017. Daesung (Big Bang) - Life in a Strange City

Hej, cześć!
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. To już dwa miesiące nieobecności, a nawet więcej!
Nie będę jednak zasłaniać się nauką, szkołą czy brakiem czasu - faktycznie, to wszystko było, ale tylko do połowy czerwca. Potem po prostu byłam na tyle leniwa, że nie chciało mi się nic pisać. Zapewne, gdybym lepiej zorganizowała sobie czas i miała mocniejszą wolę, to już dawno byłaby opublikowana także druga część "My Only Love? Speed.", ponieważ przeze mnie tak długo wszystko trwało.
Tym razem przychodzę z zamówieniem Kim HyeRi na ff z Daesungiem. Szczerze - planowałam to opublikować w urodziny swoje i wyżej wspomnianego pana, ale jak widać padło na inną okazję, albowiem dzisiaj, 9 lipca mija równy rok odkąd założyłam bloga! :3 Yay, cieszmy się x'D
Z tej okazji oprócz nowego fanficiton na blogu, chciałabym także zorganizować coś dodatkowo. Jakieś Q&A z czytelnikami? Wyzwania? Podawajcie propozycje w komentarzach, przyjmę wszystko na klatę x'D
No dobrze, a teraz już nie przedłużam.
Życzę miłego czytania!

Dla: Kim HyeRi
Długość: 6640 słów
Beta: Taeyeon z Magic Hell And Me (thank you <3)


Daesung – Life in a Strange City

            Dziewczyna obudziła się w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Nie pamiętała także, co robiła przedtem, ani kim była. Jedynym, co o sobie wiedziała, było jej imię. HyeRi.
            Rozejrzała się dookoła, podnosząc swoje ciało z betonowej powierzchni. Wokół niej rosły różne, na oko dwumetrowe, drzewa, a obok nich, niemal przy samych pniach, rozrastały się jakieś krzaczki bliżej niezidentyfikowanej rośliny. Wyglądało to trochę, jakby znajdowała się w lesie, z tą tylko różnicą, że zaledwie parę metrów przed nią rozpościerał się widok na jakąś osadę, osadzoną w dole, niedaleko rzeki, jaką stąd widać było idealnie. Gdzie się znajdowała? Na urwisku, z którego można było dostrzec niemalże wszystko. Wzrokiem odszukała jakąś ścieżkę i niepewnie ruszyła nią przed siebie, najprawdopodobniej w kierunku miasta. Nie myliła się. Dokładnie do niego dotarła. Im bliżej się znajdowała, tym większą niepewność odczuwała. Wkroczyła między pierwsze budynki.

            Uważnie przyglądała się wszystkim szklanym oraz betonowym domostwom, które miały z dziesięć metrów wysokości, jak nie więcej. Nie rozumiała, jak ktoś mógł zbudować coś tak wysokiego. Przecież to było wyższe nawet od zamków!
            Kroczyła różnymi drogami, mijając na nich wielu różnych, dziwnie ubranych ludzi. Nawet, jeśli w jej głowie świeciło pustkami, była pewna, że czegoś takiego jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziała. Oni też dziwnie na nią patrzyli, posyłali ukradkowe spojrzenia, jakby zrobiła niewiadomo co.
           Nagle usłyszała hałas, który o mało nie przyprawił jej o zawał serca. Dźwięk na wskroś, boleśnie przeszywał jej uszy, które okazały się być długie i spiczaste, gdy tylko ich dotknęła, chcąc je osłonić. Zdziwiła się tym. Była to dla niej pierwsza oznaka, że wygląda inaczej, niż inni. Czy to dlatego tak na nią patrzyli?
- Tam jest! – Usłyszała czyiś krzyk. Szybko spojrzała w stronę, z której dochodził. Dwóch mężczyzn w mundurach biegło w jej kierunku, wskazując na nią palcem. Rozejrzała się dookoła, a dusza zawisła jej na ramieniu, gdy zorientowała się, że nikogo oprócz niej w pobliżu nie było. Sama nie wiedząc dlaczego, zerwała się do biegu. Czuła, że to może źle się skończyć, dlatego uciekała. Gubiąc dech, błądziła po betonowej dżungli, nie mając pojęcia, gdzie jest, ani jak się stąd wydostać. Powoli traciła siły, a pościg był coraz bliżej. Bardzo dobrze słyszała tych, którzy ją gonili, mimo że ich za sobą nie widziała. Nagle ktoś chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, tak, że stała do niego tyłem. Nim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, jej usta zostały zatkane dłonią tego, który ją pochwycił.
- Ci… Nic ci nie zrobię – wyszeptał jej jakiś mężczyzna do ucha i przysunął się wraz z nią bliżej ściany budynku, akurat w tym samym momencie, w którym pościg przebiegł zaledwie parę metrów od nich. Gdy tylko tupot stóp odzianych w ciężkie obuwie ucichł, została puszczona. Odetchnęła głęboko z ulgą i odwróciła się do tego, który jej pomógł. Oniemiała.
            Przed sobą zobaczyła anioła. Najprawdziwszego. Chłopak był wysoki, a spodnie, które opinały się na jego udach i łydkach mówiły, że jest dobrze zbudowany. Umięśniony i wysportowany. Tak, dało się to stwierdzić po samych nogach, nawet jeśli tors okryty był czarną bluzą. Blond grzywka opadała w większości na jego prawe oko, jednak i ono było dosyć dobrze widoczne. Brązowe tęczówki odbijały światło dzienne z radosnymi iskierkami. Miał wyraźne rysy twarzy, a nos idealnie do niej dopasowany. Jeszcze nigdy nie widziała tak przystojnego chłopaka, jakim był jasnowłosy. Czuła się, jakby miała przed sobą żywą rzeźbę Michała Anioła.
            - Chodź ze mną. Możesz się u mnie schronić – powiedział spokojnie, uśmiechając się do niej lekko. Wybudzona z transu skinęła głową, nic mu nie odpowiadając i po prostu ruszyła za nim.
            Kroczyli różnymi drogami, co chwilę zmieniając kierunek trasy. W końcu przekroczyli próg jednego z bloków i po schodach wspięli się na jedno z najwyższych pięter. Chłopak otworzył drzwi i wpuścił ją przodem, a ta zatrzymała się już po pierwszym kroku, przyglądając się sobie w lustrze.
            Delikatne, długie włosy, koloru jasnego blondu, prawie identycznego, jak ten jej wybawcy, spływały w dół po ramionach. Duże, zielone oczy wpatrywały się w swoje odbicie z tajemniczym błyskiem. Biała spódniczka sięgała zaledwie do połowy ud, a górne odzienie było co najmniej dziwne, w kolorze brązu oraz odcieniach żółci i zieleni. Odkrywało jej szczupły, całkiem dobrze wyrzeźbiony brzuch.
            Blondyn położył rękę na jej ramieniu i delikatnie popchnął do wnętrza mieszkania.
- Daesung! Przenieś się w końcu na inne piętro! Ile razy mam ci to powtarzać? – W pomieszczeniu rozległ się głos chłopaka z włosami postawionymi do góry. Siedział w fotelu, głową do dołu.
- Yah! Taeyang! Ubierz się! – uniósł się ten, który ją tu przyprowadził, a dziewczyna nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.
- O! Przyprowadziłeś ją! – Jakiś czarnowłosy zerwał się z miejsca, rzucając jakąś tkaniną w tego na fotelu.
- Seungri, ogarnij się w końcu i wydoroślej – westchnął jakiś mężczyzna o niebieskich włosach. Daesung pokręcił tylko głową z niedowierzaniem, zaraz jednak na jego twarzy na powrót zagościł uśmiech. Usadowił blondynkę na kanapie, pomiędzy Seungrim, który nieco przypominał jej misia pandę, a tym z niebieskimi włosami, który swoją drogą był strasznie kościsty. Dae, bo tak postanowiła go nazywać, wziął krzesło i usadowił się przed nią.
- Jak już pewnie wiesz, jestem Daesung. Ten tutaj to Seungri, ale pewnie to też już wiesz, tak samo jak i to, że tamten to Taeyang – Kolejno wskazywał na każdego, o którym mówił. – Ten drugi obok ciebie to T.O.P. Brakuje tutaj tylko G-Dragon’a, który pewnie zjawi się za jakiś czas. Wtedy go poznasz – powiedział obojętnie, wywracając przy tym oczami. – A ty? Jak masz na imię? – zapytał w końcu. Na początku poruszyła niemo ustami, chcąc wydobyć z siebie głos. Doszła do wniosku, że od dawna musiała nic nie mówić, skoro przychodziło jej to z lekkim trudem.
- Hye…HyeRi… - powiedziała cicho, jednak każdy w pomieszczeniu doskonale ją usłyszał. Dopiero teraz doszedł do niej fakt, jak bardzo spragniona była.
- A więc HyeRi… chcesz coś do picia? Jesteś głodna? – Czy on jej czytał w myślach? Jeśli tak, to chyba było jej to na rękę. A jeśli nie, to trudno. Pokiwała głową na tak.
- Pić… proszę… - mruknęła, siląc się na jak najgłośniejszy ton. Chłopak skinął głową i wyszedł, po dwóch minutach wracając ze szklanką wody. Dziewczyna szybko wypiła całą jej zawartość i odetchnęła. Pragnienie w jakimś stopniu minęło.
- Dziękuję – powiedziała nad wyraz wyraźnie i w tym momencie Panda rzucił się na nią i zaczął ją przytulać najmocniej, jak potrafił. Szybko jednak został odciągnięty od niej przez niebieskowłosego, przez co sądziła, że będzie mu dozgonnie wdzięczna. Nie minęło wiele czasu od tego wydarzenia, a cała piątka usłyszała trzask drzwi i po paru sekundach w salonie pojawił się nie kto inny, jak G-Dragon, którego miała dopiero poznać. Jego przydługa czarno-czerwona grzywka zasłaniała mu połowę twarzy. W dodatku towarzyszyły jej dziwne uczucia w związku z nim. Był jakiś taki… podejrzany. Wydawało jej się, że wokół niego czai się mrok, jednak mimo tego starała się na niego patrzeć pozytywnie. Przedstawił jej się i zajął miejsce pod ścianą, siadając na podłodze po turecku.
- HyeRi… wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale nie wychodź stąd przynajmniej, póki sytuacja nie ucichnie. Jako elfka będziesz teraz poszukiwana i będzie to dla ciebie niebezpieczne… - zaczął Daesung.
- Elfka? – zapytała niepewnie i tak oto zbiła go z tropu.
- Skąd pochodzisz? – Zaczynał nabierać podejrzeń do wszystkiego. Nie wiedział, co takiego się stało.
- Nie wiem – odpowiedziała, spuszczając wzrok na podłogę. Tego się nie spodziewał. Zaczął zadawać jej jeszcze inne pytania, typu „Ile masz lat?”, „Masz rodzeństwo?”, „Co robiłaś do tej pory?”, ale na każde z nich dostawał taką samą odpowiedź. Straciła pamięć – olśniło go. Nie wiedział, co ma w takim przypadku zrobić. Nie był na to gotowy. Jego plany zaczęły sypać się niczym domek z kart. Musiał teraz wymyślić coś, co ich uratuje. Nie mógł jej na razie powiedzieć tego, co powinien na start, gdyby ta posiadała swoje wspomnienia. Musiał wszystko wprowadzać stopniowo. Zapoznać ją z tym światem.

***

            Tak, jak Daesung zaplanował, tak też robił. Powoli wprowadzał blondynkę w realia swojego świata, uczył ją wszystkiego po kolei. Załatwił jej też normalne ubrania, gdyby w razie nagłej potrzeby musiała wyjść z mieszkania, a stare spalił, by nie pozostało po nich nawet śladu. Nikt nie mógł się dowiedzieć, gdzie ona aktualnie przebywa. On i czwórka jego przyjaciół trzymali się tego, niczym tonący, który gotów był chwycić się nawet brzytwy, aby zostać uratowanym. Zauważył też zmianę zachowania pozostałych chłopaków. Przy dziewczynie wszyscy udawali pogodnych i wyluzowanych, ale gdy tylko ta znikała im z oczu, dostrzegało się to, jak bardzo zestresowani byli. Już dawno nie widział ich w takim stanie. Szczególnie najmłodszego, który wiecznie się uśmiechał. Teraz wszystko wypadało mu z rąk, gdy tylko zostawał sam, raz nawet się rozpłakał, gdy myślał, że nikogo nie ma. Daesung był. Zawsze. I może pocieszyłby Pandę (to przezwisko przyjęło się już nawet wśród pozostałych członków), ale i tak niczego by się nie dowiedział, przez co wszystko działałoby z marnym skutkiem i bardzo prawdopodobnym było to, że pogorszyłoby sprawę. Dlatego też skupiał się na elfce. Starał się, aby ta czuła się wśród nich jak najlepiej. Próbował nawet zbliżyć ją z G-Dragon’em, ale mu to nie wychodziło. Oboje wykazywali niechęć do poznania się bliżej.
            Pewnego dnia blondyn został sam wraz z zielonooką w mieszkaniu. Nie przejmował się tym zbytnio. Żaden z jego sąsiadów nie widział elfki, nie było takiej szansy, ponieważ ta nie wychodziła nawet na balkon, a okna przeważnie były zasłonięte. Jednak coś musiało pójść nie tak. Ktoś musiał się przez przypadek dowiedzieć. Nie spodziewał się, że w tak spokojnej chwili do jego drzwi mogą zapukać mundurowani. Nie zdążył nawet nic powiedzieć, a ci przepchnęli się obok niego i wtargnęli do środka. Dziewczyna, niczego nie świadoma, spojrzała w ich kierunku i w tym samym momencie w jej oczach zauważyć można było strach i przerażenie. Mężczyźni zaczęli zbliżać się w jej stronę, a ona nie miała żadnej drogi ucieczki. Chłopak, chcąc coś zrobić, chwycił pierwsze, co miał pod ręką i rzucił się na jednego z nich. Wróg oberwał w głowę... glanem. Skulił się z bólu. Przynajmniej nie było to nic, co spowodowałoby trwały uszczerbek na jego zdrowiu… a rana bolesna. Blondyn powalił na ziemię także drugiego z nich i już, gdy chciał krzyczeć do HyeRi, by ta uciekała, w drzwiach stanęła kolejna grupa ludzi posłusznych temu fałszywemu prawu, jakie panowało w tych czasach. Siłą został odciągnięty od tego, którego powalił i został rzucony na ziemię. Zaraz potem dla jego ciała nastąpiła fala bólu, zadana przez wojskowych. Kopali go z całej siły, z pełną nienawiścią. Starał się osłonić głowę, jednak niewiele to dawało. Kulił się przed nimi, czekając, aż przestaną, jednak przez cały ten czas nie wydał z siebie nawet dźwięku. Wiedział, że serce elfki już teraz się kraja. Gdyby pozwolił sobie na słabość, ona mogłaby się załamać, a na to nie mógł pozwolić. Zdążył ją poznać przez te parę dni. Była delikatną istotą, a oni jej potrzebowali.
            Gdy w końcu przestali okładać brązowookiego kopniakami, pozbierali go z ziemi i zakuli w kajdanki. Blondynkę także pojmali. Obojga zaprowadzili do opancerzonego samochodu i wstrzyknęli nieznaną im substancję do organizmu. Najpierw zasnęła ona, mając słabszy organizm. Po niej przyszła kolej na niego. Przez chwilę walczył z środkiem, jednak nie dał rady. Zasnął z widokiem łez elfki w oczach.

***

           HyeRi obudziła się w zupełnej ciemności. Jedynie przez szparę w suficie do pomieszczenia wpadało światło księżyca. Nie wiedziała, gdzie była, ani ile czasu tutaj spędziła, jednak obstawiała co najmniej kilka godzin, sądząc po tym, że gdy ich zabrali słońce było jeszcze w pełni. Właśnie… gdzie jest Daesung?! Szarpnęła się, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk poruszanego metalu. Dopiero teraz zorientowała się, że jej nadgarstki uwięzione są w żelaznych okowach przymocowanych do łańcuchów zwisających z sufitu. Także nie miała na sobie niczego, oprócz bielizny. Wszędzie panowała cisza, która sprawiała, że gardło blondynki ściskało się. Ponownie w przeciągu paru godzin zaczęła się bać. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Sama nie wiedziała, czy to ze strachu, czy może przez chłód panujący w pomieszczeniu. Martwiła się także o Daesunga. Co z nim? Czy jest bezpieczny? Zrobili mu coś? Żyje? Nie potrafiła pozbyć się takich pytań z głowy.
            Wtem drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Blondynka spojrzała w ich stronę swoimi dużymi, zielonymi oczami. Wszedł przez nie obcy jej mężczyzna, na oko mający pięćdziesiąt lat. Przystanął jeszcze w rogu pokoju. Dopiero teraz zauważyła stojący tam stół, jednak jego zarys był niewyraźny. Zaraz podszedł bliżej niej, a w panującym półmroku dało się dostrzec blask światła odbitego od powierzchni noża. Z kieszeni wyjął jakąś strzykawkę.
- HyeRi, HyeRi… Kojarzysz zapewne opium, prawda? – zaczął, szczerząc się przy tym z chorym błyskiem w oku. – Zawsze chciałem zobaczyć, jakie skutki przynosi, jeśli poda się je dożylnie. Nie sądzisz, że ty, będąc elfką, będziesz jeszcze ciekawszym obiektem doświadczalnym, niż człowiek? – zapytał. Nie odpowiedziała. Co mogła zrobić? Wołać o pomoc? Przecież to teraz nic nie pomoże. Czy ktokolwiek by ją usłyszał? Nie chciała też dać się sprowokować. Opium było narkotykiem, od którego łatwo można się było uzależnić. Doprowadzał nawet do śmierci. Czasem nazywany był także trucizną. Zdarzały się przypadki, że ludzie po tym umierali, bo przedawkowali. Opium stosowane było jako lek na różne dolegliwości, niby pomagało. Sama nigdy nie miała okazji go zażyć. I nie miała takiego zamiaru. Szkoda tylko, że w tym przypadku nikt nie pytał jej o zdanie. Mężczyzna zbliżył się do niej jeszcze bliżej. Próbowała się cofnąć, wyrwać, lecz nadaremno. Substancja została wstrzyknięta prosto w jej żyły. Z ust elfki dobył się krzyk przepełniony bólem i rozpaczą, a był to dopiero początek jej męczarni. Przez najbliższe miesiące, dni, godziny, minuty jej skóra miała zostać nacięta jeszcze tysiące razy, a w rany wsmarowywane być miały różne specyfiki o najwymyślniejszych zastosowaniach.
           
Trzy dni minęły, odkąd HyeRi wraz z Daseungiem zostali uwięzieni. W tym samym czasie Seungri, T.O.P oraz Taeyang i G-Dragon szukali sposobu, jak ich wydostać z murów, do których żaden cywil jak do tej pory nie miał dostępu, a jeśli już się tam dostał, to nigdy nie wyszedł i nie zobaczył już światła dziennego. W czasie, kiedy nie było z nimi blondyna, stresowali się jeszcze bardziej, niż do tej pory i teraz nawet udawanie, że wszystko jest w porządku, nie pomagało, bo każdy wiedział, jaka jest prawda.
Zanim wybrali się, by uratować blondyna i blondynkę, zdążyli pokłócić się już parę razy, szczególnie, że G-Dragon nie chciał za bardzo współpracować oraz często rzucał ironicznymi komentarzami. Zapewne, gdyby czasy były inne, nie zareagowaliby na to nawet, ale stres ich po prostu zjadał. W końcu jednak udało im się opracować odpowiedni plan i w nocy z trzeciego dnia na czwarty wyruszyli z nowej już kryjówki. Przecież mieszkanie Daesunga już się na nią nie nadawało…
O dziwo, udało im się znaleźć jakąś drogę, która prowadziła kanałami i mało kto wiedział o jej istnieniu, dzięki czemu było niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś ich przyłapie, gdy oni będą się próbowali się tam dostać. Na wszelki wypadek, utworzyli też dodatkowy plan ucieczki, gdyby coś im się nie powiodło oraz nauczyli się wszelkich dróg na pamięć. Każda z nich mogła się okazać ratunkiem w najmniej spodziewanych sytuacjach.
Kroczyli przed siebie z pochodniami w rękach. Mimo tego, że był rok 3000 i technologia poszła do przodu, niektóre techniki wróciły do tych średniowiecznych. W obecnych czasach nikt nie używał latarek, ani latarni – w grę wchodziły tylko pochodnie. Urządzenia dające światło, wcześniej wymienione, przeznaczone były dla tych wysoko postawionych i dla… rządu. Każdy, kto służył prawu praktycznie całe życie, miał do tego prawo, ale nie zwykły obywatel. Przez ostatnie tysiąc lat świat znacznie się zmienił. Niestety na gorsze. Ludzie byli kontrolowani przez tych z wyższych sfer, nie mieli już własnej woli. Gdy ktoś próbował się przeciwstawić, chip w jego głowie, który został umieszczony tam zaraz po urodzeniu, sprawiał, że osoba ta popełniała samobójstwo lub też sam ją zabijał jednym mikrowybuchem. Zdarzały się jednak jeszcze inne wyjątki. Takie jak piątka naszych bohaterów oraz elfka – szósta bohaterka. Oni nie mieli żadnych chipów, działali samowolnie, kryjąc się przed władzami. Jeśli ktoś dowiedział się o ich działaniach, musieli szybko znikać i tworzyć sobie nowe miejsce gdzie indziej. Tacy jak oni zazwyczaj sprzeciwiali się rządowi i obecnej władzy, dlatego byli poszukiwani w całym kraju. Nikt nie miał nad nimi władzy.
Nareszcie dotarli w odpowiednie miejsce, po prawie godzinie marszu. Taeyang, jako ten najsilniejszy, wspiął się pierwszy po metalowej drabinie przymocowanej do ściany i uniósł lekko drewnianą klapę, upewniając się, że żaden strażnik nie przechodzi teraz tamtędy w ramach obchodu. Gdy upewnił się, że jest bezpiecznie, uniósł pokrywę wyżej i wyszedł na zewnątrz, stając bezpiecznie na podłodze i czekając, aż pozostała trójka także wyjdzie.
Zmierzali w kierunku cel więziennych. Po przekupieniu jednego ze strażników jakiś czas temu, dostali plany budynku, dzięki czemu mogli zaplanować akcję ratunkową. Żaden z nich nie miał pojęcia, jakim cudem udało im się to tak łatwo. Czyżby ten strażnik też miał własną wolę i to ukrywał? Przecież najciemniej jest zawsze pod latarnią…
Przez całą drogę towarzyszyły im krzyki pełne bólu dochodzące do ich uszu. Starali się je ignorować. Najpierw postawili sobie za cel ocalić Dae, a potem dopiero HyeRi. Łatwiej było znaleźć chłopaka, aniżeli ją. No i musieli się lepiej zorganizować, a blondyn przebywał tutaj już parę dni, przez co mógł zdobyć parę informacji.
Po kolei zaglądali przez kraty do każdej celi. Często napotykali się na obce osoby, jednak raz czy dwa ich oczy zauważyły kogoś znajomego, jednak już na tyle zmasakrowanego, że ich nie poznawał. Ci, których znali, byli niczym ludzie obłąkani. Nawet nie kontaktowali z rzeczywistością. Chłopakom serce się krajało, gdy ich mijali, ale nic nie mogli na to poradzić. Za to każdy z nich poprzysiągł sobie, że kiedyś ich stąd wyciągnie. Niestety – jeszcze nie teraz.
Kilkanaście prób minęło, nim znaleźli te właściwe miejsce pobytu ich przyjaciela. Na szczęście udało im się to i dziękowali za to każdemu bogu, jakiego tylko znali. Była to już połowa drogi do sukcesu. Albo jedna trzecia, bo drugim etapem tej misji było znalezienie zielonookiej, a trzecim ucieczka, nim ktokolwiek ich zauważy.
- Daesung! – krzyknął szeptem Seungri, gdy znaleźli się przy właściwych drzwiach. Blondyn migiem znalazł się po ich drugiej stronie. – Nareszcie cię znaleźliśmy! Zaraz cię stąd wydostaniemy – dodał zaraz, wiedząc, że tamten słucha go uważnie.
- Wiecie, gdzie jest HyeRi? Macie jakieś informacje co z nią? – zapytał, jednak wszyscy pokręcili głowami.
- Myśleliśmy, że ty wiesz. Ciebie też było ciężko znaleźć – odparł w końcu T.O.P, kręcąc przy tym głową. Zaraz jednak się odsunął, ustępując miejsca GD, który miał rozbroić zamek w drzwiach. Było mu o tyle prościej, że budynek ten przypominał co najmniej zamek i mechanizmy tutaj były żywcem wyciągnięte z średniowiecza. Wszystko tutaj tak wyglądało, mimo tego, jak unowocześnione były wszystkie inne budynki w mieście. Wszystkie, tylko nie ten jeden. Nikt jednak nie wiedział, czy budynek ten został tylko odwzorowany na wzór siedzib królów, czy naprawdę nią kiedyś był. Przez ostatnie tysiąclecie naprawdę wiele się wydarzyło. Większość miast została zniszczona przez nieposkromioną naturę, a tych, którzy zdołali się ocalić, przetransportowano do najbliższych metropolii. Obecnie na świecie było ich około pięćdziesięciu. Dlatego też nie było wiadomo, czy obecnie znajdują się w jakiejś starej części Europy, a może Azji. Kontynenty zmieniły swoje kształty i położenie. Nic nie było już takie samo.
            Usłyszeli ciche kliknięcie. Kłódka w drzwiach puściła, a drzwi otwarły się. Daesung wyszedł na zewnątrz, przecierając swoje skostniałe i zastygłe mięśnie. Niestety, przez ostatnie dni nie miał zbyt wiele ruchu, mimo że starał się go sobie zapewnić wieloma ćwiczeniami, jakie wykonywał w tym czasie.
- Jak mnie znaleźliście? – zapytał blondyn swoich przyjaciół.
- Przekupiliśmy strażnika i dostaliśmy od niego plany. Nie znaliśmy twojego dokładnego położenia, więc przeszukiwaliśmy każdą celę, aż w końcu trafiliśmy – powiedział zgodnie z prawdą najmłodszy z gromady. Dae skinął głową w zamyśleniu. Coś mu się nie podobało w tym, że strażnik tak łatwo dał się przekonać, jednak skoro zadziałało, to swoje wątpliwości zrzucił gdzieś na drugi plan.
- Macie te plany przy sobie? – zadał kolejne pytanie Daesung. W odpowiedzi dostał jedynie kiwanie głowami i rysunki zaraz pojawiły się przed nim. Przyjrzał się im dokładnie, w głowie analizując, jakie miejsce byłoby najbardziej prawdopodobne na przetrzymywanie elfki. Wtem do uszu całej piątki doszedł najgłośniejszy wrzask, jaki w życiu słyszeli. Każdy z nich wyczuwał w nim ból i żałość, ogromne cierpienie. A po nim… wszystko ucichło. W budynku zapanowała taka cisza, że po każdym z nich przebiegły dreszcze. I nie tylko po nich. Po innych więźniach, a nawet strażnikach także. – Wiem, gdzie jest – zwrócił się do czwórki swoich przyjaciół i wręczył papiery Taeyangowi, zaraz zrywając się do biegu. Inni pobiegli za nim. Ufali mu, nie bali się tego, że może sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Skoro są w piątkę, dadzą sobie radę, prawda?
            Po pięciu minutach biegu dotarli na miejsce. Może nawet pokonali ten dystans w trochę krótszym czasie, ale kto by w tym momencie liczył? Jednak, nie wiedzieli, czy to szczęście się do nich uśmiechnęło, czy po prostu była to pułapka, gdy zobaczyli drzwi otwarte szeroko przed nimi, a w pomieszczeniu, którego strzegły, na samym jego środku, leżała nieprzytomna elfka. Powoli i niepewnie weszli do środka, zostawiając G-Dragon’a na czatach.
            Serce Daesunga zamarło, gdy przyklęknął obok niej i zobaczył, w jakim jest stanie. Liczne, wciąż krwawiące rany szpeciły jej ciało, ale mimo to i tak była piękna. Jej skóra wydawała się być bledsza niż zwykle, a wory pod oczami mówiły, że nawet jeśli spała, to i tak nie odpoczywała. Wiedział, że muszą zabrać ją stąd jak najszybciej i udzielić jej pomocy medycznej, bo inaczej może tego nie przeżyć.
            Skinął głową na niebieskowłosego. Tamten zdjął z siebie kurtkę i podszedł bliżej. Blondyn wziął dziewczynę na swoje plecy, z drobną pomocą T.O.P’a, który przykrył ją swoim nakryciem, aby za bardzo nie zmarzła. W ten sposób mógł się przemieszczać w miarę szybko i wygodnie, niż jeśliby niósł ją na rękach. To nie tak, że była ciężka – wręcz przeciwnie, ważyła bardzo mało. Tak mógł przynajmniej szybciej zareagować.
            Już mieli wychodzić, w pełni przygotowani, ale drogę zagrodzili im mundurowi. Czyli jednak była to pułapka. Ale gdzie jest GD? Chłopacy rozglądali się gorączkowo. Z tego pomieszczenia była tylko jedna droga ucieczki… Okno. I jakby mogło się wbrew wszystkiemu wydawać – nie było tu wcale tak wysoko. Musieli spróbować. To był ich jedyny ratunek. A potem musieli znaleźć najbliższe zejście do kanałów. Tylko tam nie będą ich szukać, to było pewne.
            Seungri i T.O.P posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, a na ich usta zaraz wstąpiły uśmiechy. I co z tego, że jest ich tylko czwórka, przeciwko całej grupie? Co z tego, że oni są bez broni? Byli pewni, że dadzą sobie radę. Nagle pojawiła się w nich pewność siebie, której wcześniej im brakowało. Nie po to trenowali tyle lat, by teraz nie poradzić sobie ze zgrają słabych pionków rządu. Nie po to szukali maga, by teraz wszystko stracić i nie wrócić do siebie. Zaryzykowali wszystko, by sprowadzić tutaj elfkę. Nie mogli zrezygnować teraz, gdy zaszli już tak daleko.
            Taeyang podbiegł do okna, a Daesung zaraz za nim. Ten drugi z boku przyglądał się całej akcji, rękami mocno podtrzymując blondynkę, by nie zsunęła się z jego pleców, podczas gdy Tae majstrował przy szybie, za którą o dziwo nie było żadnych krat. No tak… Przecież ona nie była przechowywana w bloku więziennym, tylko tym zaraz obok…
            Czarnowłosy pięścią pozbył się szkła i stanął na parapecie, wzrokiem szukając miejsca dogodnego do lądowania. W międzyczasie Panda i T.O.P wdali się w bójkę, osłaniając swoich przyjaciół. Yang w końcu wyskoczył. Wtedy też Dae zbliżył się do okna.
- Złap ją! – krzyknął do czarnowłosego. Gdy upewnił się, że ta bezpiecznie wyląduje w ramionach tamtego, puścił ją w dół. Ufał swojemu przyjacielowi i wiedział, że złapie zielonooką. Ruchem ręki nakazał mu uciekać wraz z dziewczyną. Potem miał w planach dołączyć do niego z pozostałą dwójką. Łatwo było się domyślić, że to G-Dragon ich zdradził, więc na niego nawet nie chciał czekać.
- Seungri, T.O.P, szybko! Nie mamy czasu! – popędził swoich przyjaciół i sam przygotował się do skoku, podczas jak oni zbliżali się do okna. Gdy tylko znaleźli się wystarczająco blisko, wyskoczył i czekał na nich na ziemi. Zaraz jeden po drugim niemalże rzucili się w dół. Cała trójka ruszyła biegiem w stronę, po której jeszcze niedawno zniknął Taeyang. Dogonili go po trzech minutach sprintu. Mimo wszystko, z dodatkową osobą na plecach, wcale nie poruszało się zbyt szybko. Skręcili na lewo, w głowach przypominając sobie najbliższe przejście do podziemi. Prowadził ich Seungri. Może i był najmłodszy, i często zachowywał się jak idiota, ale mimo wszystko cieszył się doskonałą pamięcią i umiejętnościami walki. Każdy z nich był w czymś dobry. Może właśnie dlatego stanowili główny zespół i to oni dowodzili wszystkim, którzy byli tacy jak oni i pragnęli się z tego wyrwać.
           Błądzili podziemnymi korytarzami, co jakiś czas konsultując między sobą, czy aby na pewno idą w dobrym kierunku. Jedynie Daesung się nie odzywał, pozostając w tyle i zataczając koła we własnych myślach. Obawiał się, że nawet jeśli dziewczyna przeżyje, to ich misja może się nie udać i tym samym wszystko zostanie zaprzepaszczone. Jednak nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda? A w nim wciąż tliła się jej iskierka. Póki jego przyjaciele byli cali i zdrowi, mógł przenosić nawet góry.
            Wydostali się na powierzchnię około godziny szóstej nad ranem. Słońce dopiero wschodziło, a miasto budziło się do życia. Póki na ulicach było mało ludzi, mogli się w spokoju przemieszczać. Niebawem dotarli też do swojej nowej bazy. Znajdowała się ona na uboczu miasta w przeciwieństwie do poprzedniej. Tutaj, w pobliżu kręciło się znacznie mniej osób i do lasu było blisko, dzięki czemu teraz mogli przystąpić do dalszej części planu, o ile elfka przeżyje.
            Opatrzyli jej rany. Niestety, nie mogli zrobić nic innego. Nie mieli bladego pojęcia, co jej robiono. Niestety, nie wyglądało to dobrze. Dziewczyna miała wysoką gorączkę i ciężko było obniżyć jej temperaturę zwykłymi, domowymi środkami. Na szczęście w ich środowisku znajdowało się paru lekarzy, którzy chętnie udzielali pomocy takim, jak oni. Potem nastąpiło parę dni ciszy i niepokoju, narastającego zwątpienia, a także strachu. Władze coraz częściej zamykały ich ludzi i ich więziły. Zwiększyli środki ostrożności do maksimum, starając się chociaż w jakiś sposób uchronić ludność bez chipów, jednak udawało im się to tylko w niewielkim stopniu.
            W końcu jednak gorączka spadła, a rany spiczastouchej zaczęły się goić. Jednak ta wciąż się nie budziła, jakby coś jej na to nie pozwalało. Daesung nie wiedział już, co ma zrobić. Ostatnio został mianowany głównym dowódcą, mimo, że tego nie chciał. Brakowało mu już pomysłów i powoli także wiary. Początek kwietnia przyniósł jednak zmiany dla wszystkich. Patrole przestały być tak częste, jak do tej pory były w centrum, a na uboczach wcale ich nie było. Dae domyślał się, że oznacza to ciszę przed burzą, jednak postanowił wykorzystać ten czas jak najlepiej. Począł przygotowania do tego, co wszyscy planowali już od dawna. Nie mógł jednak robić wszystkiego. Najważniejsze wciąż nie mogło zostać dokonane. Do tego potrzebna była ona.
            Obudziła się dopiero w połowie maja. Ten dzień był pamiętny dla wszystkich, a ona sama czuła, jakby przez cały ten czas zbierała siły do czegoś, co miało nastąpić, jednak nie była świadoma, co takiego to miało być. Następnego dnia po jej przebudzeniu, blondyn poprosił ją o rozmowę. Usiedli przy kominku razem z gorącą herbatą w dłoniach. I wyglądałoby to niczym obrazek ze spokojnej, kolorowej codzienności, jednak obecne czasy były szare i ponure.
- O co chodzi? – zapytała, gdy cisza między nimi przedłużała się coraz bardziej. Daesung, jakby wyrwany z zamyślenia, spojrzał na nią nieco nieobecnym wzrokiem.
- Potrzebujemy cię. Ciebie i twoich zdolności. Ja i moi ludzie – mówił urywanie. Wyglądało to tak, jak gdyby nie potrafił ubrać w słowa tego, co chciał powiedzieć.
- Co masz na myśli? – Nie była pewna, o co mu chodzi, jednak wiedziała, że tak czy siak mu pomoże, nawet jeśli nic nie miałoby zostać jej wytłumaczone. Czuła, że jest on dobrym człowiekiem. No i odkąd się obudziła, nie widziała ani razu G-Dragon’a, przez co wiedziała, że coś ją ominęło. Nie zdążyła się jednak jeszcze dowiedzieć, co takiego. Jej pamięć urywała się w momencie, gdy opium zostało jej podane.
- Pamiętasz ten dzień, gdy cię znalazłem? – zapytał, a ona skinęła głową. – Specjalnie cię tutaj wtedy ściągnęliśmy. Oczekiwaliśmy na odpowiedni dzień i wtedy nadszedł. Niestety, nikt nie spodziewał się, że stracisz pamięć. Potrzebowaliśmy maga, którym jesteś ty i wciąż go potrzebujemy. Potrzebujemy twoich umiejętności magicznych, żeby się stąd wydostać.
- Stąd? Ale jak to?
- Jesteśmy w roku 3021. To nie nasze czasy. Nie moje, chłopaków i wielu innych ludzi. Na przykład ja pochodzę z roku około 2000. Urodziłem się w 1989 i żyłem w 2000 i dalej. Każdego z nas nagle pochłonęła tak zwana luka czasowa i zesłała tutaj, gdzie ludzie kontrolowani są przez tych z wyższych sfer. Tylko ty możesz nas odesłać do naszych czasów – mówił zmęczonym głosem, patrząc na nią tylko kątem oka. Bał się, że ta odmówi pomocy. W głowie przygotowywał już wszelkie argumenty, aby ją do tego przekonać.
- Dobrze, pomogę wam – zgodziła się. Był zaskoczony. I to bardzo. Już dawno nikt nie przystał na coś tak łatwo. Nie w tych czasach. Zdążył się odzwyczaić, odkąd się tutaj znalazł.
- W takim razie idź do Seunghyuna. On się w tym momencie zajmuje organizacją wszystkich ludzi, jakich musisz przetransportować. Udzieli ci dokładnych danych. Potem do was dołączę, najpierw muszę coś załatwić – rzekł i wstał ze swojego miejsca.
- Seunghyuna?
- Ach, tutaj każdy z nas ma swoją ksywkę. T.O.P i Seungri mają na imię Seunghyun, w tym przypadku chodziło mi o tego pierwszego. Taeyang tak naprawdę nazywa się Youngbae, a G-Dragon Ji Yong.
- A ty?
- Ja jestem po prostu Daesung. Jako jeden z niewielu nie mam żadnego przezwiska i posługuję się swoim prawdziwym imieniem, co jest nieco niebezpieczne, ale nie przeszkadza mi to. – Uśmiechnął się do niej delikatnie i wyszedł, zostawiając ją samą.
            Elfka dopiła jeszcze swoją herbatę, po czym ruszyła na poszukiwania niebieskowłosego. Znalazła go na podwórku, naprzeciwko domu, rozmawiającego z jakimś młodym chłopakiem, również wyglądającym na Azjatę, jednak jego akcent wydawał się być jakiś inny, trochę śmieszny. Tam też dowiedziała się wszystkiego, co było jej potrzebne. Ile osób będzie musiała przeprawić, ile ma czasu i wiele innych. A to były same podstawy. W połowie rozmowy dołączył do nich Daesung, który wyprowadził dziewczynę na polanę do lasu. Zerwał jednego z kwiatów i chwilę odczekał, aż ten oklapł.
- Jeśli chcemy, żeby tak wiele osób wróciło do swoich domów, musisz wiele ćwiczyć, a nie mamy wiele czasu. Zacznijmy od czegoś prostego, dobrze? – zaproponował, na co ta pokiwała głową. – Spraw, aby ten kwiat znów był tak ładny, jak przed zerwaniem – powiedział i wyciągnął dłoń z rośliną w jej stronę. Podjęła pierwszą próbę przywrócenia stokrotki do życia, jednak nie udało się jej. Potem nastąpiła kolejna i jeszcze jedna. Wyglądało to trochę tak, jakby moc z niej wyparowała. Starała się, więc aż do wieczora, a chłopak o wyglądzie anioła trwał przy niej cały ten czas. W momencie, gdy słońce już zaszło, przekonywał ją, by wrócić, bo może być niebezpiecznie, jednak ona uparła się, by spróbować jeszcze jeden, ostatni na dzisiaj raz. Zamknęła oczy i wyciągnęła ręce nad teraz już martwą roślinę. Poczuła, jakby obejmowały ją czyjeś ramiona, a wewnątrz siebie poczuła wszechogarniające ciepło. Wokół niej rozbłysło zielone światło. I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Kwiat na rękach Daesunga odżył, a także na polanie pojawiło się wiele mu podobnych. Co więcej, roślina, która jeszcze chwilę temu była martwa, przemieniła się w piękną lilię wodną. I wtedy to dostrzegł. Elfka przynosiła życie tam, gdzie się pojawiła. Od dawna ani on sam, ani żaden z jego przyjaciół nawet się nie przeziębił, rany i zadrapania w jej obecności także goiły się szybciej, nawet gdy ta była nieprzytomna przez dłuższy czas. To tak, jakby pochłaniała wszelakie cierpienia.
            Otworzyła oczy, a energia momentalnie przestała być wyczuwalna. Dziewczyna sama była pod wrażeniem tego, co zrobiła. Daesung spojrzał na nią czule i wplątał w jej włosy śliczną roślinę, którą sama ożywiła, a także przemieniła. Wyglądała ślicznie w jego oczach. Fakt, sama w sobie była już piękna, ale on patrzył na nią inaczej. Wytworzyła się między nimi nierozerwalna więź, o której na razie żadne z nich nie miało pojęcia. Tego wieczoru wrócili do bazy w zdecydowanie dobrych humorach, uśmiechając się do siebie szeroko i pogodnie.

            Następne dni wyglądały do siebie podobnie. Starszy Seunghyun dalej obracał się w statystykach i danych. Codziennie dochodziły nowe osoby, które Seungri trenował, a Taeyang przygotowywał plan, jak szybko i niezauważalnie dostać się znowu do więzienia, by wydostać stamtąd wszystkich, którzy powinni wrócić do swoich czasów, nawet jeśli nie są już do końca sprawni umysłowo i potrzebują opieki. On wraz z resztą przyjaciół był gotów wziąć za nich odpowiedzialność w swoich czasach. Tak samo inni, którzy mieli takie możliwości, a pochodzili z innych wieków, epok. HyeRi natomiast codziennie trenowała pod pilnym okiem Daesunga coraz to trudniejsze rzeczy. Okazało się, że jej moce znacznie przerastają wszelakie oczekiwania. Cieszyło to każdego, jednak w takim przypadku nikt nie wiedział, na jak wiele może jej pozwolić. Co mogło ją zniszczyć, a co uratować? Tego nie wiedzieli. Zielonooka znacznie zbliżyła się do siebie z blondynem. Postanowiła nawet żyć w jego czasach, jednak jeszcze mu o tym nie powiedziała. Nawet jeśli przez uszy wyróżniałaby się z tłumu, mogła tam żyć. Lubiła go i to bardziej, niż sądziła. A takie coś jak drobne zniekształcenia zawsze można zamaskować.
            Nastał lipiec. Nie mieli już więcej czasu. Tej nocy chłopacy mieli odbić więźniów, a zaraz następnego dnia z samego rana elfka miała rozpocząć przeprowadzanie ludzi przez portal czasowy, który miała otworzyć. Coś takiego także już ćwiczyła i jak do tej pory jej się udawało. Miała tylko nadzieję, że i tym razem jej się uda. Przecież ze stresu mogła się pomylić, coś zepsuć. Nigdy nic nie wiadomo.
            O jedenastej w nocy wszyscy wyruszyli z bazy, zostawiając ją samą. Jedyne co mogła, to trzymać kciuki i błagać różnych bożków o to, aby jej się udało. Oczekiwała niecierpliwie. Niby Daesung mówił, żeby się nie przejmowała i najlepiej odpoczęła chociaż trochę, ale ona nie potrafiła. Martwiła się o wszystkich, ale szczególnie o tę jedną jedyną osobę – blondwłosego chłopaka, wyglądającego niczym anioł. Cały ten czas dreptała po pokoju w tę i z powrotem, co parę minut przystając przy oknie i obserwując, czy nie nadchodzą, chociaż w planie było, że skierują się od razu na miejsce, gdzie miało odbyć się wydarzenie wyczekiwane przez wszystkich od dawna. Nie zauważywszy nikogo, nie wiedziała, czy ma odetchnąć z ulgą, czy też nie. Skoro nikt nie przyszedł, to chyba dobrze… Prawda?
            O piątej, po wschodzie słońca, skierowała się na umówione miejsce. Była to ta sama polana, na której odbyła się jej pierwsza próba. Ludzie już czekali. W tłumie wypatrzyła także jego, dzięki czemu od razu się rozchmurzyła i oczyściła myśli. Tak, teraz zdecydowanie wszystko musiało się udać.
            Ze skupieniem otworzyła przejście i wywołała pierwszą osobę. Wcześniej uzgodnili, że będzie każdego „przesyłała” osobno, mimo tego, że zajmowało to znacznie więcej czasu. Przesłanie jednej osoby było jednak łatwiejsze niż kilku na raz. Nie tylko jej serce wypełniało ciepło. Dobrą energię dało się czuć od wszystkich ludzi tutaj zgromadzonych. Każdy z nich cieszył się na powrót do domu z tego okropnego miejsca, miasta jakie osadzone było w trzecim tysiącleciu naszej ery.
            Niestety, los już taki jest, że szczęściu zawsze musi coś przeszkodzić. Najpierw usłyszeli donos od człowieka postawionego na czatach, że zbliża się cały oddział mundurowych, a potem ich zobaczyli. Minęła zaledwie chwila. Tylu ludzi, a jak szybko się przemieszczali po leśnych drogach i ścieżkach. Zgromadzeni uciekinierzy, byli więźniowie i ci poszukiwani przerazili się. Jedynie Daesung i trójka jego przyjaciół zachowywała zimną krew. Nikt jednak nie ruszył się ze swojego miejsca. HyeRi szybko kalkulowała w głowie wszystkie za i przeciw, przemyślała wszystkie opcje i wtedy postanowiła. Jednym zwinnym ruchem poszerzyła przejście na oczach wroga.
- Ruszajcie! Wszyscy! Przechodząc myślcie o swoich czasach! – wrzasnęła ile sił w płucach. Nie musiała się powtarzać. Ludzie spragnieni wolności biegiem ruszyli w stronę portalu, tak samo żołnierze, którzy mieli za zadanie ich powstrzymać. Jednak na próżno. Nadzieja, jaka narodziła się w sercach ludzi minionych lat była większa, niż można by przypuszczać. Przenikali przez lukę czasową masowo, grupa za grupą, całkowicie odsuwając na bok oddział mundurowych, którzy nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Tylko blondyn, Taeyang, Seungi oraz T.O.P stali z boku i pilnowali wszystkiego. Dae między drzewami zauważył znajomą sylwetkę. Ruszył w tamtym kierunku. I nie mylił się co do jej właściciela. Był to G-Dragon.
- Ji Yong, wróć z nami – zwrócił się do niego po imieniu, najspokojniej jak tylko potrafił. Nie miał mu za złe zdrady. Tutaj wszyscy starali się po prostu przeżyć. Smok jednak tylko pokręcił głową w przeczącym geście.
- Tutaj mi dobrze Dae. Zostanę. Ale ty baw się dobrze razem z naszymi przyjaciółmi – odparł i z rękami w kieszeniach spodni, odwrócił się i ruszył przed siebie. Blondyn pokiwał tylko głową. Nie miał wpływu na decyzję Ji, więc jedyne co mu pozostało, to ją zaakceptować. Szybko wrócił w miejsce, gdzie wciąż znajdował się otwarty portal. On także mógł dzisiaj wrócić. Właśnie przechodziły przez niego ostatnie osoby. Został tylko on, Seunghyun młodszy i starszy oraz Youngbae. Wojsko najwidoczniej zrezygnowało, wiedząc, że to i tak nic nie da. Widział także zmęczenie na twarzy blondynki. Skinął głową na chłopaków, by ruszali przodem. Dziewczyna upadła na kolana, jednak wciąż resztkami sił podtrzymywała przejście, aby i on mógł być szczęśliwym już za chwilę. Korea, o której opowiadał, musiała być naprawdę piękna, nawet jeśli podzielona na dwoje.
- Dae, idź już – powiedziała, uśmiechając się słabo, gdy ten znalazł się przy niej. On jednak pokręcił tylko głową na boki.
- Muszę mieć pewność, że nic ci się nie stanie i będziesz bezpieczna – rzekł i podtrzymał ją rękami.
- Więc przejdźmy razem – zaproponowała, a on skinął głową. Wiedziała, że to już jej koniec. Zbyt długo podtrzymywała przejście, zbyt wiele osób przeszło jednocześnie. Nie miała czasu zregenerować swoich sił. Wolała jednak umrzeć tam – w kraju Daesunga, w jego czasach, aniżeli tutaj, samotnie, gdzie nie istniało już coś takiego jak ciepło serc ludzkich. Tutaj wszyscy żyli niczym automat, z dnia na dzień, manipulowani przez innych, bez własnych uczuć. Na pewno nie chciała odejść na tamtą stronę, będąc w takim świecie. Chciała, by jej ostatnie wspomnienie było miłe.
            Powoli wstała z jego pomocą. Gdy przechodziła przez portal pomyślała „Tam gdzie Daesung”, on natomiast w myślach wypowiedział nazwę swego kraju i rok, w którym zniknął.
            Wyszli w jakimś małym zaułku, niedaleko jednej z głównych ulic miasta. Słońce świeciło jasno, ludzie przewijali się to tu, to tam, niczym na jakimś filmie. Elfka pierwszy raz widziała, by jakieś miejsce tak tętniło życiem, jak to. Tak, zdecydowanie był to miły widok, teraz, gdy wydawała z siebie ostatnie oddechy. Upadłaby na ziemię, gdyby Dae nie przytrzymał jej w ostatniej chwili.
- Co jest? Źle się czujesz? – zapytał szybko, układając ją sobie na kolanach, a samemu siadając na ziemi, by ta mogła spokojnie odetchnąć. Uśmiechnęła się do niego słabo, jednak nie był to uśmiech, który wyrażał smutek. Pokazywał on radość i ulgę.
- To już koniec Dae – powiedziała cichutko, unosząc rękę w górę i delikatnie głaszcząc go dłonią po policzku. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Nie, to nie było możliwe.
- HyeRi, błagam, powiedz, że żartujesz – mówił spanikowany, dokładnie przyglądając się jej twarzy.
- Nie żartuję, jednak pamiętaj, że spotkamy się po tamtej stronie. Będę na ciebie czekać – jej głos coraz bardziej słabł, a z oczu Daesunga wypłynęły łzy.
- Nie zostawiaj mnie RiRi, kocham cię! – Dławił się swoim głosem. Jak wielki ból sprawiały mu jej słowa. Teraz jednak żadne z nich nie mogło już nic na to poradzić. Gdyby tylko nie zgadzał się na to przejście i został tam z nią, czekając, aż wróci do sił… Wtedy przecież mogli wrócić, a może jeszcze dałby radę ją uratować.

- Nie smuć się Dae. Żyj pełnią życia… Też cię kocham, mój aniele – wyszeptała, zaraz wydając z siebie ostatni dech. Zapadła w sen wieczny z uśmiechem na ustach. I nawet tak wyglądała pięknie. Była śliczniejsza od każdej kobiety, jaka żyła na świecie, czy to teraz, czy w przeszłości.

Komentarze

  1. No ja ci powiem, że nie wiem, co powiedzieć. Strasznie mi się spodobało, czytałam z sercem na dłoni. Cudo, cudo, cudeńko ♡
    dziękuję ♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie~ Chciałam mieć pierwszy komentarz, nie~ XD Jesteś zdecydowanie zbyt popularna ;-;
    Ale tak w sumie to chyba i tak miałam pierwszy komentarz, co z tego, że nie tutaj B)
    Plusy bycia Twoją betą, to zdecydowanie możliwość szybszego czytania Twoich prac B) A poza tym, dzięki Tobie nie nudzi mi się na wakacjach ;)
    No to, tak jak już wspominałam, można było być od razu pewnym, że opowiadanie będzie fantastyczne - Dobremu artyście zazwyczaj wychodzi wszystko, więc jak miałoby to być złe? Doskonale wiesz, że jest genialne xD
    Z jednej strony szkoda, że mój mąż, Grażyna, został zdrajcą, ale z drugiej strony bad boye są lepsi xd Został moim mężem, dlatego, że wyszło mi tak w jakimś quizie i Wika teraz ze mnie bekę ciśnie...
    Ale chyba odchodzę od tematu xD
    Wojna, więzienia, cierpienie, elfy, moce i przystojni faceci. No i smutny koniec - a doskonale wiesz, jak je lubię. Zbierając to wszystko razem, musiało wyjść opowiadanie perfect. Nic dodać, nic ująć. Brawo Ty.
    A o "My only love? Speed" się nie martw xD Teraz nawet nieźle to nadrobiłyśmy, więc do końca wakacji chyba raczej skończymy pisanie, a publikacja to już nie ważne ;D I pamiętaj, że teraz Ty zaczynasz, a ja czekam...
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże, jaki ten komentarz długi wyszedł XD

      Usuń
    2. Zapomniałam. Wróciłam. Jestem.
      Gratuluję rocznicy pisania. A zatem wyzwanie ode mnie brzmi, że masz narysować siebie podczas pisania i wstawić tu skan lub zdjęcie rysunku. Nie możesz na tym rysunku wyglądać jak "patyczak", jeżeli wiesz o co mi chodzi. Ma to być śliczny rysunek, jeżeli nie umiesz rysować, to się naucz ;P. Pamiętaj, że wspominałaś, że na klatę przyjmiesz wszystko. Także czekam B)

      Usuń
  3. Coś czułam, że się smutno skończy. Ale i tak było prześliczne *u*
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czułam, że się smutno skończy. Ale i tak było prześliczne *u*
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  5. ��❤��
    Uwielbiam to opowiadanie wyszli świetnie ^^ masz nowa czytelniczkę :D napisałam to po prostu cudnie mimo iż zakończenie było smutne naprawdę spodobało mi się to opowiadanie i nie tylko dlatego ze daesung gral glowna role. Ciekawy pomysł aby zrobić z daesia aniołki.
    Świetne ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham daesia tak jak to opowiadanie choć skończyło się smutno ^_^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

V (BTS) - My Only Love? Speed. #1

007. Taemin (SHINee) - Dopiero, gdy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele dla nas znaczyło