003. Rap Monster (BTS) - Iskierka Nadziei
Hej!
Przybywam do Was dzisiaj z kolejnym scenariuszem. Jest to drugi scenariusz, jaki w życiu napisałam i to w dodatku wtedy, gdy jeszcze nie za bardzo orientowałam się w k-popie a tym bardziej w zespole BTS. Wtedy było tylko Big Bang, Big Bang i Big Bang xD No, ale teraz to jest tylko i wyłącznie BTS, choć słucham też innych zespołów.
Ten scenariusz był napisany dla mojej przyjaciółki - Karo, a publikuję go teraz z tego względu, że ostatnio były wszystkie te afery z RM i w ogóle. Planowałam go umieścić innym razem.
Czy mi się zdaje, czy jest on trochę dziecinny? Cóż, mniejsza.
Dodaję go bez poprawek, oczywiście. Myślę, że miał ich już wystarczająco, gdy przepisywałam go z zeszytu na laptopa.
Miłego czytania!
Rap Monster (BTS) - Iskierka
nadziei
Weszłaś do
klasy równo z dzwonkiem. Nauczyciel przybył od razu po tobie i na start
oznajmił, że do twojej klasy dołączy nowy uczeń. Po chwili do pomieszczenia
wszedł wysoki Koreańczyk o bardzo jasnych, niemalże białych, blond włosach, oczywiście
farbowanych. Przedstawił się, zawadiacko przy tym uśmiechając. W całej klasie
słychać było piski dziewczyn, każda patrzyła tylko i wyłącznie na niego.
Niektóre ignorowały nawet własnych chłopaków, którzy siedzieli obok nich. Ty
także na niego patrzyłaś, jednakże nie wydałaś z siebie żadnego dźwięku. Na
środku, pod tablicą stał Kim Namjoon inaczej zwany Rap Monster’em. Był to
członek jednego z twoich ulubionych zespołów – Bagntan Boys, w dodatku twój
ultimate bias. Nie mogłaś uwierzyć, że stoi tu, przed tobą. Mimo wszystko,
wydawał się być jakiś inny. Na scenie zawsze był po prostu inny, nie mogłaś
stwierdzić jednak, w jaki sposób. Teraz… niby wciąż był taki sam, jednak coś
się nie zgadzało. Jakby towarzyszyła mu… kpina. Kpił sobie z wszystkich uczniów
tej klasy, a może i całej szkoły. Nigdy nie widziałaś, żeby taki był i ten fakt
cię zadziwił. Odkąd znasz BTS, czyli od ich samego debiutu, nigdy nie
spodziewałaś się, że on mógłby mieć się za kogoś lepszego od innych. Byłaś tym
nieco zawiedziona i liczyłaś na to, że wkrótce mu to przejdzie, że to tylko
chwilowe.
Lider Mon
usiadł w ławce za tobą, czyli ostatniej w rzędzie od okna. Potem cały czas
czułaś na sobie czyichś wzrok, ale tłumaczyłaś to sobie tym, że przecież
chłopak musiał obserwować nauczyciela, a że siedziałaś przed nim to już tylko
czysty przypadek i by zobaczyć profesora, musiał patrzeć też na ciebie. Można
powiedzieć, że całkowicie ignorowałaś to uczucie.
Po
skończonych lekcjach od razu udałaś się do domu. W szkole nie miałaś zajęć
dodatkowych, jednak w domu zawsze znalazło się coś godnego twojej uwagi.
Gdy tylko
otworzyłaś drzwi mieszkania, na twoje przywitanie wybiegł duży owczarek
niemiecki długowłosy. Był to twój najlepszy przyjaciel od dobrych paru lat.
Może i nie był już najmłodszy, ale wciąż bardzo ci na nim zależało. Wydawałoby
się nawet, że z dnia na dzień kochałaś go coraz bardziej.
Przebrałaś
się, zrzucając z siebie biały, szkolny mundurek, składający się z koszulki, z
krótkim rękawem i ciemnym krawatem oraz białej, plisowanej spódniczki. Do tego
białe podkolanówki. Obuwie było w szkole obojętne, ale zmienne obowiązywało.
Wskoczyłaś w czarne rurki, tego samego koloru t-shirt z czaszką oraz czerwone
Converse. Narzuciłaś jeszcze na siebie kurtkę, ponieważ, mimo, że była już
późna wiosna, najcieplej nie było, a na dworze zdecydowanie zbierało się na
deszcz. Wzięłaś jeszcze tylko swojego psa, przypinając smycz do jego obroży i
wyszłaś z mieszkania z zamyślonym wyrazem twarzy.
Skierowałaś
się do parku i tam spacerowałaś ze swoim czworonogiem przez jakiś czas,
zanurzając się przy tym w najgłębsze otchłanie twego umysłu. Nagle zwierzę
mocno cię pociągnęło i zaczęło biec. Nie istniał w tym momencie żaden sposób,
by go zatrzymać. Nie miałaś też żadnego innego wyboru, jak tylko biec za nim,
ledwo utrzymując, pasek materiału łączący się ze stworzeniem, w ręku. Jednak
nastał moment, w którym owczarek pociągnął jeszcze mocniej i w tym razem, nie
mając już sił, puściłaś go. Dalej biegłaś, jednak teraz już wolniej, niż
wcześniej. Byłaś zmęczona. Non stop nawoływałaś jego imię. W końcu jednak go
dogoniłaś, ale było już za późno. Zobaczyłaś jak powala kogoś na ziemię.
Przestraszona, co wydarzy się dalej, wstrzymałaś oddech i szybko podeszłaś
bliżej, po czym ściągnęłaś psa z człowieka. Zobaczyłaś Rap Mona leżącego na
ziemi. Myślałaś, że zaraz padniesz jak długa. Nie chciałaś, by coś stało się
twojemu ulubieńcowi muzycznemu, a teraz nie mogłaś być pewna, czy aby na pewno
nic mu nie jest.
- M-mianhe!
Nie chciałam, by to się stało! Mianhe! – zaczęłaś go przepraszać.
- Na przyszłość trzymaj tego psa, a nie nasyłasz go na ludzi
– warknął rozwścieczony. Nie chciałaś, by był na ciebie zły, ale wyszło, jak
wyszło. Mimowolnie zaczęłaś drżeć. Miałaś wrażenie, że to nie ten sam Namjoon,
który był w BTS. Ten był straszniejszy, bardziej przerażający.
- Naprawdę przepraszam! Wiem, że to może nie wystarczy,
dlatego… Czy mogłabym zrobić coś, dzięki czemu byś mi wybaczył ten mały
wypadek? – zapytałaś cicho, spuszczając przy tym głowę. Nie wiedziałaś, jak
masz się zachować w jego obecności.
Chłopak
uważnie przyjrzał się najpierw tobie, a potem twojemu zwierzęciu.
- Fajna psinka. Czy mógłbym dostać numer telefonu jego
właścicielki, by później powiadomić ją, co ma zrobić? – zapytał z szelmowskim
uśmiechem na twarzy, jak i chytrością wyczuwalną w głosie.
- T-tak, oczywiście – odparłaś bez zastanowienia, nieco nie
pewnie, i podałaś mu swój numer.
- Mogę jeszcze zapytać jak masz na imię? – mruknął teraz już
obojętnym tonem,
- ________ - odpowiedziałaś i zobaczyłaś, jak ten lekko się
uśmiecha. Na ten widok i twoje kąciki ust uniosły się lekko ku górze.
Zaczęło
padać. Pierwsze krople powoli spadały z nieba, jednak niemalże od razu drobna
mżawka zmieniła się w ogromną ulewę. Chwyciłaś za dłoń chłopaka i ciągnąc go za
sobą pognałaś w stronę twojego mieszkania. Nie wiedziałaś, dlaczego to
zrobiłaś, ale po prostu coś w głowie mówiło ci, że tak powinnaś uczynić. Poza
tym, do domu z parku nie miałaś daleko. To było tylko jedno wyjście i przejście
przez ulicę.
Wparowaliście
na klatkę schodową, a przed drzwiami klitki w jakiej spędzałaś swoje życie wraz
z matką, spojrzeliście na siebie. Oboje byliście przemoczeni do suchej nitki.
Uśmiechnęłaś się ciepło i zaprosiłaś go do siebie. Skorzystał z propozycji. Z
rękami w kieszeniach stanął na środku saloniku.
- Chcesz…
wysuszyć swoje ubrania? – te słowa z twoich ust wyszły bardzo cicho, jednakże
blondyn bez problemu to usłyszał. Bez żadnego słowa więcej ruszyłaś do swojego
pokoju i chwilę pogrzebałaś w szafkach, po czym z jednej z nich wyciągnęłaś
suche spodnie dresowe, niegdyś należące do twojego ojca. Kiedyś były ci do
czegoś potrzebne i do tej pory ich nie oddałaś. Tyle. Po chwili stałaś już
przed Namjoonem. Wręczyłaś mu dresy do rąk.
- Łazienka znajduje się na końcu korytarza po prawej –
mruknęłaś tylko, a ten bez słowa ruszył w wyznaczonym przez ciebie kierunku.
Wrócił dopiero po paru minutach, w samych spodniach, jakie od ciebie otrzymał.
Zarumieniłaś
się widząc jego nagi, umięśniony tors. Szybko odwróciłaś wzrok.
- Może chcesz herbaty lub kawy? – zapytałaś, jednak ten nie
odpowiedział. Przyglądał ci się uważnie.
- Ja to zrobię, a ty idź się przebierz, bo jeszcze trochę i
będziesz chora – mruknął, a ty dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że wciąż
stoisz w mokrych ubraniach. Uśmiechnęłaś się do niego szybko wparowałaś
ponownie do swojego pokoju, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Wyjęłaś z szafy
pierwsze lepsze ciuchy i ruszyłaś do łazienki, gdzie osuszyłaś swoje ciało
ręcznikami. Na suszarce zobaczyłaś przemoczone ubrania chłopaka. Zaśmiałaś się
pod nosem. Pierwszy raz w życiu przytrafiło ci się coś takiego.
Po paru
minutach byłaś już w kuchni i razem z Królem Destrukcji popijałaś kawę. Bez
bicia przyznał ci się, że zanim ją przygotował, to stłukł trzy kubki. Nie bez
powodu miał takie przezwisko, a nie inne… No cóż, mniejsza. Przez następną
godzinę rozmawialiście o różnych rzeczach. On opowiadał ci o sobie, a ty mu o
sobie i Polsce, z której to pochodziłaś, jednakże parę lat temu przeprowadziłaś
się do Korei razem z matką, ojca zostawiając w ojczystym kraju. Wkrótce potem
okazało się, że tata, którego tak kochałaś, jako mała dziewczynka, zdradził
twoją rodzicielkę. Rozwiedli się, jednakże sama z mamą też byłaś szczęśliwa.
Oczywiście, tego fragmentu ze swojego życia mu nie opowiedziałaś. Uznałaś to za
zbędne. Dopiero go poznałaś, więc nie
musiałaś od razu dzielić się z nim tym faktem. Nigdy nie wiadomo, co by zrobił.
Wolałaś go najpierw dobrze poznać.
Czas mijał
wam bardzo szybko, i nim się obejrzeliście, Rap Monster musiał się już zbierać.
Ubrania chłopaka zdążyły wyschnąć w tym czasie. Pożegnaliście się z wesołymi
uśmiechami na ustach. Żałowałaś tylko, że to wszystko trwało tak krótko.
Nie mając
nic do roboty, zabrałaś się za lekcje, trochę się pouczyłaś, a ostatecznie
włączyłaś komputer i zaczęłaś sprawdzać różne wiadomości w sieci. Dopiero około
dziewiętnastej twoja rodzicielka wróciła z pracy do domu. Było widać po niej
zmęczenie, jednak wciąż wszystko robiła energicznie. Była wiecznie uśmiechniętą
kobietą. Ludzie ją uwielbiali, jednak przyjaciół miała niewielu, szczególnie
tu, w Korei. Poza tym, ona często zachowywała się jak nastolatka. Nawet teraz,
gdy wróciła po męczącym dniu do domu, rzuciła ci parę uwag odnośnie tego, że
wciąż nie masz chłopaka, a jesteś już pełnoletnia. Westchnęłaś tylko i poszłaś
zrezygnowana do swojego pokoju. Nie znosiłaś, kiedy twoja mama dostawała tak
zwanej „głupawki”.
Zaczęłaś
czytać książkę, jednak przerwał ci to dźwięk twojego telefonu. Ktoś do ciebie
dzwonił. Leniwie podniosłaś swój tyłek z fotela i podeszłaś do biurka, na
którym leżało urządzenie. „Numer nieznany” – ten napis widniał na wyświetlaczu.
Zastanawiałaś się, czy odebrać, czy nie, lecz ostatecznie zdecydowałaś się na
to pierwsze.
- Yoboseyo? – twój głos nie wykazywał żadnych uczuć.
- ________, tak? – od razu poznałaś głos po drugiej stronie.
- Hej Rap Mon – przywitałaś go, jednak dopiero po chwili
dotarło do ciebie, że nazwałaś go jego pseudonimem scenicznym, a twoim zdaniem
życie prywatne z życiem gwiazdy nie powinny się na siebie nakładać, co mimo
wszystko i tak było nieuniknione. Chyba jednak już do tego przywykł, bo nawet
nie zareagował.
- Em… tak… Możesz się jutro spotkać ze mną w kawiarni? To
będzie twoje zadośćuczynienie za napaść twojego psa na moją osobę – zaśmiał się
lekko. Na twoją twarz ponownie tego dnia wstąpił uśmiech.
- Tak, oczywiście. W której kawiarni dokładnie? I o której
godzinie? – dopytywałaś.
- Niedaleko szkoły, w samo południe – odparł skrótowo i
rozłączył się.
Opadłaś
bezwładnie na łóżko, zastanawiając się, czy aby na pewno nie palnęłaś czegoś
głupiego. Zrezygnowana wróciłaś do wcześniejszej lektury, nad którą zasnęłaś po
jakimś czasie.
Następnego
dnia obudziłaś się, nie wiedząc co się dokładnie stało. Byłaś pół przytomna, a
informacje z dnia wczorajszego zaczęły do ciebie powoli napływać. Spojrzałaś na
zegarek. Była jedenasta trzydzieści. Zerwałaś się z łóżka jak oparzona,
uświadamiając sobie, że za pół godziny masz spotkanie.
Otworzyłaś
szafę i wybrałaś z niej odpowiednie rzeczy, po czym z nimi w ręku pognałaś do
łazienki, gdzie wykonałaś wszystkie poranne czynności. Ubrałaś się w zwykłe,
obcisłe dżinsy, białą koszulę oraz, te same, co wczoraj, czerwone Converse.
Włosy spięłaś w wysoki kucyk.
- Wychodzę!
– wrzasnęłaś jeszcze na całe mieszkanie, by informacja ta dotarła do twojej
rodzicielki. Była sobota, więc kobieta nigdy nie miała nic przeciwko temu, byś
później wstawała, jednak tego dnia przeklinałaś samą siebie w myślach za to, że
jej wczoraj nie poprosiłaś, by cię wcześniej obudziła.
Biegłaś w
stronę umówionego miejsca. Jakimś cudem znalazłaś się tam minutę przed czasem.
Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. W rogu Sali, przy stoliku siedział już
Monster. Gdy tylko cię zobaczył, wstał i uśmiechnął się. Podeszłaś bliżej.
- Anneyeong – przywitałaś się. Na twojej twarzy również
widniał uśmiech.
- Anneyeong – odpowiedział i zaprosił cię do stolika.
Zamówiliście dwie kawy, jednak kelnerka, która was obsługiwała, ewidentnie
zaczęła podrywać Namjoona, przez co poczułaś nieprzyjemne ukłucie w sercu. Na
szczęście spławił ją, przez co naprawdę ci ulżyło.
- Ładnie
dzisiaj wyglądasz… - mruknął niewyraźnie, jednak doskonale to usłyszałaś.
- Dziękuję – spojrzałaś na niego z wdzięcznością w oczach. Potem
rozmowa dalej się jakoś potoczyła, naprawdę. Rozmawialiście o wszystkim i o
niczym, dobrze się przy tym bawiąc. Uświadomiłaś sobie też, że twój ultimate
bias zaczął ci się podobać, ale nie jako gwiazda, lecz jako ktoś, w kim
mogłabyś się zakochać i spędzić z tą osobą resztę swojego życia, być z nią na
dobre i na złe. Wczoraj musiał mieć zły humor, ponieważ dzisiaj był zupełnie
inny. Milszy i przyjazny. Taki, jaki zawsze był.
Waszą
rozmowę przerwał wam dzwonek twojego telefonu. Całkiem zapomniałaś, że w ogóle
masz go przy sobie.
- Przepraszam na moment – powiedziałaś do chłopaka, po czym
odebrałaś.
- Dzień dobry. Pani ________? – zapytał głos dochodzący ze
słuchawki. Przełknęłaś głośno ślinę. Nie wiedziałaś, czego się spodziewać, ale
miałaś przeczucie, że niczego dobrego.
- Tak, to ja – odparłaś w końcu.
- Pani matka miała wypadek. Proszę szybko stawić się w
szpitalu – rzekł poważnym tonem ktoś po drugiej stronie, po czym podał ci
dokładny adres. W tym samym czasie twoje oczy wypełniły się łzami.
- Przepraszam Namjoon, muszę iść – rzekłaś łamiącym się
głosem, w którym słychać było rozpacz.
- Coś się stało? – zapytał zaskoczony. Gdy wstałaś ze
swojego miejsca, on poszedł w twoje ślady.
- Nie Mon… To nic ważnego… - odparłaś, siląc się na uśmiech,
po czym wybiegłaś z kawiarni. Nie chciałaś mieszać go w swoje sprawy. Znasz go
tylko dwa dni. To nieodpowiednie. Nigdy nie wiadomo, co mógł sobie pomyśleć.
Gdy tylko
znalazłaś się w szpitalu, ruszyłaś na spotkanie z lekarzem, jednak ten
powiedział ci najgorsze słowa. „Już za późno” – usłyszałaś jakby z oddali.
Patrzyłaś, jak mężczyzna kręcił tylko głową. Łzy lały się strumieniami po
twojej twarzy. Upadłaś na kolana. To wszystko było dla ciebie zbyt dużym
szokiem. Straciłaś przytomność.
Obudziłaś
się następnego dnia na łóżku szpitalnym. Dostałaś leki na uspokojenie, po czym
przyszedł do ciebie ten sam doktor, co wczoraj. Opowiedział ci, co się
wydarzyło. Według niego lepiej byś dowiedziała się teraz, niż później i
najpewniej miał rację.
Okazało
się, że twoją matkę potrącił samochód, kiedy przechodziła z psem przez ulicę.
Kierowca był pijany, został zatrzymany. Zwierzę musiało zostać uśpione, by już
dłużej nie cierpiało. Twoja rodzicielka odeszła na tamten świat od razu po tym,
gdy dostałaś telefon ze szpitala. Próbowali przywrócić akcję serca, jednak nie
udało im się. W tym momencie z twoich oczu znów popłynęły łzy. Twój świat nagle
rozsypał się na wiele milionów kawałeczków, których sama na pewno nie
byłaś w stanie ułożyć w całość.
Mężczyzna zapytał, czy masz tu kogoś bliskiego, jednakże ty pokręciłaś
przecząco głową. Cała twoja rodzina była w Polsce, a w Korei nie miałaś żadnych
przyjaciół. Być może Kim Namjoon by przyszedł, ale nie chciałaś go
wykorzystywać. Lekarz nie miał wyboru, wypisał cię ze szpitala. Przepisał ci
tylko jakieś leki, które miałaś brać codziennie przez następny miesiąc
przynajmniej.
Do
mieszkania doczłapałaś się jakimś cudem, sama nie wiedziałaś, jakim. Zamknęłaś
drzwi na wszystkie zamki i niemalże od razu położyłaś się na łóżku w swoim
pokoju, wsłuchując się uważnie w ciszę. Pogrzeb miał odbyć się za trzy dni. Do
tego czasu musiałaś wszystko zorganizować. Twoje mieszkanie na pewno
wystarczyło, by pomieścić wszystkich gości. Z Polski raczej nikt nie
przyjedzie. Rodzice twojej matki nie żyli, a twój ojciec nie chciał mieć z nią
nic wspólnego, odkąd tylko wyjechałyście. Tobą również się nie przejmował. Na
szczęście organizacja wszystkiego nie zajęła ci wiele czasu. Obiad po pogrzebie
postanowiłaś przygotować sama. Potrafiłaś gotować i to bardzo dobrze.
Oczywiście, Rap Monster próbował się do ciebie parę razy dodzwonić, jednak nie
odbierałaś. Nie chciałaś z nim rozmawiać. Nie dzisiaj.
Przez
następne trzy dni prawie w ogóle nie jadłaś, telefon dalej ignorowałaś.
Czekałaś na to, by ostatni raz zobaczyć matkę, niczym na ścięcie. Wiedziałaś,
że musisz być silna, jednak nie potrafiłaś. Była dla ciebie jak siostra,
najlepsza przyjaciółka. W końcu jednak nadeszła ta chwila. Chwila pożegnania
zmarłej.
Na mszy w
kościele wygłosiłaś przemowę. Po tych trzech dniach nie miałaś już nawet siły
płakać. W dodatku, tak jak się spodziewałaś, nikt w Polski się nie zjawił.
Jedynie parę znajomych z Korei. Łzy popłynęły po twoich policzkach dopiero
wtedy, gdy ujrzałaś ciemną trumnę, przyozdobioną białymi różami, spuszczaną do
dołu. Ktoś we współczuciu poklepał cię po ramieniu.
Wracając z cmentarza zaprosiłaś
wszystkich na obiad, który to przygotowałaś, a gdy tylko się skończył -
wyparowali. Usiadłaś w fotelu i wpatrywałaś się w pustą. Twój telefon znowu
zadzwonił. Spojrzałaś na wyświetlacz. „Kim Namjoon”. Wiedziałaś, że to będzie
on. Zrezygnowana odrzuciłaś połączenie i wyłączyłaś telefon. Po chwili
zasnęłaś.
Gdy następnego dnia się
obudziłaś, było około godziny jedenastej. Upłynęły cztery dni od śmierci
najbliższej ci osoby. Uznałaś, że do końca tygodnia nie zjawisz się już w
szkole. Nie czułaś się na to gotowa. Twoje zdrowie fizyczne, jak i psychiczne
ledwo się trzymały.
Włączyłaś telewizor z braku
lepszego zajęcia, jednak nawet go nie oglądałaś. Potrzebowałaś słyszeć czyichś
głos, a lepszego towarzystwa teraz nie miałaś. To wszystko.
Około szesnastej usłyszałaś
dzwonek do drzwi. Podeszłaś do nich i nawet nie patrząc przez to małe szkiełko,
które cię wnerwiało, a którego nazwy zawsze zapominałaś, otworzyłaś. Gdy
zobaczyłaś, kto za nimi stoi, nie mogłaś się poruszyć. Czułaś się, jakby ktoś
przybił cię do podłogi. Przed tobą stał Rap Mon. Patrzyłaś się na niego w
ciszy, a on na ciebie. Dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że musisz wyglądać
koszmarnie. Wczoraj nie zmyłaś makijażu, więc musiał on być rozmazany, włosy na
pewno były potargane, a czarna sukienka pogięta.
Blondyn wyjął ręce z kieszeni
spodni i szybko, nim zdążyłaś zareagować, przytulił cię do siebie. Wtuliłaś się
w jego tors. Byłaś od niego o głowę niższa, teraz dopiero zauważyłaś tę
różnicę.
- Tak się o ciebie martwiłem… Najpierw wybiegłaś ze łzami w
oczach z tamtej kawiarni, a potem nie odbierałaś telefonów… W dodatku nie było
cię w szkole… Proszę, nigdy więcej mnie tak nie strasz… - mówił zatroskanym,
smutnym tonem. Coś w tobie pękło. Rozpłakałaś się jak małe dziecko.
- Ci… Nie płacz… - wyszeptał ci do ucha. – Powiedz, co się
stało ________ - dodał cichym głosem. Oderwałaś się od niego i spojrzałaś mu w
oczy. Nie mogłaś powstrzymać łez, przez co nic nie widziałaś dokładnie.
- Moja matka… -^-^-^-^ (imię psa)… Nie żyją… Nie mam już nikogo…
- szlochałaś cicho, a on znów cię przytulił, tym razem jeszcze mocniej niż
ostatnio, jakby bał się, że coś ci się stanie.
- Masz mnie, _______ - jego delikatny głos rozbrzmiał przy
twoim uchu. Zasnęłaś na stojąco w jego objęciach.
***
Rap Monster
Dziewczyna
zasnęła w moich ramionach. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jednego z pokoi,
jakie znalazłem. Tam położyłem ją na łóżku i okryłem kołdrą. Pocałowałem ją w
czoło. Była piękna. Spodobała mi się, odkąd ją ujrzałem. Za każdym razem, gdy
na nią patrzyłem, moje serce wypełniało się radością oraz miłością, a teraz,
gdy cierpiała, było także pełne jej bólu. Nie przeszkadzało mi to, że miała
rozmazany makijaż, czy potargane włosy. Dla mnie liczyło się tylko to, że była
sobą. Może i śmiesznie to zabrzmi, ale zakochałem się w niej od pierwszego
wejrzenia.
Poszedłem
do kuchni. Postanowiłem przygotować jej coś do jedzenia. Wymizerniała przez te
cztery dni, od momentu, gdy widziałem ją ostatnio. Muszę ją jakoś postawić na
nogi.
Gdy
przygotowywałem posiłek, do głowy wpadł mi pomysł, by zaadoptować dla niej
szczeniaka. Niestety, przez to nasuwało pytanie czy nie jest na to jeszcze za
wcześnie. Niedawno straciła jednego psa. Nie chciałem, by poczuła, że chcę jej
go zastąpić, bo tak nie było… No może jednak po części… W każdym razie chodziło
mi o to, by zapomniała o tym wszystkim i zajęła się czymś nowym. Nie mogła
przecież ciągle rozpaczać.
Przygotowany
posiłek położyłem na tacy i zaniosłem go do pokoju, w którym spała dziewczyna.
Nie musiałem nic robić, ponieważ obudziła się niemalże od razu.
***
Ty
Obudziłaś
się, czując zapach jedzenia. Otworzyłaś oczy z nadzieją, że to twoja mama żyje
i ma się dobrze, jednak okazało się, że to Rap Monster. Uśmiechnął się do
ciebie lekko, niepewnie. Usiadłaś na łóżku, a on delikatnie położył na twoich
kolanach tacę z posiłkiem, jaki miał postawić cię na nogi.
- Komawo – powiedziałaś cicho i zaczęłaś jeść. Musiałaś
przyznać, że było bardzo dobre. Blondyn przyglądał ci się uważnie każdemu
twojemu ruchowi. Gdy skończyłaś, uśmiechnęłaś się delikatnie, lecz smutno.
Chłopak
wziął od ciebie naczynia i wyszedł, jednak wrócił po chwili. Wyciągnął w twoją
stronę rękę i skinął ci głową. Niepewnie chwyciłaś jego dłoń, po czym pociągnął
cię w górę i przyciągnął do siebie. Przytulił cię. Potrzebowałaś teraz czyjejś
bliskości. Sama byś zwariowała w tym pustym, cichym mieszkaniu. On był jedyną
osobą, jaka ci została. Poza nim nie miałaś nikogo. Jednak… Nie znaliście się
zbyt długo. Tydzień. W dodatku niecały. Pięć dni.
- Ubieraj
się, wychodzimy! – rzekł wesoło. Wiedziałaś, że starał się ciebie rozbawić.
Skinęłaś mu tylko głową. Puścił cię i wyszedł z pokoju. Z szafy wyjęłaś jakieś
ubrania i skierowałaś się do łazienki. Tam wzięłaś długi, gorący prysznic,
wyszorowałaś zęby, rozczesałaś porządnie włosy i zrobiłaś nowy makijaż,
wcześniej zmywając stary. Przyszykowana do wyjścia weszłaś do pomieszczenia, w
którym przebywał Namjoon. Razem wyszliście z mieszkania.
Teraz, idąc
obok niego, zobaczyłaś, jak biała koszula opina jego mięśnie. Znów się
zarumieniłaś i odwróciłaś głowę w inną stronę.
Nagle
zatrzymał się, a ty wraz z nim. Staliście przed jakąś kawiarnią.
- Poczekaj tu na mnie – wskazał na jej wnętrze. Skinęłaś
głową i weszłaś do środka, zajmując jeden ze stolików. Przez okno widziałaś, jak
blondyn idzie gdzieś z rękami w kieszeniach. Zauważyłaś, że często tak chodził.
Chyba był tak przyzwyczajony.
Po chwili
podeszła do ciebie kelnerka i zapytała, co podać. Poprosiłaś o gorącą
czekoladę. Zaczęłaś rozmyślać, jak to dalej będzie. Musisz chodzić do szkoły,
ale długo nie pożyjesz z oszczędności, jakie zostawiła ci matka. Stwierdziłaś,
że powinnaś znaleźć sobie pracę, nawet jakąś drobną, jak na początek.
Akurat
zauważyłaś na ścianie powieszoną kartkę, że właśnie tutaj szukają kogoś na
stanowisko kucharza, a w gotowaniu byłaś dobra, szczególnie słodyczy, bo to je
kochałaś najbardziej.
Podeszłaś
do baru, za którym stał jakiś chłopak.
- Przepraszam, czy to ogłoszenie jeszcze aktualne? –
zapytałaś.
- Tak, aktualne. Czy ty… Aby na pewno potrafisz piec? –
odparł nieco podejrzliwie na twoje pytanie.
- Oczywiście, że potrafię. Inaczej bym nie pytała o to
stanowisko – mruknęłaś naburmuszona.
- Dobrze. Przyjdź jutro o piętnastej. Zobaczymy, czy się
nadajesz – jego obojętny ton cię zdenerwował, jednak postanowiłaś się tym jak
na razie nie przejmować. Wiedziałaś, że ta praca już jest twoja. Byłaś pewna
swoich umiejętności.
Wróciłaś do
stolika i dopiłaś spokojnie swoją czekoladę. Przez szybę, po drugiej stronie
ulicy zobaczyłaś Namjoona, idącego z białą kulką na rękach. Wyszłaś z budynku i
zdziwiona ruszyłaś w jego kierunku. Słodko się uśmiechnął.
- Wiesz… Pomyślałem sobie, że nie powinnaś być teraz sama.
Nie powinnaś rozmyślać o tym, co się stało. Wiem, że to zapewne teraz
niemożliwe, ale chcę ci choć trochę pomóc, tak więc poszedłem po niego. Na
pewno nie zastąpi ci tamtego psa, ale jestem pewien, że przyniesie ci równie
wiele radości co owczarek, albo nawet więcej – rzekł, a ty przyglądałaś mu się
niepewnie. W końcu i na twoje usta wstąpił delikatny cień radości.
Biała kulka
znalazła się na twoich rękach. Przejechałaś dłonią po długiej, śnieżnej
sierści.
- Dziękuję ci bardzo… - wyszeptałaś wtulając się w
szczeniaka. Mimo, iż był to dla ciebie dodatkowy obowiązek, nie przejmowałaś
się tym. Byłaś pewna, że jakoś dasz sobie radę.
Nagle
poczułaś, jak ktoś cię obejmuje. Dobrze wiedziałaś, kto.
- Nie masz mi za co dziękować. Już zawsze będę przy tobie,
obiecuję – wyszeptał ci czule do ucha. – Zakochałem się w tobie od pierwszego
wejrzenia – dodał, tym razem słychać było u niego odrobinkę nieśmiałości.
Na początku
nie mogłaś uwierzyć, że to co słyszysz jest prawdą, jednak wkrótce potem bez
zastanowienia się w niego wtuliłaś. Czułaś, jak szczeniak wesoło merda ogonem,
spoczywając na twoich rękach. Poza tym, nie wykonywał nawet najmniejszego
ruchu, nie szczekał. Uświadomiłaś sobie, że ty również kochasz Rap Mona.
- Ja też cię kocham… - szepnęłaś cichutko, jednak byłaś
pewna, że twój ukochany cię usłyszał.
Odsunęliście
się od siebie i spojrzeliście sobie w oczy. Blondyn delikatnie uniósł twój
podbródek i złożył na twych ustach namiętny, przepełniony miłością pocałunek.
Świetne!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i weny życzę! <3
Dziękuję bardzo ^^
UsuńUnnie, jesteś genialna ❤
OdpowiedzUsuńSłodkie. Scenariusz jest długi i rozbudowany, co oczywiście daję na plus. Ogólnie widać, że praca jest przemyślana. Oby tak dalej :) Czekam na kolejne twoje prace i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ocenę, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy ^^
UsuńDziekuje napisałaś Dzieki
OdpowiedzUsuńSorry, ale nie ogarniam, o co chodzi ;-;
UsuńZobacz scenariusz z Jiminem
UsuńSkoro mówisz, że tak jest, to pewnie tak jest, ale nie chce mi się czytać całego scenariusza, a nie orientuję się, w którym to było momencie ~ Z tego co mi wiadomo, jeśli autor ma świadomość użycia takiego słowa, to może tak zostać i nie jest to uznawane za błąd, ponieważ tak występuje w mowie potocznej. Tak samo, jak zaczyna się zdanie od "A" w wypowiedzi.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzy zawsze musi być jakiś wypadek?? ;-; I to w takich momentach ;----;
OdpowiedzUsuńRap Mon zopiekuj się nią! Ona nie ma grosza przy duszy!!!
Wspaniały scenariusz^^
Weny kochana i hwaiting!
Ej... a co z pracą? Ogólnie bardzo mi się spodobało, masz talent
OdpowiedzUsuń