011. Hyuk (VIXX) - Miłość nie wybiera

Hej wszystkim!
Jak widać, po dłuższej nieobecności (nie martwcie się, będzie takich więcej xd) w końcu powracam z nowym scenariuszem. Szczerze to nie jestem z niego zadowolona. Dobrze wiem, że nie wyszedł mi najlepiej, jest w nim wiele powtórzeń i jest jakiś sztuczny, ale nie chciałam was zostawiać z niczym na jeszcze dłuższy okres czasu, a nie chciałam pisać go od nowa, bo jestem po prostu leniwa xd
Jak możecie zauważyć - KOLEJKA ZOSTAŁA OTWARTA, więc zapraszam do zamówień ^^
Listę zamówień zaktualizuję przy dodaniu następnego scenariusza z RM. Od razu mówię, że mam też swoje projekty, więc zobaczycie w kolejce nie tylko wasze zamówienia ;3
Długość:  6,5 strony w Wordzie, czcionką Times New Roman 12 pkt.
Zapraszam do czytania!

Z dedykacją dla Wiktorii, na której to zamówienie został napisany ~


Hyuk (VIXX) – Miłość nie wybiera

            Stanęłam przed bramą budynku i przełknęłam ślinę. Miała to być moja nowa szkoła. Bałam się reakcji innych uczniów na moje pojawienie się tutaj. W końcu nie każdy przenosi się w połowie roku szkolnego, w dodatku z innego kraju, tym bardziej nieazjatyckiego, a europejskiego. Żebym jeszcze była z Ameryki, ale nie, to Europa jest moim „rodzinnym” kontynentem. Chociaż odwiedziłam już tyle krajów na świecie, że mogłabym się tego śmiało wypierać…

            Przekroczyłam próg oddzielający teren szkoły od reszty świata. Moje mięśnie spięły się chyba do granic możliwości. Byłam już zmęczona tymi wszystkimi przeprowadzkami i stresem z nimi związanym. Ojciec, co chwilę dostawał coraz to lepsze oferty pracy i oczywiście przyjmował je, przy okazji twierdząc, że dla mnie to też dobrze, bo przynajmniej pouczę się nowych języków, poznam nowych ludzi i zobaczę, jak wszystko wygląda w innych miejscach na świecie. Często miałam tego dosyć, ale nie sprzeciwiałam mu się. Był moją jedyną rodziną, matka umarła parę lat temu. Poza tym, bardzo go kochałam, jako swojego rodzica i nie chciałam na dłużej zostawać bez niego. Lepiej być przy nim, niż wśród obcych, prawda?
            Udałam się na poszukiwanie pokoju nauczycielskiego. Nie było ciężko. Jak w większości tego typu placówek, które odwiedziłam, znajdował się on na pierwszym piętrze. Zapukałam lekko do drzwi. Gdy otworzyła mi pewna starsza kobieta, skłoniłam się jej, mówiąc, że jestem nową uczennicą. Skinęła mi głową i kazała zaczekać. Po chwili przede mną pojawił się jakiś mężczyzna, przedstawiający się, jako mój wychowawca. Podał mi on mój nowy plan lekcji, numer szafki i inne tego typu rzeczy. Kazał mi pójść do klasy, oznajmiając, że akurat będzie godzina wychowawcza i zatrzasnął mi drzwi przed nosem, uznając, iż rozmowa została zakończona. Westchnęłam i spojrzałam na plan, szukając na nim numeru sali, do jakiej miałam się udać. Siedemdziesiąt jeden. Rozejrzałam się dookoła. Pięćdziesiąt cztery po prawej, sześćdziesiąt osiem po lewej, a obok nich pięćdziesiąt dziewięć. Zaraz…co? Spojrzałam po innych numerach. Wszystkie były pomieszane, ułożone nie po kolei. W bonusie jeszcze zadzwonił dzwonek obwieszczający początek lekcji, a nigdzie nie widziałam numeru, którego poszukiwałam. Lepiej być nie może, nie? Głupio jest spóźnić się już pierwszego dnia, ale nie mam innego wyboru, tylko przyjąć to na klatę, bo inaczej mogłabym się załamać.
            Ludzi na korytarzach ubywało, przez co nie było, kogo zapytać o drogę. W końcu spanikowana zaczęłam biec przed siebie, jednak szukane przeze mnie drzwi jak na złość nie chciały się pokazać. Dopiero po paru minutach, nawet nie wiedziałam do końca ilu, zobaczyłam je parę metrów od siebie. Przyśpieszyłam tempa. I tak miałam już parę minut w plecy.
            Już miałam chwytać za klamkę, już miałam otwierać drzwi, gdy wpadłam na kogoś i poleciałam prosto na ziemię, a mój tyłek porządnie ucierpiał przy spotkaniu z podłogą.
- Aish! Mogłabyś trochę uważać! – wrzasnął jakiś chłopak.
- Ja nie uważam? To ty pojawiłeś się tu znikąd! Poza tym, dziewczynom się ustępuje! – wywrzeszczałam mu to prosto w twarz, podnosząc się z ziemi i całkowicie zapominając o bolącej części ciała.
- O! To ty jesteś dziewczyną? Jakoś nie widać. Jak to było? „Pan Bóg stworzył mnie dla hecy, z przodu plecy, z tyłu plecy”. Oczywiście, chodzi mi tutaj o ciebie, jakbyś nie skojarzyła faktów – warknął i odsunął mnie od siebie ręką, po czym, jak gdyby nigdy nic, wszedł do klasy, zamykając za sobą drzwi. Przygryzłam dolną wargę ze zdenerwowania. Jak on mógł być tak bezczelny dla osoby, której nawet nie zna?! Już po tym spotkaniu mogłam śmiało stwierdzić, że to będzie ciężki rok.
            Wzięłam głęboki wdech i zapukałam, po czym weszłam do pomieszczenia, w jakim chwilę temu zniknął ten, na którego wpadłam. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.
- Pierwszy dzień i już spóźniona. Brawo – mruknął niezadowolony nauczyciel. – Przedstaw się i siadaj w wolnym miejscu – dodał znudzonym tonem. Skinęłam mu lekko głową, po czym przełknęłam gulę powstałą w gardle.
- Cześć! Nazywam się _____ _____ i pochodzę z Polski – zrobiłam jak kazał, ukłoniłam się przed klasą i rozejrzałam za wolnym miejscem. Myślałam, że zwariuję, gdy okazało się, że jedyne wolne miejsce znajduje się obok chłopaka, z którym miałam sprzeczkę przed klasą. Zacisnęłam ręce w pięści i ruszyłam w jego kierunku. Przy ławce zdjęłam tylko plecak z ramion i już miałam usiąść, gdy…krzesło zostało mi odsunięte, a ja upadłam na ziemię. Cała klasa wpadła w śmiech, a nauczyciel tylko zgromił mojego „sąsiada” wzrokiem i wrócił do prowadzenia lekcji, jakby nic się w ogóle nie stało.
            To zdecydowanie będzie ciężki rok. Nie ma innej możliwości.

***

            Jeśli myślicie, że to, co stało się na pierwszej lekcji w mojej nowej szkole, nie było niczym takim, to się mylicie. Przez następny miesiąc było tylko coraz to gorzej. Codziennie działo się w tej placówce coś ze mną i nim w roli głównej. SangHyuk, przez uczniów zwany także Hyuk, był złem wcielonym. Wczoraj na przykład, z jego polecenia, jeden z pierwszaków wylał na moją głowę wiadro wody. Z okna w dodatku i na drugiej przerwie! Potem cały dzień kisiłam się w mokrych ubraniach, bo nie mogłam zajść do domu, a zapasowych nie miałam… Innym razem, niby zupełnie przypadkiem, otworzył drzwi, na które wpadłam, bo akurat tamtędy przechodziłam, przez co obiłam sobie nos. Jakby tego było mało, pewnego razu, jak brałam prysznic po wykańczającym wf’ie, to nasłał na mnie jeszcze innego pierwszaka, żeby zrobił mi zdjęcie. Dobrze, że akurat wychodziłam i byłam owinięta ręcznikiem. Miałam już nawet szpilki w plecaku. Potem przez tydzień rany na rękach mi się goiły.
            Aish! Naprawdę go nienawidzę! Nawet jak nic nie robi, to jednak coś robi! Ciągle rzuca kąśliwe komentarze na mój temat oraz miejsca, z którego pochodzę. Mam go już naprawdę dosyć, a minął dopiero miesiąc tej męczarni!
            Z zamyślenia wyrwała mnie JanDi, która chodzi ze mną do klasy, rzucając się z uśmiechem na moje ramiona.
- JanDi! Spokojnie! Coś taka wesoła? – zapytałam ze śmiechem.
- Dostałam cztery z matmy! Rozumiesz to? Ja! Cztery! – wrzeszczała mi do ucha, przyduszając przy okazji jedną ręką.
- Tak, tak, rozumiem – odparłam, odrywając jej ramię od mojej szyi i oddychając z ulgą. Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Chwyciła mnie za rękę i zaczęła prowadzić w tylko sobie znanym kierunku. Podążałam spokojnie za nią. Mimo, że minął dopiero miesiąc, ufałam jej, ponieważ, lekceważąc opinię innych, podeszła do mnie i zagadała, nie naśmiewając się. Nie obchodziło jej zdanie reszty klasy. Cieszyło mnie to. Dzięki niej miałam kogoś, komu mogłam się zwierzyć.
            Dotarłyśmy za budynek szkoły.
- Zaczekaj tutaj – poleciła unosząc swoje kąciki ust w górę i gdzieś poszła. Nie mając, co robić, rozejrzałam się dookoła. Jakieś cztery, czy pięć metrów od ściany budynku była stara siatka ogradzająca teren, porośnięta różnymi roślinami ze wszystkich stron. Za nią, po drugiej stronie, rosło ogromne drzewo, którego gałęzie sięgały niemal ziemi. Przy murze ścieżka biegła po prostu dalej.
            Rozejrzałabym się dokładniej, ale poczułam czyjąś rękę na swoich plecach, a zaraz potem ostre pchnięcie, przez które poleciałam na kolana, boleśnie zdzierając sobie z nich skórę. Obejrzałam się przez ramię. Dostrzegłam Hyuka i jego dwóch kolegów – Leo i N.
            - O, kogo my tu mamy? Jakaś zagubiona owieczka postanowiła nas odwiedzić? – zapytał złośliwym tonem ten, którego nienawidziłam najbardziej z całej tej trójki. N podszedł do mnie i stanął nade mną. Odkręcił butelkę wody, trzymaną przez niego w ręku i oblał mnie nią.
            Zaplanowali to sobie. Wszystko dokładnie przemyśleli, wciągając w to JanDi. Od początku tylko udawała moją przyjaciółkę? – takie myśli przelatywały mi przez głowę. Wiedziałam, że nie mam szans uciec. Jedyną rzeczą, jaka mi została, było zniesienie tego wszystkiego w spokoju i niedawanie mu satysfakcji z kolejnej „wygranej” nade mną. Podparłam się rękami, chcąc wstać, jednak wtedy poleciała na mnie kolejna rzecz, a mianowicie mąka. Biały proszek przyległ do każdego elementu mojego mundurka. Jakby tego było mało, parę sekund później na mojej głowie rozbite zostało jajko. W moich oczach stanęły łzy. Jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo tak podłego, ani nawet nie widziałam kogoś, kto robiłby takie rzeczy. Czym sobie zasłużyłam na taki los? Chłopacy roześmiali się głośno.
- I jak ci się podoba takie „ciasto” urodzinowe, Hyuk? – zapytał Leo.
- Wygląda bardzo…smacznie – odparł złośliwym tonem i oblizał wargi, a zaraz potem kopnął piasek ze ścieżki prosto na mnie. Ten ruch był tak niespodziewany, że nie zdążyłam się nawet osłonić rękami.
- Jak myślicie, teraz będzie wyglądać chociaż trochę lepiej? – znów N.
- Nie, jej już nic nie pomoże – głos SangHyuka działał mi na nerwy. Wspomniany przeze mnie chłopak schował ręce do kieszeni spodni i wraz ze swoimi towarzyszami odeszli w tylko sobie znanym kierunku, śmiejąc się ze mnie pod nosem. Choć czy pod nosem? Chyba nie. Cicho to oni na pewno się nie zachowywali.
            Odczekałam jeszcze chwilę, po czym chwiejnie podniosłam się z ziemi. Łzy w moich oczach coraz bardziej chciały pokazać się światu. Jeszcze nigdy nie było tak źle jak teraz.
            Skierowałam swoje kroki w kierunku wyjścia ze szkoły. Już nawet nie wracałam do klasy po plecak. Swoją drogą z nim też mogli już coś dawno zrobić. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Idąc przez dziedziniec, słyszałam śmiechy innych i czułam ich spojrzenia na sobie. Szłam z głową opuszczoną w dół, choć pewnie i tak każdy tutaj mnie rozpoznawał, ze względu na „żarty” Hyuka. W tym momencie chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię.
- _____ - usłyszałam cienki głos JanDi przy samym wyjściu. Nie odpowiedziałam jej. Wyminęłam ją, nawet na nią nie spoglądając.
            Do domu dostałam się dopiero po dłuższym czasie. Nie śpieszyło mi się. Gdy tylko się przebrałam w czyste ubrania, postanowiłam zadzwonić do mojego ojca.
- Halo? – odebrał po trzech sygnałach.
- Hej tato – przywitałam się z nim tonem, który mówił, że jestem szczęśliwa, choć wcale tak nie było. Po prostu mam dobre umiejętności aktorskie lub też mój ojciec nie potrafi rozpoznać, kiedy kłamię.
- Cześć córeczko. Coś się stało? – zapytał troskliwie.
- Nie. Chciałam tylko powiedzieć, że planuję zmienić szkołę.
- Tak? Dlaczego?
- W tej, do której uczęszczam obecnie, jest słaby poziom nauczania. Chcę pójść gdzieś, gdzie będę mogła się nauczyć znacznie więcej – skłamałam drugi raz podczas tej rozmowy. Prawda była taka, że już tutaj był wysoki próg nauczania, a co dopiero gdzieś indziej. No nic, skoro już tak postanowiłam, to będę się tego trzymać. Nic mnie w tej szkole nie trzyma.
- Hmm… Dobrze. Do końca tygodnia znajdź sobie szkołę, która ci odpowiada. W poniedziałek odbierzemy twoje papiery i podpiszę odpowiednie dokumenty, dobrze?
- Tak, dziękuję. Późno dzisiaj wrócisz? Może przygotuję jakąś kolację? – zaproponowałam. Miło byłoby spędzić z nim czas pierwszy raz od paru dni.
- Specjalnie dla ciebie zerwę się dzisiaj szybciej – zaśmiał się.
- Dobrze, będę czekać! – humor dzięki tej rozmowie nieco mi się polepszył.
            Miałam jeszcze trochę czasu, aby przygotować kolację, więc włączyłam laptopa i od razu zaczęłam szukać nowej szkoły dla siebie.

***

            Do końca tygodnia nie pojawiłam się już w szkole, a mój telefon okupowany był przez obcy numer, przez co go nie odbierałam. Nie miałam w zwyczaju odbierać połączeń od nieznanych numerów. Przez ten czas znalazłam nowe więzienie dla siebie, o jeszcze wyższym poziomie. Mieli jeszcze wolne miejsca, więc od razu się z nimi skontaktowałam. Teraz wystarczyło tylko donieść odpowiednie dokumenty. Zastanawiałam się tylko, jak sobie tam poradzę, ale to zmartwienie starałam się odstawić na dalszy plan, żeby tylko nie stchórzyć. Najważniejsze było teraz to, że przeniesienie nie sprawi mi żadnego problemu no i szkoła umiejscowiona była w kierunku przeciwnym do poprzedniej, więc szanse, że kogoś stamtąd spotkam były minimalne.
            Teraz, przygotowując się na wyjście do liceum, które opuszczałam, cały czas myślałam o SangHyuku, tak samo, jak i przez cały tydzień, który minął mi na szczęście dosyć szybko. Nie wiedziałam, czemu chłopak wciąż gościł w mojej głowie, skoro chciałam o nim jak najszybciej zapomnieć i zamknąć ten jakże krótki rozdział mojego życia.
            Ubrana w zielone rurki i t-shirt z białymi napisami, zeszłam na dół, do kuchni, gdzie czekał na już na mnie mój tata.
- Gotowa? – zapytał, a ja skinęłam mu głową. Razem ruszyliśmy do samochodu, zaparkowanego już na podjeździe. Miło, że ojciec, mimo natłoku pracy, potrafił znaleźć dla mnie czasem odrobinę czasu.
            Na miejscu byliśmy parę minut później. Trafiliśmy na lekcję, więc korytarze świeciły pustkami. Po zaledwie minucie byliśmy już w sekretariacie, odbierając moje papiery. Na sam koniec mieliśmy jeszcze wstąpić do gabinetu dyrektorki, by tata podpisał odpowiednie kartki. Stwierdziłam, że nie muszę iść z nim i postanowiłam poczekać na niego na dworze. Gdy tylko znalazłam się przed oszklonymi drzwiami i odeszłam parę kroków od nich, stając w pełnym słońcu, zadzwonił dzwonek, a uczniowie zaczęli wylewać się z wnętrza budynku na świeże powietrze. Stałam tyłem do wejścia. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Odpowiadało mi to.
- _____ - usłyszałam za sobą znienawidzony przez siebie głos. Wzdrygnęłam się, jednak postanowiłam udawać, że tego nie usłyszałam. Chwilę potem poczułam rękę na swoim ramieniu i zostałam odwrócona w jego stronę. Nasze twarze znalazły się przez ten ruch zbyt blisko siebie. Piorunowałam go wzrokiem.
- Wiedziałem, że to ty, że się nie pomyliłem – uśmiechnął się do mnie.
- I co? Tylko tyle miałeś mi do powiedzenia? Jak chcesz mnie dalej gnębić, to już możesz sobie odpuścić i iść – fuknęłam. Od razu spoważniał.
- Martwiłem się o ciebie. Gdzie byłaś przez cały tydzień? Dlaczego nie odbierałaś telefonu? – a więc to był ten obcy numer… Dobrze, że go nie odebrałam.
- Ty? Martwiłeś się? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – wyrzuciłam z siebie. – Co ty w ogóle sobie myślisz?! Najpierw nie dajesz mi żyć, a teraz nagle taki milutki? Nie, nie, nie. To niemożliwe. Co kombinujesz tym razem? Obrzucić mnie jajkami czy pomidorami? Pociąć mi ubrania, czy może… - nie dokończyłam. Zostało mi to brutalnie przerwane. Jego usta przylgnęły do moich. Objął mnie ramionami. Próbowałam go odepchnąć, ale zaraz chwycił moje nadgarstki i jedną dłonią je przytrzymywał, a drugą wciąż lekko obejmował. Jego język zaczął napierać na moje usta. Z początku się opierałam, ale w końcu odpuściłam i rozchyliłam wargi, pozwalając wtargnąć mu do środka. Jego mięsień zaczął masować moje podniebienie, policzki, aż w końcu zaczął wprawiać w ruch także mój. Co gorsza, spodobało mi się to. Mogłabym trwać tak wiecznie. Niestety, wszystko musi się kiedyś skończyć, a nam akurat zabrakło powietrza. Odsunęliśmy się od siebie. Patrzyłam na niego z wypiekami na twarzy i łzami wściekłości w oczach.
- _____, podpisałem już wszystko, co musiałem. Muszę się już zbierać do pracy. Pójdziesz sama zanieść swoje dokumenty do nowej szkoły? Przepraszam, że nie mogę iść z tobą – ujrzałam ojca, który nagle pojawił się znikąd za plecami SangHyuka.
- Tak tato, oczywiście, nie ma problemu. Ważne, że się na to zgodziłeś – powiedziałam energicznie, z szerokim, aczkolwiek wymuszonym uśmiechem.
- Och, chyba przeszkodziłem wam w rozmowie – spojrzał na Hana.
- Nie, nie przeszkodziłeś. Już skończyliśmy – odparłam i wyminęłam chłopaka. Pożegnałam się z tatą i wyruszyłam rozpocząć nowy rozdział w moim życiu.
- _____, zaczekaj! – usłyszałam za sobą Hyuka, jednak nie obejrzałam się za siebie.

***

            W nowej szkole wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło, w porównaniu do poprzedniej. Chodziłam do niej dopiero tydzień, a już miałam masę znajomych. Przyjaciółmi nazwać ich jednak nie mogłam. Nie znałam ich zbyt długo, a na własnych błędach nauczyłam się, że nie mogę nikomu zacząć ufać zbyt szybko. Po tym wszystkim po prostu nie potrafiłam. Martwiło mnie także to, że Han SangHyuk wciąż nie chciał wyjść z mojej głowy. Nie potrafiłam go z niej wyrzucić, mimo że bardzo tego chciałam. To, co zrobił tuż przed moim odejściem… utkwiło w mojej pamięci. Wciąż czułam dotyk jego ust na swoich. Yah! Dlaczego wciąż o nim myślę, skoro go nienawidziłam?

***

            Minął kolejny tydzień. Od dwóch tygodni nie widziałam Hyuka. To chyba dobrze, prawda? Nie niepokoił mnie, więc mogłam żyć w spokoju. Wciąż zdarzały się momenty, kiedy o nim myślałam, chyba nawet były coraz częstsze, zamiast coraz rzadsze.
            Nauki wciąż przybywało. Poziom faktycznie był wyższy, jednak dawałam sobie radę, przynajmniej na razie. Akurat miałam kończyć zadanie z matematyki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Westchnęłam zrezygnowana, wiedząc, że jeśli teraz zostawię to zadanie, to jak do niego wrócę, zgubię się i będę musiała zacząć od nowa. Wstałam jednak ze swojego miejsca i poszłam otworzyć, nie chcąc wychodzić na niegrzeczną przed kimś, kto czekał na zewnątrz.
            Wstrzymałam oddech, widząc, kto stał za drzwiami.
- Co tutaj robisz i skąd masz mój adres? – wyrzuciłam, gdy otrząsnęłam się z pierwszego szoku i zastąpiła go wściekłość.
- Chciałem przeprosić…
- Za co? Za oblanie mnie wodą, twój ostatni występek, czy może…
- Za wszystko, co zrobiłem, odkąd cię poznałem. Miałem swój powód, który może się wydać niczym, ale…
- Tak? No powiedz, jaki, szybko. Nie mam na ciebie czasu – warknęłam. Ciągle sobie tylko przerywaliśmy w połowie zdania.
- Zakochałem się w tobie. Od pierwszego wejrzenia.
- I to był twój powód?! Jeśli chciałeś, żebym zwróciła na ciebie swoją uwagę, to ci się udało, tylko w negatywnym sensie – prawie wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Dopiero teraz przyjrzałam mu się uważnie, mimo że wściekłość coraz bardziej mnie wypełniała. Jego włosy rozwichrzone były we wszystkich kierunkach świata, oczy jakby utraciły swój blask, a pod nimi znajdowały się wory, jakby nie spał przynajmniej tydzień.
- Wiem, przepraszam – rzekł cicho, spuszczając głowę w dół. Wypuściłam powietrze z ust. Czy mogę mu zaufać i dać jeszcze jedną szansę? Nie mam żadnej pewności, że znowu tak nie postąpi. Obawiałam się tego.
- Ech… dobrze, zacznijmy od nowa. Daję ci jeszcze jedną szansę, mam nadzieję, że jej nie zmarnujesz. A teraz wejdź do środka. Zrobię ci herbaty. Wyglądasz koszmarnie – powiedziałam szybko, nawet nie wiedząc dokładnie, co takiego wypadło z moich ust. Dopiero po chwili doszedł do mnie sens moich słów i nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę mu wszystko wybaczyłam i puszczam to w niepamięć?
            Chłopak zaśmiał się, jakby czymś rozbawiony.
- Z czego się śmiejesz? Mam coś na twarzy?
- Zaczynasz matkować – zaczął się jeszcze bardziej śmiać, aż chwycił się za brzuch.
- Yah! Bo zaraz zmienię zdanie! – oburzyłam się. Han jeszcze przez chwilę walczył ze śmiechem, ale w końcu się uspokoił.
- Już – uniósł ręce w obronnym geście. Przepuściłam go w drzwiach, pozwalając mu wejść do środka. Nie pytając go o zdanie, zaczęłam przygotowywać herbatę. Po jakiś pięciu minutach postawiłam przed nim kubek parującej cieczy i usiadłam do stołu, przy jakim on przysiadł chwilę wcześniej.
            - Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś? – zapytałam po paru minutach ciszy, upijając przy tym łyk herbaty.
- Bałem się. Nie wiedziałem, jak zareagujesz, szczególnie po tym, jak spotkaliśmy się pierwszy raz, gdy oboje byliśmy spóźnieni. Potem zatraciłem się w robieniu tych wszystkich chamskich rzeczy… Chciałem się w tobie odkochać – błądził wzrokiem po pomieszczeniu, unikając mojego spojrzenia, jakby miało go zabić.
- Mhm… Gdyby numery klas nie były pomieszane, to bym się nie spóźniła… - mruknęłam bardziej sama do siebie, niż do niego.
- A, to… Razem z chłopakami wywinęliśmy numer nowemu nauczycielowi, który akurat na Prima Aprilis miał dołączyć do grona pedagogicznego naszej szkoły. Taki prezent na powitanie. Do tej pory nikt tego nie zmienił. Niektórzy nauczyciele do tej pory się mylą – odparł rozbawiony, a ja, nie wiedzieć, czemu, zaśmiałam się.
            Rozmawialiśmy tak do późnej nocy. Około trzeciej zaproponowałam mu, by już dzisiaj został u mnie na noc. Ojciec i tak był w podróży służbowej, a nawet gdyby nie był to i tak by się zgodził. Nigdy mi niczego nie zabraniał, więc tego też by nie zakazał. Hyuk przystał na moją propozycję bez większych oporów. Było po nim widać, że zmęczenie mu towarzyszyło na każdym kroku.

***

           Od miesiąca ja i SangHyuk spotykaliśmy się ze sobą, choć do tej pory żadne z nas nigdy nie powiedziało, że tak jest. Nie określaliśmy się mianem „swojej dziewczyny” lub „swojego chłopaka.” Nie wiedziałam, dlaczego tak było, ale nie naciskałam. To mogło skończyć się w każdej chwili. Wolałam nie ryzykować i możliwie potem cierpieć jak najmniej. Przez ten czas jednak zmienił się i to bardzo. Był miły i troskliwy, jak nie on. Również się w nim zakochałam, jednak na razie nic o tym nie mówiłam. Nie miałam pewności, czy się mną przypadkiem nie bawił, czego bardzo nie chciałam. Mimo wszystko, naprawdę starał się, abym mu wszystko wybaczyła oraz z nim była. Nie mówił na ten temat, ale dobrze wiedziałam, jak było. Cieszyłam się z tego, że dałam mu tę jedną szansę. Jak na razie dobrze ją wykorzystywał i był na dobrej drodze.
            - Dzisiaj do naszej klasy dołączy nowy uczeń – z zamyślenia wyrwała mnie wychowawczyni. Gdy wszystkie spojrzenia powędrowały na nią, powiedziała:
- Proszę, wejdź – w tym samym momencie drzwi do klasy otworzyły się i do środka wszedł…
- Dzień dobry, nazywam się Han SangHyuk. Proszę, zaopiekujcie się mną – ukłonił się przed wszystkimi, a jego spojrzenie powędrowało na mnie. Moje serce zabiło szybciej. Przeniósł się tutaj, pomimo tego, że w tamtej szkole miał przyjaciół… Dla mnie.
            Moje oczy wypełniły się łzami radości. Jeszcze nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Nawet się tego nie spodziewałam. Chłopak usiadł w ławce obok mnie i kciukami starł z moich policzków przezroczyste krople, jakie wydostały się z moich oczu.
            Po skończonej lekcji Hyuk chwycił moją dłoń i wyprowadził mnie na zewnątrz. Stanęliśmy pod jakimś drzewem znajdującym się na terenie szkoły. Han wyciągnął coś z kieszeni spodni, dokładnie zamykając to w swojej pięści i stanął za mną. Pochylił się nade mną.
- _____, zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, całując przy tym płatek mojego ucha, a na szyi zapinając łańcuszek. Gdy tylko to zrobił odwróciłam się w jego stronę, patrząc mu uważnie w oczy. Przyłożyłam rękę w miejsce, gdzie powinien być wisiorek i spojrzałam na niego. Było to złote serduszko z naszymi inicjałami. Rzuciłam mu się na szyję.
- Oppa, oczywiście, że tak! – odpowiedziałam uradowana na jego pytanie.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – szepnął jeszcze i zamknął mnie w swoim uścisku.

            To zdecydowanie najlepsze urodziny w moim życiu.

Komentarze

  1. No więc zacznijmy od tego, że jestem chora i mama zrobiła mi jakieś lekarstwo do picia. A ja zamiast je wypić wciągnęłam się w Twoje opowiadanie no i oczywiście jak skończyłam to lekarstwo było już zimne. Muszę zrobić drugie. Dziękuję Ci bardzo xD
    A samo w sobie opowiadanie było genialne. *Zauważyłaś moje dwa zamówienia xD?* Najlepszy był moment w tej nowej szkole :) Nie wiem co jeszcze mogłabym tu napisać, ponieważ dopiero co wstałam + jestem chora, a wtedy jestem nieogarnięta. Co ja piszę - ja zawsze jestem nieogarnięta. No więc wiedz, że poprawiłaś mi humor tym opowiadaniem :)
    Życzę dużo weny i jeszcze więcej czasu do pisania.
    Hwaiting~!
    *Muszę w końcu coś napisać na bloga. Zaczęłam cztery różne opowiadania i nie mam kiedy ich skończyć. Trzy tygodnie nic nie dodawałam...*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja dobrze znam sytuację, gdy chcę cos dodać, ale to, co napiszę, mi się nie podoba, a jednak to dodaję z wiadomych względów(nie chce mi się pisać od początku). Nie jesteś sama xD
    Twój scenariusz mi się podobał. Był taki lekki, miło się go czytało. Niczego nie przerysowałaś. Ludzie różnie się zachowują, więc tak napisana historia wcale nie wydaje mi się sztuczna. Stylowo też wszystko było w porządku.
    Życzę weny i czasu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny scenariusz, tylko jedna rzecz mnie odrobinę irytowała. Stawiasz przecinki w niewłaściwych miejscach, co nie tyle utrudnia czytanie, ile po prostu... irytuje. Wiem, powtarzam się, ale nie wiem, jak to inaczej napisać ;p Ale poza tym to nie mam nic do twoich prac. Wszystkie mają w sobie coś wyjątkowego. Chciałabym umieć tak pisać... ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocha, kocham i jeszcze raz kocham! Naprawdę super scenariusz. Lubię takie klimaty :')
    Życzę weny, pozdrawiam i zapraszam na pierwszy rozdział nowego opowiadania.
    http://200-percent-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, fajny shot:) szukałam czegoś o VIXX, trafiłam tu i nie żałuję!
    Życzę weny;)
    Ann Flo
    http://butterflyyoja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, fajny shot:) szukałam czegoś o VIXX, trafiłam tu i nie żałuję!
    Życzę weny;)
    Ann Flo
    http://butterflyyoja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

V (BTS) - My Only Love? Speed. #1

007. Taemin (SHINee) - Dopiero, gdy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele dla nas znaczyło

017. Daesung (Big Bang) - Life in a Strange City