015. V (BTS) - Best Friends Forever

Hej!
Powracam do Was ze scenariuszem, tym razem ^^ 
Dzisiaj miało pojawić się coś innego, ale jednak zdecydowałam się na to. Coś dłuższego, tak na zakończenie roku xD
Szczerze, to jest to moje najdłuższe dzieło ^^ Jak widzicie, w miarę jak blog ma coraz dłuższy "staż", tak pojawiają się dłuższe, jak i krótsze scenariusze. Bo zmiany są potrzebne, prawda? Zazwyczaj się trzymam limitu dwudziestu stron w zeszycie - to opowiadanie nie było w nim pisane ^^
Zanim jeszcze przejdę do odpowiedniej części, chciałam powiedzieć, że tytuł nie jest przypadkowy. Jest to tak jakby odniesienie do Hoseoka, który miał tutaj znaczącą rolę ^^

Szczęśliwego Nowego Roku! 
Bawcie się dobrze w sylwka!

Scenariusz dla: Taeyeon z Magic Hell and Me ^^ Mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie napisałaś, co dokładnie miało być zawarte w tym czymś... Szczerze, to jestem nawet zadowolona, mimo że nie potrafię pisać z moim UB. Przepraszam także za to, że nie sprawdziłam błędów, ale kiedy to się pisze dwie noce z rzędu i kończy po 4 nad ranem to się już nie chce x3 Chyba powinnam ten scenariusz zatytułować, że jest on zarówno z Taehyungiem i Hoseokiem, ale ten pierwszy odegrał tutaj większą rolę no i to z nim chciałaś scenario, mam nadzieję, że się za to nie obrazisz ^^ Dziękuję ci także za wiele ciepłych komentarzy, jakie od ciebie otrzymałam! <3 (Tu miało być coś jeszcze napisane, ale zapomniałam co, przepraszam .-.)

Długość: 13 i dwie linijki czternastej strony, czcionką Times New Roman 12 pkt w Wordzie (Tak, wiem, trochę poskakałam tutaj między osobami)

Życzę miłego czytania!


V – Best Friends Forever

            Niektórzy z was myślą zapewne, że posiadanie przyjaciół zawsze ma same zalety. Mogłoby się tak wydawać, jednak w niektórych przypadkach prawda jest zupełnie inna. W tej historii opowiem wam właśnie o takim wyjątku, jednym z niewielu, gdzie posiadanie bliskich osób, miało same wady. Czy wy też będziecie tak uważać to już odrębna kwestia, ale każdy ma własne zdanie.

***

            Było lato. Słońce wesoło przygrzewało z nieba na głowy ludzi zmierzających w różnych kierunkach. Sama nie byłam inna. Z głową w chmurach zmierzałam do domu. Jeszcze tylko trochę i miały rozpocząć się upragnione przez wszystkich uczniów wakacje. Wyczekiwałam ich ze zniecierpliwieniem, jak chyba każda osoba w moim wieku. Nagle poczułam czyjąś ciężką rękę na swojej głowie. To Hoseok przetrzepał moje włosy dłonią, co według niego było zabawnym gestem. No właśnie. Według niego. Ja w tym nic śmiesznego nie widziałam.
- Yah! Jung Hoseok! Jeszcze jeden taki numer i pożałujesz, że się urodziłeś! – wrzasnęłam na cały głos, poprawiając rozwaloną fryzurę.
- No już, nie burz się tak mała. To tylko niewinne żarty – zrobił minę niewiniątka.
- Ja ci dam niewinne żarty… - burknęłam, nadymając przy tym policzki i przyśpieszyłam tempa, zostawiając go tym samym w tyle. Natychmiast do mnie podbiegł.
- No już Taeyeon! Nie gniewaj się na mnie! – zrobił minę zbitego szczeniaczka. I jak mu tutaj nie wybaczyć? Mięknę za każdym razem, gdy widzę te oczy.
- Ostatni raz ci wybaczam – mruknęłam, mrużąc przy tym groźne oczy, chociaż wiedziałam, że to nie była prawda.
- I tak wiem, że jesteś dla mnie strasznie łaskawa! – zaśmiał się i zarzucił mi rękę na ramię. No go chyba pogrzało.
- Główka cię przypadkiem nie boli? – zapytałam kpiącym tonem, starając się uciec przed jego ciężkim ramieniem.
- Oj tam… kurduple takie są – mruknął, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
            Resztę dnia spędziliśmy razem w zwyczaju. No chyba, że musiałam się uczyć. Wtedy to albo usilnie starał się mnie od tego oderwać, albo wykopywała go za drzwi ze zdenerwowania. Zazwyczaj drugie było następstwem pierwszego. Często był naprawdę denerwującym osobnikiem. Irytował mnie niemiłosiernie, ale jakoś dawałam radę. Byliśmy w końcu przyjaciółmi od dzieciństwa. I to dość wczesnego. Poznaliśmy się, gdy on miał pięć lat, a ja zaledwie trzy. Nasi rodzice byli dobrymi przyjaciółmi. Pracowali razem. Nie sposób było się w końcu nie poznać. Co najlepsze – na początku bardzo się nie lubiliśmy. Dopiero potem, gdy płakałam, a on sam z siebie zaczął mnie pocieszać, zaczęliśmy się przyjaźnić. Zawdzięczałam mu wiele, miałam z nim jeszcze więcej wspaniałych wspomnień. Czasem jednak odnosiłam wrażenie, że jest nadopiekuńczy i w jakiś sposób kontroluje moje życie. Wtedy jednak nie miałam jeszcze nic przeciwko tej przyjaźni…

            Następnego dnia, jak zwykle przyszedł po mnie i razem ruszyliśmy do budy, w której to musieliśmy spędzić najbliższe kilka godzin naszego życia. Tak jak zawsze to bywało, zostawił mnie przy szafce, ruszając do swojej klasy tym samym kumplem. Gdy tylko wyjęłam swoje książki, zrobiłam to samo, co on. Szkoda tylko, że byliśmy w innej klasie. Chociaż tak do końca tego nie żałowałam, bowiem…
            - Ał! – zdążyłam tylko pisnąć, gdy zostałam pociągnięta za włosy i upadłam na ziemię. Zostałam po niej przewleczona parę metrów, w korytarz, który był mało uczęszczany przez innych, głównie dlatego, że kręcili się tam nieciekawi ludzie. Zostałam rzucona na barierki schodów.
- Co? Dalej łasimy się do Hoseoka? – zapytała farbowana blondynka, dmuchając na swoje doczepiane paznokcie. Jej dwie koleżaneczki zaśmiały się chórkiem. Skrzywiłam się, mrużąc oczy. Mówiłam już, że Hobi był najpopularniejszym chłopakiem w szkole? Nie? No to teraz mówię. Oczywiście, byli od niego przystojniejsi, ale on wiele nadrabiał charakterem. Był typowym śmieszkiem. Potrafił rozbawić każdego do łez. Dlatego był tak popularny. No i wokół niego wcale nie było brzydkich chłopaków… Na przykład taki Jimin. Dobrze zbudowany, z pięknym uśmiechem. Na niego także niejedna leciała. Sama do niego kiedyś wzdychałam. No, ale teraz nie o tym. To właśnie przez te laski, które zawsze uprzykrzały mi życie, cieszyłam się, że nie jestem w jednej klasie z Hobim. Nie chciałam, żeby znał niektóre fakty z mojego życia. Wtedy to już w ogóle zamieniłby się w niańkę i nie odstępowałby mnie na krok. Mimo wszystko, nie odpowiedziałam jej. Bo ile razy mogłam jej powtarzać, że jest on tylko moim przyjacielem i nikim więcej? Głupiemu do rozsądku nie przemówisz.
- Och, nic nie mówimy? Może powinnyśmy sprawić, że będziesz krzyczeć o pomoc? – zbliżyła się do mnie tak, że stała mniej niż na wyciągnięcie ręki ode mnie. Spiorunowałam ją wzrokiem, chociaż prawda była taka, że sama wobec tej trójki nie dałabym rady. Zaczęłam się cofać w stronę schodów, by móc uciec. Tylko dlaczego ja muszę być dzieckiem nieszczęścia i to dosłownie? Gdy znalazłam się niedaleko nich, zadzwonił dzwonek na lekcje.
- HyeJin, kończmy to – mruknęła jedna z jej podwładnych. Była tą mądrzejszą z towarzystwa, chociaż i tak dbała tylko o siebie. Najpewniej nie chciała spóźnić się na lekcje. Blondyna skinęła jej głową, na znak, że się zgadza i… popchnęła mnie najmocniej, jak potrafiła, przez co straciłam równowagę. Zaraz potem dotarł do mnie fakt, że spadam w dół. Dziewczyny śmiejąc się odeszły szybko, a mi życie zaczęło mijać przed oczami. I to dosłownie! Moje serce przyśpieszyło tempa. Opuściłam powieki w dół, czekając tylko na ból, który zaraz miał się pojawić, oznajmiając, że sobie złamałam przynajmniej jedną rękę. Jednak nie nadszedł… I dopiero po jakiejś minucie to do mnie dotarło. Szybko otworzyłam oczy, uświadamiając sobie, że ktoś trzyma mnie w pasie. Z przyśpieszonym oddechem wyrwałam się w objęć osobnika i odwróciłam w jego kierunku, patrząc mu w oczy z przerażeniem i wdzięcznością, a także zdziwieniem.
            Przede mną stał chłopak. Dużo wyższy ode mnie. Nawet od Hobiego był wyższy, jak na moje oko. Moje biedne metr sześćdziesiąt w tym momencie czuło się jeszcze mniejsze. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a grzywka o zielonych końcówkach delikatnie mu na nie opadała. Brązowe włosy nieco wpadały w mysi odcień, ale lśniły w blasku lamp.
- Em… Dziękuję… - mruknęłam cicho po jakimś czasie, gdy wyszłam z pierwszego szoku, spowodowanego moim niedoszłym upadkiem. Ten wyszczerzył się do mnie w kwadratowym uśmiechu, ukazując przy tym dwa rzędy swoich białych zębów. W tym momencie skojarzył mi się trochę z kotem z Alicji w Krainie Czarów.
- Nie ma za co! – powiedział ciepło. Zrobiło mi się gorąco. Czy to z powodu adrenaliny, jaka wciąż znajdowała się w moim organizmie? Tak, na pewno. Swoją drogą, nigdy go tu nie widziałam… Może trzymał się z boku? Nie, nie wygląda na takiego. Jest przystojny. Nawet bardzo. Na pewno w jakiś sposób wyróżniałby się z tłumu. Yah! Taeyeon, uspokój się – przemówiłam do siebie w myślach, a w tym samym momencie do mojego mózgu dotarła informacja, która przyćmiła wszystkie, a mianowicie – już po dzwonku na lekcje!
- Przepraszam, muszę już iść! Odwdzięczę ci się w jakiś sposób, tylko znajdź mnie na którejś przerwie! – krzyknęłam zrywając się do biegu i pędząc do klasy na złamanie karku. Że też musiało trafić na matmę! Przecież nauczycielka to zło! Nie dość, że mnie nie lubi i zawsze się na mnie wyżywała, gdy tylko miała zły humor, to teraz jeszcze będzie miała powód, by zrobić to kolejny raz! Tylko poprawi jej się samopoczucie na cały dzień! (A moje pogorszy, ale mniejsza z tym)
            Dotarłam do odpowiedniego pomieszczenia po jakiś dwóch minutach biegu. No tak, musiałam przecież przemierzyć całą szkołę wzdłuż i jeszcze przebiec się po schodach na drugie piętro. Dobrze, że nie najwyższe… Czwarte. Za dużo tu dzieciarni. Dlaczego nie mogę chodzić do szkoły w jakimś małym miasteczku, tylko w Seulu? Smutek.
            Z duszą na ramieniu zapukałam do drzwi trzy razy, a gdy usłyszałam słowo „proszę”, weszłam do środka, przepraszając starszą kobietę za spóźnienie. Ta uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
- Dlaczego się spóźniłaś, drogie dziecko? – zapytała, niby to obojętnym tonem. No tak, bo noga najlepszej uczennicy w tej klasie musiała się w końcu powinąć…
- Ja…em… - zaczęłam się jąkać. Przecież nie powiem jej, że koleżanki z klasy, a jedna nawet z wyższego rocznika, zepchnęły mnie ze schodów. To przysporzyłoby mi tylko problemów.
- Nie ważne. Zostaw plecak i do tablicy – rzekła z wyższością. Zrobiłam, co kazała, a ona podyktowała mi bardzo trudny przykład. No co za jędza! Z wyrazem niezadowolenia na twarzy zaczęłam go rozwiązywać. Szło mi całkiem dobrze, jak na początek, jednak gdy dotarłam do połowy, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno czegoś nie pokręciłam. Wtedy to ktoś zapukał do klasy i wszedł do środka. Była to sekretarka, a za nią chłopak, który uratował mnie przed upadkiem zaledwie parę minut wcześniej.
- Dzień dobry. Przyprowadziłam nowego ucznia. Czy jest może Park Taeyeon? – zapytała kobieta, rozglądając się dokoła.
- To ja – zgłosiłam się szybko, a jej wzrok zaraz spoczął na mnie, tak samo jak chłopaka, który za nią przyszedł.
- Oprowadzisz go po szkole dobrze? Jesteś tutaj najlepszą uczennicą, tylko do ciebie mam zaufanie. Poza tym, jestem pewna, że sobie poradzisz z materiałem. Zrób to jeszcze na tej lekcji, bo on z niej i tak nie będzie już niczego miał. Teraz niech tylko się przedstawi – rzekła do mnie, po czym skłoniła się Dinozaurowi (tak mówiliśmy na matematyczkę, bo była bardzo stara i wyglądała, jakby wyjęto ją z innej epoki) i opuściła klasę, ruszając z powrotem do swoich obowiązków.
            Odłożyłam mazak na posadzkę przy białej tablicy i wyprostowałam się. Brązowowłosy wyszedł na środek.
- Cześć! Moje imię już znacie, mówcie mi jednak TaeTae lub V! Proszę, zaopiekujcie się mną dobrze! – przedstawił się, wysyłając w stronę innych ten sam uśmiech, którym wcześniej obdarzył mnie przy schodach. Zaraz wszędzie rozeszły się wzdychania płci pięknej oraz mamrotanie tej przeciwnej. Wszyscy jednak byli do niego raczej pozytywnie nastawieni, z tego co udało mi się rzucić okiem. Z resztą… kto by nie był? Widać było, że należał do osób, które zarażają innych optymizmem. No i był na swój sposób…uroczy. Zaraz. Co? Stop. Ja nic takiego nie powiedziałam. Znaczy się, pomyślałam. W ogóle to po co ja myślę w tym momencie? A już szczególnie o takich rzeczach. Aish. Coś chyba ze mną nie tak.
            Posłałam wiedźmie przepraszający uśmiech i chwyciłam swój plecak, zarzucając go na ramię, a zaraz potem chwyciłam Taehyunga za rękaw i wyprowadziłam go szybko z klasy, by jeszcze bardziej się tej jędzy nie narażać. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o ścianę i odetchnęłam z ulgą. Znowu miałam przyśpieszony puls.
            Nie zdążyłam dobrze rozluźnić mięśni, a zaraz usłyszałam chichot brązowowłosego. Spojrzałam na niego wilkiem.
- Coś mówiłeś? – warknęłam, a ten od razu ucichł i podniósł ręce w obronnym geście.
- Nie, nic – rzekł i uśmiechnął się do mnie ciepło. Odpowiedziałam mu tym samym. – Z uśmiechem ci bardziej do twarzy, niż z grymasem – znowu z jego ust dało się usłyszeć lekki chichot. Tym razem podeszłam do niego i dałam mu kuksańca w bok, również zaczynając się śmiać.
- Dzięki – odparłam. – To co chciałbyś zobaczyć najpierw? Biblioteka? Łazienki? – zapytałam.
- Co bliżej? Lećmy po kolei – powiedział. Skinęłam mu głową, że rozumiem i nakazałam iść za mną. Zaczęłam od pokazania mu sali od biologii oraz chemii, które były najbliżej. Następnie były łazienki, sale gimnastyczne i tak dalej. Biblioteka padła na koniec. Raczyłam mu też wspomnieć o korytarzu, na którym kręcą się nieciekawi ludzie. Tak w ramach ostrzeżenia. Wyglądał na porządnego, więc lepiej żeby się tam nie zapuszczał.
- Ale zaraz… to stamtąd spadłaś, prawda? Coś się stało? – Cholera, spostrzegawczy jest. Przygryzłam dolną wargę.
- Nie, nic się nie stało. Znalazłam się tam przypadkowo. Śpieszyłam się, a to akurat droga na skróty, więc postanowiłam zaryzykować, ale się potknęłam… Jestem dzieckiem nieszczęścia – zaśmiałam się słabo. – A ty? Czemu tak nagle się tutaj przeniosłeś? – postanowiłam szybko zmienić temat, zanim wyciągnie ze mnie coś, co szybko mogło by się znaleźć u Hoseoka, gdyby to rozgadał.
- Nie ważne – spoważniał. Jego spojrzenie stało się chłodne, tak bardzo, że aż się wzdrygnęłam. Przełknęłam głośno ślinę i skinęłam mu wolno głową. Odwróciłam od niego wzrok akurat w momencie, gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę. Przybrałam maskę sztucznego uśmiechu, której ostatnimi czasy używałam naprawdę często.
- To już by było na tyle. Zastanowiłeś się już, jak mogłabym ci się odwdzięczyć za ratunek? – zapytałam.
- Co? Och, tak. Stawiasz mi lody dzisiaj po lekcjach! – odparł na moje pytanie, ciesząc się jak dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Co? A niby to kobiety mają częste zmiany nastroju. Skinęłam mu głową i już chciałam coś powiedzieć, jednak nie było mi to dane.
- Taeyeon! – usłyszałam z drugiego końca korytarza swoje imię i spojrzałam w tamtym kierunku. Hobi machał do mnie ręką, a zaraz potem znalazł się tuż przede mną. Obok niego niczym cień znalazł się Namjoon. Był on raczej cichym i spokojnym osobnikiem, ale gdy się wkurzył było czego się bać. No, może nie tak bardzo, gdy to Suga był wściekły, ale jednak coś na rzeczy było.
- Co jest Hobiś? – zapytałam uroczym tonem.
- Wow, ona jest miła. Namjoon, widziałeś to? – zapytał Horseok z niedowierzaniem. Ten tylko pokiwał mu głową, zajęty własnymi myślami. – Nie ważne. Masz może dzisiaj czas po lekcjach? Chciałem ci coś pokazać – uśmiechnął się do mnie.
- Przykro mi, jestem dzisiaj zajęta – burknęłam.
- Tak? A robisz coś ciekawego?
- Ta, bardzo ciekawego, jeśli można za takowe uznać randkę z matematyką – zawiało ironią.
- I zapewne póki się nie nauczysz mam zakaz wstępu do twojego domu, tak? – No proszę, jak on już ładnie znał zasady.
- Dokładnie – mruknęłam. Zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że Tae wszystkiemu się przyglądał. Co z tego, że skłamałam? Taehyung wydawał się być bardzo miły, a Hobi tylko mógłby go ode mnie „odgonić.” W końcu to on w tym towarzystwie jako jedyny ma tryb niańki.
- O, a to kto? – zapytał zaciekawiony, w końcu zauważając mojego nowego kolegę z klasy.
- To Taehyung, dzisiaj zaczął uczęszczać do tej szkoły, jesteśmy w tej samej klasie oraz zostałam poproszona o oprowadzenie go po szkole – odparłam zgodnie z prawdą. Za dużo kłamać też nie można. Już i tak ciężko mi ukrywać to, co robią tamte dziewczyny.
- Cześć, jestem V – brązowowłosy wyciągnął rękę na przywitanie w kierunku mojego przyjaciela. Ten uścisnął ją bez wahania i wyszczerzył zęby w końskim uśmiechu.
- Jung Hoseok, dla przyjaciół Hobi lub J-Hope – przedstawił się.
- Dobra koniu, my musimy już iść- rzekłam obojętnie, odpychając od siebie Nadziejkę i ciągnąć TaeTae w zupełnie innym kierunku.
            Prowadziłam go w ciszy za sobą, jednak ten postanowił w końcu ją przerwać.
- Uczysz się dzisiaj matmy? Nic nie mówiłaś… - rzekł nieco zawiedziony. Posłałam mu ciepły uśmiech.
- Małe kłamstewko zaserwowane Hobiemu. Nic wielkiego – zaśmiałam się. – Jestem dzisiaj wolna jak ptak, nie martw się!
- Naprawdę? To ulga… - odetchnął. – Powiedz mi… Hoseok to twój chłopak? – zapytał, a ja się zarumieniłam. Po co mu to wiedzieć? Mniejsza. Roześmiałam się wniebogłosy.
- Nie! No coś ty? To tylko mój przyjaciel! Znamy się od piaskownicy. Powiedziałabym raczej, że jest dla mnie jak starszy brat, aniżeli ktoś, z kim mogłabym być – posłałam mu rozbawiony uśmiech. Podrapał się z tyłu karku, jakby był skrępowany swoim pytaniem. Dla mnie nie było to nic wielkiego. Już nie raz ktoś pytał, czy ja i Horseok jesteśmy razem. No i te laski ciągle myślały, że zarywam do niego, kiedy tylko mam okazję, a to jedynie mój przyjaciel.
            Ruszyliśmy do klasy, w której mieliśmy mieć następną lekcję. Rozmowa Miedzynami kleiła się i to bardzo dobrze. Mogłam nawet powiedzieć, że znalazłam bratnią duszę, ponieważ w wielu kwestiach zgadzaliśmy się ze sobą.
            Następne godziny minęły mi bardzo szybko, tym bardziej, że Tae nie dość, iż siedział ze mną prawie na każdej, to jeszcze rozmawialiśmy ze sobą całe przerwy. Junga też czasem mijaliśmy, jednak wydawał się dzisiaj być zajęty, więc nie zawracaliśmy mu głowy. W końcu przyszedł czas, kiedy męczarnie na dzień dzisiejszy dobiegły końca i mogliśmy z Taehyungiem iść na lody, które mu obiecałam w ramach podziękowania.
- Skoczę jeszcze tylko do toalety – powiedziałam.
- Dobra, poczekam na ciebie przed szkołą – odparł, uśmiechając się wesoło. W jego oczach zauważalne były tańczące iskierki.
            Skierowałam się do miejsca, o którym wspomniałam i weszłam do jednej z kabin za potrzebą. Gdy z niej wyszłam, podeszłam do kranu, by umyć ręce i przy okazji przejrzeć się w lustrze. Jak miałam już wychodzić, drzwi do łazienki otworzyły i weszły przez nie HyeJin wraz ze swoją świtą. Przeklęłam w myślach. Ten dzień to moje przekleństwo. Chociaż nie do końca. Poznałam bardzo fajnego chłopaka, jakim był V.
- O, patrzcie kogo my tu mamy! – zawołała złośliwie blondynka i podeszła do mnie, zakładając ręce pod boki. Cofnęłam się tak, że przyparłam plecami do ściany, a jej przyjaciółeczki odcięły mi wszelkie drogi ucieczki, stając po moich dwóch stronach, natomiast ta najgorsza była przede mną. – Nie dość, że podrywasz Hoseoka, to teraz jeszcze tego nowego. Grasz na dwa fronty? Nie ładnie tak. Zostaw coś dla innych. Z resztą. Jesteś tak brzydka, że i tak żaden z nich nie jest tobą nawet zainteresowany. Myślisz, że rozmawiają z tobą, bo cię lubią? Raczej im cię szkoda. Jak takie coś może chodzić po ziemi? – zarzuciła mnie swoim monologiem. Wywróciłam oczami, jednak zaraz zacisnęłam wściekle wargi. Nawet nie wiem kiedy, w jej ręku znalazły się nożyczki. Nie zdążyłam nawet zareagować, a ta obcięła pukiel moich włosów i odrzuciła go na bok. Moje włosy! W moich oczach stanęły łzy. Moja matka je uwielbiała…nigdy nie kazała mi ich ścinać. Obie je kochałyśmy. To była jedna z niewielu rzeczy, jakie w sobie lubiłam. Dbałam o nie całe swoje życie, a teraz…
- Zostaw mnie w końcu w spokoju! Co ja ci takiego zrobiłam?! Powtarzałam ci już tysiące razy, że Hoseok jest tylko moim przyjacielem! – wybuchłam. Każdy by w końcu nie wytrzymał. W końcu dręczyły mnie już dwa i pół roku.
- Jasne, przyjaciel, a potem będzie z tego coś większego! Zawsze tak jest! Już nie udawaj takiej niewinnej, wszyscy wiedzą, co planujesz! – warknęła i uderzyła mnie z liścia. Odwdzięczyłam jej się tym samym, a potem oddałam się chwili. Złość mną zawładnęła. Jakimś cudem powaliłam ją na ziemię i uderzałam raz za razem. Szybko jednak zareagowały jej przyjaciółeczki, a ja byłam sama. Odciągnęły mnie od niej za włosy i zaczęły kopać w odsłonięte części mojego ciała. Zaraz Plastik do nich dołączyła. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Do pomieszczenia z hukiem wtargnął Taehyung.
- Co wy sobie myślicie? Zostawcie ją! – wrzasnął swoim basem, a one zaprzestały swoich ataków. Chłopak podleciał do mnie i pomógł mi się pozbierać.
- Oppa my przepraszamy… - udawały niewiniątka. Jak zwykle.
- Nie jestem waszym oppą do cholery! I to nie mnie powinniście przepraszać, tylko ją – warknął. Widać po nim było, że ledwo panował nad wściekłością.
- Taeyeon…przepraszamy – rzekła najmłodsza z tej trójki. W jej oczach dostrzegłam kpinę. Ta, idealnie ją HyeJin wychowała na swoje podobieństwo, nie ma co. Nie odpowiedziałam jej. Po prostu wyszliśmy z Taehyungiem stamtąd.
- Wszystko w porządku? – zapytał z przejęciem, przyglądając mi się z troską.
- Tak, wszystko okey. Pewnie jutro będę trochę posiniaczona, ale nie jest źle. Ruszać się jeszcze mogę – posłałam mu słaby uśmiech. – Idziemy na te lody? – włożyłam w to pytanie najwięcej energii, jak tylko mogłam na ten moment. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak skinął powoli głową.
            - Znam idealne miejsce, w którym sprzedają pyszne lody. Myślę, że tobie również zasmakują. Sprzedaje je takie miłe małżeństwo. Są bardzo serdeczni – rozpoczęłam swój monolog. Dopiero, gdy doszliśmy na miejsce i zamówiliśmy swoje przysmaki, zamilkłam. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i czekaliśmy na swoje zamówienie.
- Tae… Możesz nie mówić o tym wszystkim Hobiemu? – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Co? Jak miałbym mu o tym nie mówić? Ktoś powinien coś z tym zrobić – mruknął niezadowolony z tego, że go o to poprosiłam.
- Proszę~ Nie chcę, żeby o tym wiedział. Nie mówiłam mu nic przez prawie trzy lata. Skoro teraz ty im zwróciłeś uwagę, to myślę, że powinny dać mi spokój… - mówiłam tonem zbitego dziecka. Brązowowłosy westchnął.
- Dobrze, niech ci będzie. Nic mu nie powiem, ale w zamian nie będę odstępował cię na krok – odparł. Przygryzłam dolną wargę.
- Ok, niech będzie, skoro nie mam innego wyboru – mruknęłam i w tym momencie podeszła do nas kobieta, na oko mająca pięćdziesiąt lat, z naszym zamówieniem. – Idziemy do parku? Tutaj jest nieco duszno – zapytałam chłopaka. Fakt, dzisiaj było naprawdę ciepło i w budynku przytulnej kawiarenki było jeszcze cieplej niż na zewnątrz, nawet jeśli klimatyzacja chodziła tutaj od rana. No i słońce aż kusiło, aby wyjść na zewnątrz…
            W odpowiedzi skinął mi tylko głową. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu.
- Miałaś już kiedyś chłopaka? – zapytał nagle, a mi o mało oczy nie wyszły z orbit. Znowu przez niego na moją twarz wstąpiły wypieki.
- Nie… Hobi mnie chyba za bardzo pilnuje – zaśmiałam się niezręcznie.
- Serio? Nigdy nikogo nie miałaś? Jesteś taka ładna… Wątpię, żeby nikt się tobą nie interesował. No i Hoseok… za bardzo cię pilnował? Nie wtrąca się przypadkiem w twoje życie aż za bardzo?
- Może i tak, ale nie mam mu tego za złe… Opiekuje się mną praktycznie odkąd pamiętam…
- Taeyeon? – tym razem nie był to głos Taehyunga.
- Hoseok? – zdziwiłam się jego widokiem.
- A więc to tak uczysz się matematyki? – wyczułam wściekłość w jego głosie.
- To nie tak Hobi… w drodze do domu postanowiłam jeszcze pójść na lody no i przypadkiem wpadłam na Tae i jakoś tak nam się rozmowa potoczyła…
- Nie kłam już. Już w szkole na temat matematyki zdawało mi się, że jest coś nie tak. Dobrze wiem, kiedy kłamiesz. Aż tak mi nie ufasz? – wyrzucał w siebie, co mu ślina na język przyniosła. Nawet nie wiedział, ile już razy kłamałam w jego towarzystwie, chociażby na temat tych dziewczyn. – Co ci się w ogóle stało? – zauważył wycięcie na moich włosach.
- Nie ważne – warknęłam. To, jak kontrolował moje życie było już nieco wnerwiające. Taehyung miał rację. Hobi wtrącał się w nie aż za bardzo.
            Posłałam TaeTae przepraszające spojrzenie i ruszyłam do domu, wymijając Hoeoka w przejściu. Po paru minutach byłam już w swoim pokoju i rzuciłam się bezsilnie na łóżko.

***

            Następne dni mijały mi dość spokojnie, pomijając fakt, że Taehyung i Hoseok za każdym razem, gdy się widzieli, posyłali sobie wrogie spojrzenia, a gdy oboje znaleźli się przy mnie w tym samym momencie, nie raz omal nie dochodziło do bójki, za to, gdy byłam z nimi osobno, zachowywali się zupełnie inaczej. Wolałam nawet nie wiedzieć, co by się stało, gdyby mnie nie było, a oni zostaliby ze sobą zupełnie sam na sam. W moim mniemaniu istniały dwie opcje: albo pozabijaliby siebie nawzajem, albo rozpętaliby trzecią wojnę światową. Nawet nie wiedziałam, z czego wynikała ta cała nienawiść między nimi. I chyba nawet nie chciałam znać powodu. Nawet HyeJin i jej świta przestały się mną interesować…
            Oczywiście, Hobiemu wybaczyłam wcześniejszy wybryk, na jego słodkie oczy, ale przestałam go dopuszczać do niektórych stron mojego życia. Kiedyś musiało to nastąpić. Spędzałam z nim też teraz także nieco mniej czasu, bardziej otwierając się na Taehyunga. Chyba nie bardzo się mu to podobało, ale nie miał innego wyboru, jak tylko to zaakceptować. Mimo wszystko obu starałam się poświęcać mniej-więcej tyle samo czasu. Problem tylko w tym, że nikt nie może zadowolić wszystkich, bo zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie się podobać. V zdawał się akceptować moje wybory, ale Hoseok… chodził naburmuszony i często mi to wypominał podczas rozmów. Jak z dzieckiem…
            Pewnego dnia, po lekcjach nie miałam nic do roboty. Powolnie zbierałam z ławki swoje książki, pakując je do plecaka. Nawet nauczyciele już nam odpuszczali. W końcu został zaledwie tydzień nauki. Pseudo-nauki, warto wspomnieć. No bo tak naprawdę, kto się na niej skupia, kiedy w głowie już ma plany na to, co będzie robił w wolnym czasie? No właśnie, nikt.
            Po chwili podszedł do mnie Taeś (zaczęłam go tak ostatnimi czasy pieszczotliwie nazywać). Spojrzałam na niego z uśmiechem na twarzy.
- Yeoś, masz trochę czasu po lekcjach? Najlepiej teraz? – zapytał robiąc oczy szczeniaczka. Była to chyba jedyna cecha, jaka łączyła go z moim przyjacielem.
- Tae, dobrze wiesz, że mam go dużo. Co chciałeś? – posłałam mu ciepły uśmiech.
- Chodź ze mną!
- Ale gdzie?
- To niespodzianka! – wywróciłam oczami, śmiejąc się ciepło. Zarzuciłam jeszcze plecak na ramię, po czym dałam mu się prowadzić. Gdy wyszliśmy poza teren szkoły, skierował się w stronę przystanku, a zaraz potem oboje wsiedliśmy do autobusu. Jak dobrze widziałam, była to dwunastka.
- Nie powiesz mi gdzie jedziemy, co nie? – zapytałam z miną naburmuszonej dziewczynki, a ten zaraz roześmiał się ciepło, w odpowiedzi kręcąc tylko głową na boki. Westchnęłam zrezygnowana.
            Na którymś przystanku z kolei w końcu wysiedliśmy. Minęło chyba pół godziny drogi, jak nie więcej. Pomińmy już nawet fakt, że sprowadził mnie na kompletne pustkowie. Byliśmy przy ulicy gdzieś w środku lasu!
- Chodź za mną – powiedział tuż nad moich uchem, swoim niskim, kuszącym głosem. Zadrżałam, sama nie wiedząc dlaczego. Skinęłam mu w odpowiedzi jedynie głową. Szłam za nim w milczeniu. Czułam się trochę niezręcznie, jednak ta cisza wcale nie była zła. Na swój sposób była przyjemna.
            Po paru minutach marszu chłopak zatrzymał się tak nagle, że wpadłam na jego plecy. Wymamrotałam ciche „przepraszam” rozmasowując przy tym obolały nos, który niestety na tym nieco ucierpiał. Wyjrzałam lekko zza jego ramienia, gdy tak stał i wpatrywał się w jeden punkt. Rozchyliłam wargi nie wiedząc, co mam powiedzieć.
- Jesteśmy – odezwał się do mnie z rozmarzonym uśmiechem. Nie mogłam uwierzyć w widok przed nami. Znajdowało się ram ogromne drzewo, stojące na brzegu leśnego strumyku. Jego gałęzie schylały się ku wodzie, a niektóre płatki były nawet w niej zanurzone.
- Jak ci się podoba? – zapytał, gdy cisza się przedłużała. Przez te parę dni zdążyłam poznać go na tyle, by wiedzieć, że nie należy do cierpliwych osób.
- Jest… pięknie… - wyszeptałam w odpowiedzi i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie, chcąc znaleźć się bliżej rzeczki. Brązowowłosy poruszał się za mną. Czułam jego obecność z tyłu. Gdy znalazłam się już zaledwie jakiś metr od brzegu, ten zrównał się ze mną i chwycił moją dłoń w swoją, splatając nasze palce razem. Spojrzałam na niego nierozumnym wzrokiem, a ten tylko uśmiechnął się ciepło. Zarumieniłam się, a moje serce przyśpieszyło tempa. Poczułam przysłowiowe motylki w brzuchu. Ten, jakby wyczuł, w jakim jestem nastroju, pochylił się nade mną tak, że nasze nosy się stykały. W jego oczach dostrzegałam radosne iskierki.
- Gonisz! – wykrzyczał mi nagle prosto w twarz i dotykając mojego ramienia zaczął uciekać. Zaczęłam się śmiać i ruszyłam w pogoń za nim.
            Nasza zabawa trwała w najlepsze. Oczywiście, udało mi się go złapać. Zmienialiśmy się co jakiś czas. Teraz to on gonił. Już miałam przemknąć obok pnia wierzby, gdy ten nagle znikąd pojawił się przy mnie i przycisnął mnie do kory drzewa. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i wtedy ten…pocałował mnie. Powoli, w wyczuciem, jakby nieco niepewnie. Przez parę pierwszych sekund nie docierało do mnie, co się dzieje, jednak wtedy sygnał dotarł do mojego mózgu. Zarzuciłam chłopakowi ręce na ramiona i rozchyliłam usta, tym samym pozwalając jego językowi wtargnąć do środka. Nasze mięśnie tańczyły ze sobą w tańcu pełnym radości, namiętności oraz tęsknoty za sobą nawzajem. Tak, tęskniliśmy za sobą nawzajem, za swoim dotykiem, nawet, jeśli widywaliśmy się codziennie. Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy nam obojgu zaczęło brakować powietrza. Rozgrzana patrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Taeyeon to…ja…przepraszam… - mówił cicho, jakby nie wiedział, co się stało.
- Żałujesz tego? – zapytałam, zaraz doprowadzając się do porządku.
- Co? Nie, ja nie…
- Więc za co przepraszasz? – przerwałam mu. Spojrzał na mnie, rozszerzając przy tym powieki.
- Ja…
- Och, zamknij się już – rzekłam znudzona i ponownie wpiłam się w jego wargi. Nie musiałam dłużej czekać. Zasypał mnie całym mnóstwem pocałunków, o jakich tylko mogłam wcześniej marzyć. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam to, jak bardzo on mi się podobał od samego początku?
            - Taeyeon…co byś zrobiła, gdyby okazało się, że osoba, którą kochasz najbardziej na świecie popełniła najgorszy błąd ze wszystkich możliwych? – zapytał mnie, gdy leżeliśmy razem na trawie przy strumyku, wpatrując się w niebo. Jego palce delikatnie gładziły moją dłoń, jednak w tym momencie zaprzestał tej czynności.
- Nie wiem… zależy jeszcze, jaki to rodzaj błędu. Dlaczego pytasz o takie rzeczy? – zwróciłam ku niemu swój wzrok.
- Tak tylko… - mruknął niepewnie.
- Skoro kocham tę osobę najbardziej na świecie, to zapewne mimo wszystko trzymałabym jej stronę – odpowiedziałam na jego pytanie po chwili ciszy. Chyba mu zależało na tym, aby znać odpowiedź, choć nie rozumiałam dlaczego. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Na moją twarz wstąpił uśmiech. To zdecydowanie był jeden z najlepszych dni mojego życia.

***

Taehyung ~

            Wstałem dzisiaj z samego rana i jak zwykle przygotowałem się do szkoły, zaraz potem ruszając pod dom Taeyeon, by wraz z nią pójść do tego więzienia. Było jak zwykle, z tą tylko różnicą, że teraz byliśmy razem. Przez całą drogę wesoło gawędziliśmy. Rozstaliśmy się dopiero przy wejściu, ponieważ ona musiała jeszcze coś tam załatwić, a nie chciała mnie ciągać ze sobą, choć ja z nią poszedłbym wszędzie, nawet do Piekła, gdybym musiał.
            Spokojnym krokiem skierowałem się do klasy, wiedząc, że zostało jeszcze jakieś dziesięć minut do dzwonka. Mogłem w tym czasie porozmawiać z Jiminem, z którym to zakumulowałem się w ostatnim czasie. Chłopak ten miał naprawdę niezłe poczucie humoru. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze… ale nie tak dobrze, jak ja z Taeyeon. Swoją drogą to bardzo urocze, że nasze imiona zaczynają się tak samo! Na samą myśl o tym na moją twarz wstąpił kwadratowy uśmiech, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił. Hoseok zaciągnął mnie do korytarza i przyparł gwałtownie do jednej ze ścian. Jego łokieć wylądował na mojej szyi, abym nie mógł się ruszyć. Już i tak brakowało mi tlenu, a ten tylko dociskał go mocniej i mocniej…
- Odczep się od Taeyeon – warknął, jak już przestał zabijać mnie wzrokiem. Prychnąłem pogardliwie, gdy jego uścisk nieco zelżał.
- Bo co mi zrobisz? Pobijesz mnie? – zapytałem kpiąco.
- A może Taeyeon ma się dowiedzieć o twojej niemrawej przeszłości? – odparował.
- Myślę, że nie zareaguje tak, jak myślisz, że powinna – znów mocniej przycisnął swoje ramię do mojej szyi.
- Ona i tak będzie jeszcze moja. Zniszczę cię – warknął, po czym puścił mnie i odszedł. Zaśmiałem się złośliwie. Nic na mnie nie miał. Yeon nie była osobą, która by się ode mnie odwróciła. Kochałem ją, a ona kochała mnie. Tego byłem pewien. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo niszczące będą skutki tego, co powiedział…

***

Taeyeon ~

            Rozstałam się z Taehyungiem przy wejściu do szkoły. Musiałam iść oddać książki do biblioteki przed zakończeniem roku. Nie chciałam go ciągać na drugi koniec szkoły, więc powiedziałam, że sama sobie poradzę. Po paru minutach znalazłam się w odpowiednim miejscu i oddałam bibliotekarce odpowiednie książki, pytając przy okazji, czy nie przydałaby się jej w czymś pomoc po lekcjach. Starsza kobieta pokręciła głową, mówiąc, że nie ma zbyt wiele roboty przed samym zakończeniem w porównaniu do innych nauczycieli. Może trochę papierkowej, ale to musiała zrobić sama. Pożegnałam się z nią z uśmiechem i ruszyłam w drogę do klasy. Zaraz poczułam w kieszeni spodni wibrację swojego telefonu. Zatrzymałam się i wyjęłam go, zaraz przejeżdżając palcem po ekranie, aby odczytać wiadomość. To, co tam zobaczyłam sprawiło, że zmroziło mi krew w żyłach. O mało się nie popłakałam. Szybko pobiegłam do klasy, chcąc złapać Taehyunga jeszcze zanim zaczną się lekcje. Tak się spodziewałam, był już na miejscu. Nic nie mówiąc chwyciłam go za rękaw i wyprowadziłam z klasy. Stanęłam dopiero przy schodach, które nie były zbyt często używane z tego względu iż prowadziły do korytarza, na którym kręciło się niezbyt ciekawe towarzystwo.
            - Co to ma być? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, podstawiając mu pod nos komórkę, na której ekranie widniało zdjęcie, jak ten obściskiwał się z HyeJin.
- Co? – przyjrzał się. – Ja nie mam z tym nic wspólnego! To nigdy się nie wydarzyło! – zaoponował.
- Tylko winni się tłumaczą – warknęłam. – O czym jeszcze mi nie powiedziałeś?! – wrzasnęłam. Ufałam mu. Chyba aż za bardzo. Zakochałam się w nim, a teraz płaciłam za to słoną cenę. Mogłam zostać z Hobim…
- Taeyeon… - wyszeptał moje imię, a z moich oczu polały się ciężkie łzy.
- Nie chcę cię widzieć, znać. Chcę o tobie zapomnieć. Nie zbliżaj się do mnie. Ufałam ci. Jak widać na marne – mówiłam szlochając, po czym odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie. Taehyung coś jeszcze za mną wołał, ale nie zwracałam już na to uwagi.
            Wypadłam na dziedziniec i…wpadłam prosto w ramiona Hoseoka. Zaczęłam szlochać w jego koszulkę, a ten tylko mocniej objął mnie rękami i pogłaskał mnie po głowie, szepcząc mi do ucha uspokajające słówka.
- Hobi, tak bardzo cię przepraszam! – szlochałam w jego biały t-shirt, będąc pewną, że ten już nie był taki biały, przez tusz do rzęs, jaki na pewno się na nim rozmazał, ale teraz mnie to nie obchodziło.
- To nic Taeyeoś… nie był ciebie wart – powiedział, dalej gładząc moje włosy swoją dłonią. – Chodź, przyda ci się odpoczynek. Zerwiemy się z lekcji – rzekł, a ja tylko skinęłam mu głową.
            W jego ramionach czułam się bezpieczna. W końcu zapewniał mi opiekę i ochronę przez prawie całe moje życie. Tylko to nie było to samo, co u Taehyunga. Przy nim czułam się jeszcze bezpieczniej. No i miałam tę otoczkę spokoju, której J-Hope mi nie zapewniał. Dlaczego tylko ja mam takie szczęście?

***

Taehyung ~

            Gdy chwyciła mnie za rękaw i wyprowadziła z klasy nic nie mówiąc, od razu wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego. Nie musiałem długo czekać, aby utwierdzić się w swoich przekonaniach. Jak tylko zatrzymaliśmy się przy schodach, podsunęła mi pod nos telefon, na którego ekranie widniało zdjęcie. W tym momencie czas się dla mnie zatrzymał. Zacząłem zaprzeczać, że coś takiego miało miejsce, jednak wiedziałem, że tym jej nie przekonam. No bo kto by mi uwierzył mając taki dowód? Tylko ja wiedziałem, że to jakiś fotomontaż, ale nie miałem na to dowodu. Kochałem Taeyeon całym sercem. Nie miałem powodu, by całować się z inną, odkąd tylko tu przybyłem. Od początku widziałem tylko ją.
- Yeon! Nie odchodź! Uwierz mi, że to nie ja! – wołałem za nią z błaganiem w głosie, jednak ta nawet nie obejrzała się za siebie. Moje serce zabiło niebezpiecznie. Upadłem na kolana, a po mojej twarzy spłynęły łzy. Wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknęła chwilę temu. Ja…straciłem ją? Tak, na pewno… Przecież nie uwierzy mi…
            Przetarłem ręką łzy. Tak dawno żadnej nie uroniłem… Bez życia ruszyłem do klasy tylko po to, aby wziąć swój plecak i pójść do domu. Gdy przestąpiłem próg pomieszczenia, w sali zapadła cisza, jednak nie zwróciłem na to uwagi.
- Ej, Taehyung, to prawda, że dałeś się przelecieć Rap Monowi? Biedna Taeyeon, co ona musiała za szok przeżyć… - zawołał na cały głos Jungkook. Miał się w tej klasie za najlepszego, ale ja w nim nic takiego nie widziałem. Lepiej. Nie przepadałem za nim. Mimo wszystko zwróciłem na niego swoje zdziwione spojrzenie, a ten tylko roześmiał się wrednie. Przygryzłem dolną wargę i wyszedłem z klasy, nic nie mówiąc. Jednak to nie był jeszcze koniec. Jedna z nauczycielek zatrzymała mnie zanim zdążyłem opuścić budynek szkoły i kazała zjawić mi się u dyrektora. Skinąłem jej głową i udałem się do jego gabinetu. Zapukałem i wszedłem, gdy usłyszałem słowo „proszę.”
- Kim Taehyung? – zapytał mężczyzna, nawet nie zwracając ku mnie swojego spojrzenia. Pochłonięty był jakąś kartką, spoczywającą właśnie w jego rękach. Cicho mu przytaknąłem, jednak nie tak, by nie mógł tego dosłyszeć. – Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? – kontynuował.
- Nie – odpowiedziałem krótko, spinając wszystkie mięśnie.
- Zapytam wprost. Czy ściągałeś na sprawdzianie z angielskiego od Park Taeyeon? Radzę się przyznać. Dobrze wiesz, że za coś takiego grozi usunięcie ze szkoły nie tylko ciebie, ale i drugiej osoby, nawet, jeśli ta jest niewinna – odłożył kartki i przyjrzał mi się uważnie. Rozchyliłem usta z zaskoczenia, jednak zaraz je zamknąłem. Nie wiedziałem skąd miał takie informacje. Nigdy nie zrobiłem niczego podobnego. Kto mu to powiedział? Poza tym… Nie chciałem Yeosi pociągać do odpowiedzialności za coś, czego żadne z nas nie było winne. Na pewno nie ona. Ja naraziłem się Hoseokowi… Bo tylko on w tym momencie przychodził mi na myśl.
- Tak, ściągałem od niej – rzekłem pewnym siebie tonem, rzucając wyzywające spojrzenie mężczyźnie. Jak już grać, to przekonująco. Koreańczyk westchnął cierpiętniczo.
- I co ja mam z tobą zrobić? Jesteś jeszcze młody… Muszę zgłosić to wyżej i dobrze o tym wiesz. Gdybym nie musiał, to ten jeden raz puściłbym to mimo uszu, ale dobrze wiesz, że sam jesteś sobie winien – rzekł.
- Rozumiem – skinąłem mu głową. Oczywiście, musiał to zgłosić. Inaczej go również pociągnęliby do odpowiedzialności. – Niech pan tylko da spokój Taeyeon. Ona nic o tym nie wiedziała – mruknąłem jeszcze i wyszedłem bez pożegnania. O mały włos nie wpadła przeze mnie w kłopoty! Mój jedyny promyk nadziei na tym cholernym świecie. Gdyby nie ona, to już by mnie tutaj nie było. Przeniosłem się do tej szkoły, by zacząć życie od nowa. Nie miałem nadziei na lepsze dni. I wtedy poznałem ją. Jej uśmiech mnie onieśmielił, spojrzenie uwięziło. Stałem się jej niewolnikiem, jednak nie przeszkadzało mi to. Miałem dla kogo żyć… Właśnie, miałem. Ona nie chce mnie już znać.
            Ruszyłem na dziedziniec. Zatrzymałem się przed bramą, wyjmując z kieszeni spodni swojego iPhone, na który to właśnie przyszła wiadomość.
„Mówiłem, że będzie moja, a ja zawsze dotrzymuję słowa. Wyeliminuję cię, choćby nie wiem co.”
            Pokręciłem głową. Doskonale wiedziałem, od kogo była. Hoseok bardzo starał się, aby mnie zniszczyć. Przez to, że się nią zainteresowałem, mogłem jej przysporzyć kłopotów. Ciągle je tylko wszystkim sprawiam. Nie spodziewałem się tylko, że J-Hope, aby mnie zniszczyć nie będzie zwracał uwagi na to, że ona także na tym może ucierpieć w jakiś sposób. Chociaż nie…obrał dobrą taktykę. Dobrze wiedział, że nie dam jej skrzywdzić.
            W momencie, gdy schowałem komórkę do kieszeni, przede mną stanęła grupka chłopaków. Rzucili mi tylko zwycięskie, pełne wyższości uśmiechy i rzucili się na mnie. Okładali mnie pięściami wszędzie gdzie się dało, a gdy padłem na ziemię, zaczęli mnie kopać nie znając litości. Skuliłem się, rękami starając się zasłonić głowę, jednak niewiele to dawało. Bo ile bólu może wytrzymać zwykły człowiek? Odpuścili sobie dopiero wtedy, gdy przestałem się ruszać. Jak już poszli, zebrałem w sobie siły, by odwrócić się na plecy. Bezradnie wpatrywałem się w niebo. Dopiero po paru minutach, może pół godziny, albo jeszcze więcej, gdy pozbierałem swoje zwłoki, zacząłem wlec się do domu.

***

Taeyeon ~

            Hobi zaprowadził mnie do swojego domu, gdzie opatulił moje ciało kocem, a zaraz potem przyniósł mi kubek gorącej czekolady, mimo że było lato. Doskonale mnie znał. Wiedział, że tego teraz potrzebowałam najbardziej. Potem wrócił także z kubełkiem lodów czekoladowych oraz łyżeczką i usiadł naprzeciwko mnie. Nic nie mówiłam, a on wpatrywał się ze mnie, nawet nie sprawiając pozorów, że interesuje go coś innego.
- Jak się czujesz? – zapytał w końcu.
- Źle – rzekłam krótko z pełnymi ustami.
- Nie wiem, czy Taehyung ci mówił… Uważam, że powinnaś o tym wiedzieć… - zaczął, a ja zwróciłam na niego swoją uwagę. – Wiesz dlaczego się tutaj przeniósł? Ponieważ w jego rodzinnym Daegu…zabił kogoś. A dokładniej swojego ojczyma – mówił powoli, bym mogła przetworzyć wszystkie informacje. Ale jak to zabił…? W tym momencie naleciały do mnie wspomnienia sprzed paru dni, kiedy to zapytał mnie o błąd najgorszy z możliwych, a ja wtedy odpowiedziałam, że byłabym po stronie tej osoby. Czy… Tae naprawdę mnie kochał? Ja go tak. To o to mu chodziło? Zabił, fakt, ale dalej był na wolności, co znaczyło, że coś było na rzeczy, inaczej tkwiłby w jakimś zakładzie. Tylko dlaczego Hoseok mi o tym mówi? To nie jego sprawa, ani nawet moja, skoro już z Taehyungiem nie jestem. Coś mi tu nie gra.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś – skinęłam mu głową i wzięłam kolejną łyżeczkę lodów do buzi.
- Muszę na chwilę wyjść. Za parę minut będę z powrotem. Nie rób nic głupiego w tym czasie – zwrócił się do mnie i wyszedł. Dopiero po jakiejś minucie zorientowałam się, że zostawił na stoliku swój telefon. Mimo wielu sprzeciwów zdrowego rozsądku, coś mówiło mi, że powinnam do niego zajrzeć.
            Niepewnie chwyciłam urządzenie w dłoń i odblokowałam jego ekran. Hasło znałam na pamięć. Czarnowłosy nie miał przede mną żadnych tajemnic. Weszłam w wiadomości, jednak zanim zaczęłam czytać, rozejrzałam się jeszcze dokoła, jakby chcąc się upewnić, że Horseoka na pewno tu nie ma. Weszłam w pierwszą konwersację z numerem, który nie był zapisany i przeczytałam treść. Zaraz spojrzałam ponownie na odbiorcę i, mimo iż nie był zatytułowany, domyśliłam się, że był to numer Taehyunga. Przecież znałem go na pamięć! Hoseok to wszystko zaplanował? Zrobił to specjalnie, aby nas rozdzielić! Mogłam uwierzyć TaeTae od razu, że nie ma z tym nic wspólnego!
            Zerwałam się ze swojego miejsca, telefon chłopaka rzucając na stolik. Szybko ubrałam buty, które zostawiłam wcześniej przy drzwiach i pognałam do domu Taesia. Miałam przeczucie, że to tam właśnie będzie.
            Gdy tylko znalazłam się na miejscu, zaczęłam go nawoływać, a potem walić w drzwi tak, że w końcu te otworzyły się ze skrzypieniem. Znieruchomiałam. V zawsze dbał o takie rzeczy jak zamknięte drzwi nawet za dnia, gdy to był w domu…
            Po cichu weszłam do środka. Wszędzie panował półmrok oraz cisza. Większość okien była pozasłaniana, a te, które jednak nie były, nie znajdowały się w miejscu, gdzie o tej porze świeciło słońce, aby mogło tutaj zawitać światło. Skierowałam się  do pierwszego pomieszczenia, jakim był salon. Po podłodze rozrzucone zostały zakrwawione ubrania. Już sam ten widok mnie przeraził. Obróciłam się wokół własnej osi. Drzwi od łazienki były uchylone i wydobywała się przez nie stróżka światła. Podeszłam tam, jednak w środku nikogo nie zastałam. Poszłam do ostatniego pomieszczenia, jakie znajdowało się na tym piętrze, a mianowicie kuchni. Chwilę mocowałam się z klamką od drzwi, zanim weszłam do środka, a to, co tam zobaczyłam, sprawiło, że moje serce stanęło, a kolana się pode mną ugięły. Zaraz jednak szybko podniosłam się z klęczek i podleciałam do chłopaka. Martwego chłopaka… Jego ciało zwisało bezwładnie z sufitu. Łzy polały się po moich policzkach strumieniami. Ale jak…? Jak to możliwe?
            Chwyciłam jego rękę w swoją i ucałowałam jej wierzch. Na pożegnanie… Spojrzałam w bok, a na stole ujrzałam białą kartkę zgiętą na pół. Niepewnie wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, a gdy spoczęła między moimi palcami, już nie wahałam się przed tym, aby ją rozłożyć i przeczytać. Wiedziałam, że była do mnie.

„Droga Taeyeon,
nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kochałem. Bardziej niż własne życie. Kiedy wszystko waliło mi się na głowę, pojawiłaś się Ty.Byłaś moją iskierką na tym szarym świecie, moim słoneczkiem. Dzięki tobie czułem, że będzie lepiej. Było. Nie mówiłem Ci tego, ponieważ bałem się jak zareagujesz, ale zabiłem kogoś. Własnego ojczyma. Była to obrona własna, tak tłumaczono to w sądzie. On bił mnie i mamę, znęcał się nad nami… Jednak, gdy go zabiłem i ona odwróciła się ode mnie. Dostałem nadzór kuratora. Postanowiłem się przeprowadzić i zacząć wszystko od nowa, najlepiej gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Tak oto trafiłem do Seulu. Chciałem ci o tym powiedzieć… w odpowiedniej chwili. Pamiętasz? Mówiłaś, że nie ważne, jaki byłby błąd, byłabyś po stronie osoby, którą kochasz najbardziej na świecie. Dobrze wiedziałem, że mnie kochałaś. Tak samo jak ja Ciebie. Najbardziej na świecie. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał i zawsze będę przy tobie, nie ważne, co by się stało. Będę cię obserwował. Moje serce należeć będzie do Ciebie, nawet gdy umrę. Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Zatonąłem w twoich oczach, chciałem widzieć Twój uśmiech już zawsze.
Kiedyś się jeszcze spotkamy, ja to wiem. Na tamtej stronie. Będę na Ciebie czekał. Nigdy nie spotkałem dziewczyny wspanialszej od Ciebie. Nie miej nikomu za złe tego, co się wydarzyło. Tak najwidoczniej musiało być. Los nie mógł pozwolić na to, byśmy już zawsze żyli razem w szczęściu.
Kocham Cię.
Na zawsze Twój
Taehyung”

            Gdy czytałam ten list, szlochałam cicho. Jak wielki błąd musiałam popełnić, by zaufać Hoseokowi? Zwodził mnie… Zwodził mnie, bym tylko z nim poszła…
            Podeszłam do szuflady, w jakiej schowane były wszystkie sztućce, włącznie z tymi ostrymi nożami. Otworzyłam ją i wyjęłam jeden z tych największych i najostrzejszych.
- Też cię kocham, Taehyung – wyszeptałam i wyszłam z kuchni, a potem z jego domu i skierowałam się do tego jednego, który obrałam sobie za cel. Po parunastu minutach, może trochę więcej, znalazłam się na miejscu, a Hoseok zaraz mnie dopadł, zatrzaskując w swoim uścisku. Nie odezwałam się, ani nie ruszyłam. Ręka, w której spoczywało narzędzie, zwisała swobodnie wzdłuż mojego boku. Nie zorientował się, że coś mogło być nie tak, za to ja skorzystałam z okazji i wbiłam nóż w jego bok. Odsunęłam się od niego. Czarnowłosy spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem, upadając na kolana i chwytając się za zranioną część ciała.
- To za zaprzepaszczenie mojego szczęścia z TaeTae – rzekłam zimnym tonem i wbiłam nóż jeszcze raz, i jeszcze w jego ciało, które zaraz padło martwe na ziemię. Mój śmiech rozniósł się po budynku. Dopełniłam swojej zemsty. Pomściłam Taehyunga. Gdyby nie Hoseok, nie straciłabym go. To wszystko jego wina!

***

            - Zostawcie mnie w spokoju! – krzyknęłam, podkulając pod siebie nogi i chowając między nimi głowę.
- Taeyeoś, dobrze wiesz, że jesteśmy do siebie przywiązani… - mruknął niezadowolony Hobi. Zadrżałam, a z mojego gardła dobył się szloch. Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Nie martw się, nadejdzie czas, że dołączysz do nas – rzekł uspakajającym tonem V. Zaraz potem rozległ się huk uderzenia o metalowe drzwi.
- Numerze 0428, ciszej tam! – rozbrzmiał głos jednego ze strażników, czuwających w tym momencie na korytarzu.

- Tak… Już niedługo będę z wami… - mruknęłam, unosząc głowę w górę i uśmiechając się na tę myśl.

Komentarze

  1. ...

    Dobra... Nadal jestem w lekkim szoku. To było... Kurcze, aż brakuje słów. Nie jestem przyzwyczajona do smutnych zakończeń i zwykle za nimi nie przepadam, ale twoje powalają na kolana. Ja po prostu... nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Po przeczytaniu czegoś takiego człowiek po prostu nie ogarnia. Ja nie ogarniam. Dziewczyno, co ty ze mną robisz???

    OdpowiedzUsuń
  2. ....JEZU....
    .................................
    Kobieto.! Właśnie mój mózg zwariował.!!! Matko Boska, jakie specyficzne opowiadanie....Nigdy jeszcze nie miałam styczności z tak drastycznym opowiadaniem...Jestem w szoku normalnie :o

    OdpowiedzUsuń
  3. O w mordę. Ten scenariusz jest...niesamowity. Nie wiem czy to dobrze, ale bardzo mi się spodobał. Chciałaś nas wszystkich zwieść początkiem i Ci się udało.
    Więcej takich~!! *.*
    Weny życzę~ <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo, bardzo przepraszam, że tak późno komentuję, bo Ty zawsze starasz się to robić na bieżąco u mnie i Ci to wychodzi, a ja się nie potrafię odwdzięczyć :c
    Także: Przeczytałam to już w dniu dodania jakieś pół godziny po tym jak scenariusz został opublikowany. Nawet nie przypuszczasz jak bardzo byłam w szoku, czytając Twoje dzieło. (Ale w szoku w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu) Chciałam to skomentować już wtedy, ale nie umiałam zebrać swoich myśli w garść i jakoś porządnie się wysłowić, a potem najzwyczajniej w świecie albo nie miałam czasu, albo zapominałam.
    Gdy skończyłam czytać ten scenariusz po głowie chodziło mi tylko takie "Co tu się odwaliło?" (Znaczy w głowie miałam bardziej niecenzuralne słowo, ale w komentarzach nie wypada takich pisać xD) Początek sprawił, że myślałam iż zakończy się to happy endem, który sprawi, że dostanę cukrzycy. A tu takie zaskoczenie... Nie dosyć tego, że Tae zginął to jeszcze Hobi został zamordowany przez swoją najlepszą przyjaciółkę. Wpasowałaś ten scenariusz idealnie w moje standardy: długi, smutny i krew i niesamowicie w pozytywnym znaczeniu Ci to wyszło. Jestem bardzo szczęśliwa i usatysfakcjonowana, że chciałaś to dla mnie napisać i dziękuję x100000
    Będę musiała odwdzięczyć Ci się gdy będę pisała Twoje zamówienie. (Na feriach postaram się zrealizować ich jak najwięcej, więc możliwe, że już wtedy pojawi się Twoje.)
    Dziękuję jeszcze raz oraz życzę dużo weny, czasu do pisania i wiedz, że Taeyeon zawsze czeka na więcej Twoich prac.
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  5. o bosz czytając ten list się popłakałam, myślałam że ona się zabije, ale ona zabiła Hobiego '0'

    OdpowiedzUsuń
  6. OMATKOJEDYNA
    NIENAWIDZĘ CIĘ TERAZ ZA TO FF! .---.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sekundka... Och, kurcze, trochę ciężko mi pozbierać myśli.
    Scenariusz po prostu mega *-* Początek kompletnie nie wskazywał na zakończenie. Myślałam, że przestaną się przyjaźnić, ale nie w ten sposób... Świetnie ci to wyszło. Dawno nie czytałam takiego scenariusza. Temat niebanalny i końcówka bez happy endu, co nie zdarza się często. Co mogę jeszcze powiedzieć? Kupiłaś mnie tym. Mimo długości strasznie szybko zleciał mi ten scenariusz. Twój styl pisania w żaden sposób nie męczy czytelnika, a to chyba najważniejsze. Nic dodać, nic ująć. Temat oneshota bardzo wpasował się w moje gusta, bo nie lubię, gdy jest zbyt słodko.
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale z k-popem ostatnio mi nie po drodze.
    Życzę weny c:

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego dopiero teraz na to trafiłam? :'o Naprawdę świetne opowiadanie i chyba wcześniejsze komentarze oddały moje wszystkie uczucia, więc nie będę się powtarzać! Ale naprawdę mi się podobało :3

    Życzę weny, pozdrawiam i zapraszam na bloga gdzie pojawiło się opowiadanie zamówione przez ciebie!
    http://200-percent-of-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  9. Co. Co. Co.
    Nie umiem pisać.
    Odebrałaś mi dar myślenia.
    Umarło mi się.
    Weny i do następnego ~

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

V (BTS) - My Only Love? Speed. #1

007. Taemin (SHINee) - Dopiero, gdy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele dla nas znaczyło

017. Daesung (Big Bang) - Life in a Strange City