pani. Chciała mnie pani widzieć? – postanowiłam się jednak upewnić. Może na dzienniku elektronicznym przez przypadek wysłała wiadomość nie tym rodzicom, co trzeba? To było bardzo możliwe. Kobieta ta była roztrzepana i nie raz zdarzały się jej takie pomyłki.
- Ach, tak, tak. Witaj _____. Siadaj, musimy porozmawiać – wskazała na ławkę przed sobą. Skinęłam głową i wykonałam jej polecenie.
            Nauczycielka zaczęła mówić, powoli wprowadzając mnie w temat. Gdy skończyła, rozdziawiłam szeroko usta.
- Ale… Naprawdę?! – byłam szczęśliwa. Propozycja, jaką mi złożyła, otwierała przede mną wiele nowych dróg.
- Tak, naprawdę. Potrzebuję tylko zgody twoich rodziców – odparła uśmiechając się do mnie ciepło i wręczając mi odpowiednie papiery.
- Jasne, z tym nie będzie problemu – rzekłam, wstałam, ukłoniłam się i wyszłam z klasy, szukając Luhana. Teraz jednak go nie znalazłam. Na następnej przerwie też nie, ani nawet później. Po lekcjach nie czekał na mnie pod klasą, jak wczoraj. Zaczęłam się o niego martwić. Ostatnim miejscem, jakie przyszło mi do głowy, a w jakim mógł być, była sala muzyczna, w której dnia poprzedniego spędziliśmy wspólnie wiele czasu.
            Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam go w jednej z ławek od razu po otworzeniu drzwi. Siedział tyłem do mnie z głową pochyloną w dół. Podeszłam do niego cicho i przytuliłam się do jego pleców.
- Martwiłam się o ciebie – powiedziałam cicho. Przez ostatnie dni zaczęłam traktować go jak przyjaciela.
- Przepraszam – wpadło z jego ust. Puściłam go i zmieniłam swoje miejsce, tak, że teraz znajdowałam się przed jego twarzą.
- Za co? – próbowałam złapać z nim kontakt wzrokowy, ale cały czas miał spuszczoną głowę.
- Za to, jak się wczoraj zachowałem. Nie zatrzymywałbym cię tutaj, gdybym wiedział, jak to się skończy. Przeze mnie pokłóciłaś się z rodzicami – brzmiał jak zbity piesek.
- Nie przejmuj się tym. Przecież nic nie wiedziałeś, nie mówiłam ci o tym. Poza tym, już się do tego przyzwyczaiłam, często mi się obrywa, nawet bez powodu – uniosłam lekko kąciki ust ku górze, a on spojrzał na mnie w tym momencie. Jego oczy lśniły, jakby zbierały się w nich łzy. Nim się spostrzegłam, przywarł do mnie całym ciałem. Przytuliłam się do niego.
- No już Lulu, przecież wszystko jest dobrze – poklepałam go ręką po plecach. Chwilę jeszcze tak trwaliśmy, po czym oderwaliśmy się od siebie. Resztę tego dnia spędziliśmy razem.
Wieczorem, gdy wróciłam do domu, poprosiłam rodziców o podpisanie zgody. Nie miałam z tym żadnych problemów, tak jak przewidywałam. Na ich twarzach widniały uśmiechy. Cieszyli się, że dostałam taką propozycję.

Przez następny tydzień uczęszczałam normalnie na lekcje, a każdą przerwę spędzałam z LuHanem. Nie powiedziałam mu o propozycji nauczycielki. Nawet nikt z mojej klasy o tym nie wiedział. Tak było po prostu lepiej. Poza tym, z osobami, jakie się ze mną uczyły nie czułam się jakoś specjalnie związana. Co do Jelonka… Bałam się. Nie miałam pojęcia, jak na to zareaguje. W końcu jednak nadszedł dzień, kiedy musiałam mu to powiedzieć. Widziałam go prawdopodobnie ostatni raz w życiu.
Ubrana w białą sukienkę przed kolana wkroczyłam na teren szkoły. Oprócz niej miałam na sobie jeszcze czarne szpilki oraz tego samego koloru korale i kolczyki, a do tego torebkę. Moje włosy były upięte w koka. Dzisiaj wyjątkowo nie przyszłam z Lulu, ponieważ powiedział, że przed apelem musi jeszcze coś załatwić. Ten dzień byłby przyjemny, gdyby nie rzecz, jaką musiałam dzisiaj wyjawić mojemu przyjacielowi.
Na sali gimnastycznej stanęłam pod ścianą. Wszystkie miejsca były już zajęte, ale nie przeszkadzało mi to. Do mikrofonu przystąpiła dyrektorka i rozpoczęła swoją przemowę. Na koniec oznajmiła, że z okazji dzisiejszej uroczystości wystąpi jeden z uczniów naszej szkoły. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Lu podchodzącego do mikrofonu.
- Hej! Nazywam się LuHan. Pewnie niektórzy z was już mnie znają. Zostałem poproszony o ten występ. Piosenkę, którą teraz zaśpiewam, dedykuję dziewczynie, w której się zakochałem, a która spędziła ze mną parę ostatnich dni z przerwami tylko na lekcje. To dla niej powstała ta piosenka. _____, proszę, chodź tutaj – rzekł i wyciągnął rękę w moją stronę. Zauważył mnie wcześniej? Przełknęłam ślinę i powoli ruszyłam w jego kierunku. Uśmiechnęłam się lekko. Dobra mina do złej gry. Serce mnie bolało. Żałuję, że wcześniej mu tego nie powiedziałam. Wtedy bym go nie zraniła, mimo tego, że ja również go kocham. Tak, teraz uświadomiłam sobie, jakie są moje uczucia do niego.
Chwyciłam jego dłoń. Z głośników rozbrzmiała ta sama melodia, którą niegdyś puścił z telefonu. Tak jak i wtedy, zaczął śpiewać swoim pięknym głosem, którego mogłabym słuchać godzinami, miesiącami, latami, a nawet wiekami. Z moich oczu wydostały się łzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy utwór się skończył, a on ścierał słoną ciesz z moich policzków. Chwycił mnie za nadgarstek i wyprowadził na zewnątrz. Oboje mieliśmy jeszcze trochę czasu, do odebrania naszych świadectw, przecież dopiero zaczęli je rozdawać klasom pierwszym.
- LuHan ja… przepraszam – mówiłam przez łzy. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Nie czujesz do mnie tego samego, tak? – zapytał.
- Nie! To nie tak! – zaoponowałam szybko. – Kocham cię! – wykrzyczałam, jednak wciąż unikałam jego spojrzenia.
- Więc jak _____? Chodzi o twoich rodziców? – spytał z miną zbitego pieska. Wzięłam głęboki wdech.
- LuHan ja…wyjeżdżam – wydusiłam z siebie, jeszcze bardziej zalewając się łzami.
- Co? Kiedy? Gdzie? Na ile? – zasypał mnie pytaniami. Uśmiechnęłam się smutno.
- Do Ameryki Lulu, na parę lat. Wychowawczyni mi to zaproponowała, ponieważ mam bardzo dobre wyniki w nauce. Wszystko jest już załatwione. Nie mogę się teraz wycofać. Jutro rano wylatuję. Przepraszam, że wcześniej ci tego nie powiedziałam – ostatnie zdanie już wyszeptałam. Chłopak nic już nie odpowiedział. Wszystkie słowa byłby teraz zbędne. Odwróciłam się od niego i powolnym krokiem zmierzyłam z powrotem w kierunku sali gimnastycznej, po drodze ścierając łzy i rozmazany makijaż chusteczkami wyciągniętymi z torebki.

            Następnego dnia już od siódmej rano byłam na nogach. O dziesiątej miałam samolot, a na lotnisku chciałam być przynajmniej godzinę wcześniej. Teraz, gdy na to wszystko spojrzałam, przemyślałam każdy szczegół, nie chciałam wyjeżdżać. Serce bolało mnie na samo wspomnienie LuHana.
            Około ósmej wychodziłam już z domu, by wybrać się na lotnisko. W tym mieście zawsze były korki. Czasem szybciej podróżowało się piechotą, niż samochodem, czy autobusem. Oczywiście, zanim wyszłam, należycie pożegnałam się z rodzicami, którzy o tej porze wyjeżdżali już do pracy. Swoje bagaże z pomocą ojca włożyłam do bagażnika taksówki i przytulając jeszcze obojga, wsiadłam do pojazdu.
            Na lotnisku byłam sama wśród tłumu nieznanych mi osób. Dziwnie się czułam. Miałam jeszcze trochę czasu do odprawy, więc usiadłam na jednym z wielu plastikowych krzesełek, a dwie ogromne walizki postawiłam obok siebie, a torbę ułożyłam sobie na kolanach. Nie miałam w niej zbyt wiele rzeczy, więc nie była ciężka. Brałam ze sobą tylko część moich rzeczy. Resztę mieli mi dosłać pocztą rodzice.
            W końcu odprawa się zaczęła. Ruszyłam do przejścia i wtem poczułam czyjąś dłoń na swoim nadgarstku. Odwróciłam się zdziwiona za siebie.
- Lulu… - wyszeptałam. Chciałam dodać coś jeszcze, lecz nie zdążyłam, ponieważ blondyn przyciągnął mnie do siebie i złożył pełen miłości pocałunek na moich ustach. Oddałam go bez wahania. Bardzo dobrze wiedziałam, co do niego czuję, czego chcę. W moim brzuchu właśnie fruwało stado motyli, kolana mi zmiękły. Gdyby chłopak mocno mnie teraz nie trzymał, zapewne upadłabym z wrażenia.
            Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam powietrza, jednak wciąż ściskaliśmy swoje dłonie.
- _____, zostań ze mną, proszę – rzekł błagalnym tonem. Pokręciłam lekko głową.
- Dobrze wiesz, że nie mogę się już wycofać. Mówiłam ci o tym – odparłam smutnym tonem.
- W takim razie będę na ciebie czekał…
- LuHan, wrócę dopiero za parę lat. Nie ma sensu, byś to robił. Goń za swoimi marzeniami i nie myśl o mnie. Jeśli będzie nam przeznaczone, to jeszcze się spotkamy, a jeśli nie… to po prostu o mnie zapomnij i znajdź kogoś, kogo pokochasz jeszcze bardziej – w moich oczach znowu zebrały się łzy, które już po chwili ujrzały światło dzienne.
- Nikogo nie pokocham bardziej od ciebie. Obiecuję ci, że świat jeszcze o mnie usłyszy – mruknął, a ja skinęłam mu głową. Rozplątaliśmy nasze palce złączone razem i każde z nas odeszło w swoją stronę.

***

5 lat później
            Wysiadłam na lotnisku w Pekinie. Dzisiaj wróciłam z Ameryki. Skończyłam już szkołę, zaczęłam pracę. Nic nadzwyczajnego. Właśnie z powodu tego drugiego znów zawitałam do Chin. Przenieśli mnie tutaj.
            Po odebraniu swoich bagaży ruszyłam do wyjścia, jednak coś mnie tknęło i zaczęłam pisać SMS do mojej znajomej z pracy, która została przeniesiona razem ze mną, i od teraz miała pracować na mieście. Pech chciał, że wpadłam na kogoś i urządzenie wypadło mi z dłoni.
- Przepraszam! – powiedziałam szybko i schyliłam się po komórkę. W momencie, gdy ją dostrzegłam, sięgnęłam po nią, a moje palce zetknęły się z tymi, należącymi do osoby, na którą wpadłam. Uniosłam głowę, a nasze oczy spotkały się. Zaniemówiłam. Były bardzo znajome, tak samo jak ich właściciel.
- Lu…Han… - wyszeptałam zaskoczona, a w moim oczach pojawiły się łzy, jak wtedy, gdy ostatni raz go widziałam, jednak teraz były one radosne. Moje serce przyśpieszyło bicia na widok osoby, którą wciąż kochałam. Tak długo go nie widziałam…
- _____ - również mnie rozpoznał. Na jego twarzy malowało się takie samo zdziwienie, jak na mojej. Padliśmy sobie w ramiona, w tym samym momencie nasze usta złączając w namiętnym pocałunku. Przerwaliśmy go dopiero wtedy, kiedy już nie mogliśmy oddychać. Sytuacja wyglądała podobnie do tej sprzed paru lat, jednak była przepełniona szczęściem, a nie smutkiem, jak wtedy.
- Czyli ponowne spotkanie było nam przeznaczone. Nasze serca też biją tylko dla siebie, prawda? – spytał, a ja skinęłam mu głową. – Spełniłem swoją obietnicę. Świat o mnie usłyszał – wyszeptał mi do ucha, gdy ponownie się do siebie przytuliliśmy, a jego oddech na moim karku sprawił, że przeleciały przeze mnie przyjemne dreszcze. Mocniej zacisnęłam ręce na jego koszulce, jakby bojąc się, że zaraz znowu zniknie z mojego życia na parę lat.
- Tak, biją tylko dla siebie… - rzekłam cichutko, wtulając się w zagłębienie w jego szyi.

Komentarze

  1. Jezus Maria, no po prostu nie mam pojęcia jak skomentować to opowiadanie. Jest tu wszystko co chciałby wiedzieć czytelnik. Szczegółowe, ale nie przesadnie długie opisy, elementy dramatu :), a w końcu szczęśliwie zakończenie, na które czekałam z niecierpliwością podczas czytania. Oj, zapomniałam o najważniejszym - Lu xD Jest Jelonek i jest fantastycznie :) Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba. Cudo <3 <3 <3
    W dodatku opublikowane w dniu, w którym świat ujrzał pierwszy teledysk Luhana do jego zarąbistej piosenki <3
    Czekam na więcej Twoich prac :)
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Zależało mi na tym, by opublikować to coś góra w dzień wydania tego mv i jak widać mi się to udało x3
      Dziękuję za miły komentarz i tyle ciepłych słów <3

      Usuń
  2. Jak ty to robisz, że twoje scenariusze są takie... nie wiem, jak to ubrać w słowa, ale to do mnie trafia. To jest piękne. Po prostu.
    Życzę ci weny na następne cudeńka ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieła nie są piękne xD Wiele mi jeszcze brakuje do tego, co chciałabym osiągnąć x3
      Dziękuję bardzo, wena zawsze się przyda <3

      Usuń
  3. Jakie to urocze ♡♡♡
    Przynajmniej znowu nikogo nie zabiłaś (Morderca @.@)
    Tyle że....Lu jest mój i nigdy go nie oddam!! Xd
    W końcu wszystko nadrobiłam...uff...
    Życzę weny kochana i hwaiting!!! *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej nikogo znowu nie zabiłam? Zabiłam przecie tylko w Taeminie, w reszcie bohaterowie unikali śmierci x.x Ale żeby tak od razu od morderców? Nie, żeby i się to "przezwisko" nie podobało, bo bardzo mi się podoba (ja i moje dziwactwa), ale dla mnie to trochu dziwne xD
      Nie martw się, w trzech następnych scenariuszach śmierci nie przewiduję xD Ale wszystko może się jeszcze zmienić... xD
      Dziękuję za ciepłe słowa <3

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

V (BTS) - My Only Love? Speed. #1

007. Taemin (SHINee) - Dopiero, gdy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele dla nas znaczyło

017. Daesung (Big Bang) - Life in a Strange City