004. Daesung (Big Bang) - I'm so sorry, but I love you
Witam!
Tym razem przybywam do was z krótkim scenariuszem. Liczy on trzy strony w Wordzie pisane czcionką Times New Roman 12 pkt.
Napisałam go już jakiś czas temu. Niestety z kolejki nic jeszcze nie ruszyło, ponieważ nie miałam czasu pisać. Na pewno za dnia się za to zabiorę, a tymczasem macie to... coś.
Nie, nie jestem z tego zadowolona. Zdecydowanie nie. Mimo wszystko i tak liczę, że chociaż komuś się spodoba xD
Daesung – I’m so sorry, but I love you
Biegłam przed siebie ze łzami
w oczach. Nie zwracałam uwagi na to, gdzie się znajduję. Bolało mnie całe
ciało. Zwolniłam dopiero, gdy poczułam się w miarę bezpiecznie. Słone krople
powoli spływały mi po policzkach. Szłam ze spuszczoną głową, nie chcąc by
ludzie na mnie patrzeli. Niestety, nie było to dobrym pomysłem, ponieważ już po
chwili poczułam uderzenie i zapewne spotkałabym się z ziemią, gdyby ktoś mnie
nie przytrzymał. Wzrokiem uciekłam gdzieś w bok, starając się włosami zakryć
jak najwięcej mojej twarzy. Nie chciałam, by zobaczył cokolwiek. Nie mogłam
spojrzeć mu w oczy.
- Wszystko
w porządku? – zapytał, wyrywając mnie ze stanu zamyślenia.
- N…Ne – odpowiedziałam cicho drżącym głosem. Dopiero teraz
chłopak rozluźnił uścisk wokół mojej talii. Stanęłam pewnie na swoich nogach,
które sprawiały wrażenie, jakby za chwilę miały zapaść się pode mną. Ukłoniłam
mu się jeszcze w ramach przeprosin i chciałam go wyminąć, lecz ten chwycił mnie
za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Przytrzymał mnie przed sobą jedną
dłonią, a drugą uniósł mój podbródek do góry, tym samym spoglądając prosto w
moje oczy. Uważnie mi się przyjrzał.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak… - mruknął pod nosem,
chyba bardziej do siebie niż do mnie.
Spuściłam wzrok, nie chcąc na niego patrzeć. Nie powinien mieszać się w moje
sprawy. – To nie moja wina, prawda? – wskazał na mój posiniaczony policzek.
Pokręciłam przecząco głową. – Co się stało?
- To nic takiego. Potknęłam się i uderzyłam o barierkę – powiedziałam
pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nie miałam czasu wymyślić dobrego, kłamstwa,
musiał mi uwierzyć.
- Chodź, opatrzymy to – rzekł i już chciał dalej ciągnąć
mnie za sobą, jednak stawiłam mu opór. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie znam cię. Nawet nie wiem, jak masz na imię. Myślisz,
że gdziekolwiek z tobą pójdę? – mój ton, jak na tę sytuację, był wyjątkowo
pewny siebie, co było według mnie dziwne. Nigdy przy obcych się tak nie
odzywałam, a teraz nagle chwyciła mnie odwaga.
- Jestem Kang Daesung. Obiecuję ci, że nic ci nie zrobię –
uśmiechnął się do mnie słodko, przez co na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
No…ogromny siniak na moim prawym policzku przynajmniej w pewnym stopniu to
maskował. Nie wiedziałam, dlaczego tak zareagowałam, niestety. Postanowiłam
pójść za chłopakiem. Nie miałam nic do stracenia.
Pozwoliłam mu się prowadzić różnymi uliczkami,
aż w końcu stanęliśmy pod drzwiami jednego z domów. Chłopak wyjął klucze i
otworzył przede mną wrota do wnętrza swojego królestwa. Gestem zaprosił mnie
pierwszą do środka. Zdjęłam, więc buty w korytarzu i od razu skierowałam się w
kierunku, w którym podszedł Daesung. Stał pochylony nad stolikiem w kuchni i
przeglądał jakieś pudełko. Stanęłam z boku, tak, że mnie nie zauważył i
zaczęłam się w niego intensywnie wpatrywać. Blond grzywka opadała mu lekko na
oczy, jednak nie przysłaniała pola widzenia, Brązowe oczy w skupieniu
spoglądały na zawartość pudła, które przeglądał. Odchrząknęłam lekko,
informując go o swojej obecności. Szybko odwrócił się w moim kierunku, po czym
z ciepłym uśmiechem na ustach skinął do mnie ręką, bym podeszła do niego
bliżej. Kazał usiąść mi przy stole. Zrobiłam to, o co prosił, niepewnie kładąc
ręce na kolanach i wpatrując się w niego uważnie. Do ręki wziął wacik i nalał
na niego wody utlenionej. Bez słowa zaczął przemywać moją ranę na policzku.
Nawet nie wiedział, że ran tych było więcej. W tym momencie było to jednak mało
istotne. Nie był przecież moją rodziną, ani nikim bliskim, by wiedzieć o mnie
wszystko.
W końcu skończył wykonywać swoją
czynność i przesunął sobie krzesło, po czym usiadł naprzeciwko mnie. Jego
spojrzenie przeszywało mnie na wylot.
- To nie był przypadek, prawda? – te słowa wyleciały z jego
ust jakby znikąd. Przełknęłam głośno ślinę. Miał mnie. Czy miałam ciągnąć to
dalej?
- Masz rację, to nie był przypadek, jednak nic ci do tego –
odparłam zimnym tonem na jego pytanie. Daesung westchnął tylko, a po chwili
także wstał.
- Chodź, odprowadzę cię – rzekł nawet na mnie nie
spoglądając, po czym ruszył w kierunku wyjścia z budynku. Szybko podniosłam się
do pionu i dogoniłam go. Nie chciałam go wkurzać, a prawdopodobnie zrobiłam to
przed chwilą.
Cała trasa
do mojego domu przeminęła nam w ciszy. Nie miałam gdzie indziej iść, a do
środka bałam się wejść. Ojciec i tak był nieobliczalny. Tak, te wszystkie rany
były przez niego. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku drzwi.
Zatrzymałam się jeszcze i słabo się uśmiechając pomachałam blondynowi, który
wciąż stał na ulicy i wpatrywał się we mnie. W końcu jednak otworzyłam drzwi i
weszłam do środka. Do moich nozdrzy od razu dostał się zapach alkoholu.
Starałam
poruszać się jak najciszej, jednak w ostatnim momencie przez moją niezdarność
musiała spaść książka ze stoliczka znajdującego się u szczytu schodów. Już po
chwili z sypialni wytłoczył się mój ojciec. Nie miałam żadnej drogi ucieczki.
Matka nie miała nic do gadania. Była po prostu za słaba. Bałyśmy się mu
przeciwstawiać. Zaczęłam cofać się z powrotem na dół, widząc jak mężczyzna
zmierza w moim kierunku, zataczając się przy tym na wszystkie strony. Gdy tylko
znalazłam się z powrotem na dole, już miałam się odwracać w kierunku drzwi
wyjściowych, jednak zostałam brutalnie pociągnięta za włosy, przez co upadłam
na kolana. Jednak teraz włosy nie były moim największym problemem. Zanim
zdążyłam mrugnąć, poczułam całą serię kopnięć, rozlegających się po całym moim
ciele. Starałam się rękami chronić głowę, zwijałam się z bólu. Miałam już tego
wszystkiego dosyć. Z moich oczu leciały łzy. Co mogłam zrobić? Nie miałam, do
kogo zwrócić się o pomoc, poza tym, on i matka byli moją jedyną rodziną.
***
Przez
następne kilka dni nie wychodziłam z domu. Z bólu nie mogłam się nawet ruszyć.
Matka, póki miała spokój od ojca, nawet na mnie nie zwracała uwagi. Jedyne, co
ją obchodziło to moje oceny w szkole. Wystarczyło, że dostałam cztery z
jakiegoś sprawdzianu, a już dostawałam cały wykład. To bolało i to cholernie.
Nie mogła się cieszyć, że dostałam cztery, które było dobrą oceną. Dla niej
zawsze było to za mało. W tym domu zawsze byłam sama.
***
W końcu
wyszłam z domu. Oczywiście do szkoły. Jednak tym razem postanowiłam już nie
wracać. Rano, zanim wyszłam, wzięłam ze sobą wszystkie swoje oszczędności,
jakie udało mi się zgromadzić i uchronić przed ojcem. Na zajęcia poszłam normalnie,
jakby nigdy nic się nie stało, jednak po nich ruszyłam tam, gdzie nogi mnie
poniosły. Nie wiedziałam, gdzie mam się udać.
Usiadłam na
ławce w parku, układając dłonie na kolanach i wpatrując się w nie uważnie,
jakbym miała na nich ukrytą odpowiedź na wszystko.
- Przepraszam, można? – usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam
w górę. Był to Daesung. Skinęłam mu lekko głową, po czym znowu spuściłam wzrok
na własne ręce.
- Trzymasz się jakoś? – zapytał spokojnym tonem.
- Ne – przytaknęłam. – Ostatnio… nie podziękowałam ci za
pomoc – zaczęłam niepewnie.
- Ależ to nic takiego. Powiesz mi jak to się stało? – w tym
momencie spojrzałam na niego. Był to błąd. Nasze spojrzenia się spotkały. W
jego oczach widziałam… troskę. Zdziwiło mnie to. Nie wiedziałam, co mam
powiedzieć, jednak postanowiłam, ze wyjawię mu prawdę, skoro do domu i tak już
nie wrócę.
- To mój ojciec. Matka zwraca uwagę tylko na moje oceny, nie
przejmuje się tym, co robi ojciec, póki ma spokój. Boi się go tak samo jak ja,
dlatego nigdy mu się nawet nie próbowała postawić – powiedziałam więcej niż
chciałam, ale w tym momencie nie miałam już, czego żałować. I tak zniknę z tego
miasta.
- _____, posłuchaj, nie możesz tam już dłużej mieszkać. Może
stać ci się krzywda! – zaczął mówić uniesionym tonem. Spojrzałam na niego
zdziwiona. Nigdy nie wspominałam mu, jak mam na imię, byłam tego pewna.
- Skąd znasz moje imię? – rzuciłam zimnym, mrożącym krew w
żyłach tonem. Zwrócił ku mnie swój zdziwiony wzrok, po czym zaśmiał się nerwowo
i podrapał z tyłu po swojej blond czuprynie.
- Em… powiedzmy, że trochę popytałem… - spojrzałam na niego
jak na idiotę, oczekując dokładniejszych wyjaśnień i on dobrze o tym wiedział.
– Aish, chyba się nie wykręcę tym razem. Po prostu się w tobie zakochałem i
chciałem zdobyć trochę informacji na twój temat. Wybaczysz mi? – przyznał w
końcu, przygryzając dolną wargę i prosząc o wybaczenie. Uśmiechnęłam się do
niego delikatnie.
- Oczywiście. I nie musisz się martwić, nie wrócę już do
nich – rzekłam cicho. Wstałam z ławki i założyłam swój plecak, po czym ruszyłam
w stronę przystanku autobusowego.
- A ty gdzie?! – zawołał za mną Daesung. Odwróciłam się do
niego.
- Zacząć nowe życie Dae. Nie mogę tutaj zostać. Nie mam w
tym mieście nikogo – odparłam na jego pytanie i z powrotem ruszyłam przed
siebie. Nim zdążyłam przejść parę kroków, poczułam mocny uścisk na ramieniu, a
już po chwili stałam wtulona w Daesunga.
- Przecież masz mnie, _____. Zamieszkaj ze mną – wyszeptał
mi do ucha, a ja skinęłam mu na to głową, wciąż się do niego tuląc. Nie chciałam
go teraz puszczać. Uświadomiłam sobie, że ja również darzę go większymi
uczuciami i prawdopodobnie była to miłość.
***
5 lat później
- Mamo,
mamo! JunPyo znowu mnie straszy! – wykrzyczała mała HyeRi, wspinając mi się na
kolana. Zaśmiałam się lekko.
- Dae, powiedz coś naszemu synowi, żeby przestał dokuczać
HyeRi – rzekłam rozbawiona. Razem z Daesungiem i dziećmi byliśmy szczęśliwi.
Dzięki niemu poznałam, co to jest prawdziwa miłość. Jakiś czas potem, jak się
do niego przeprowadziłam 5 lat temu, powiedział mi, że zgłosił moją sprawę na
policję. Moi rodzice, o ile w ogóle dało się ich tak nazwać ponieśli
odpowiednią karę. Nie bardzo mnie to jednak obchodziło. Dae mnie za to
przepraszał wiele razy, jednak nie miałam mu tego za złe. Chciał dobrze i tak
też zrobił. Od moich rodziców odwróciłam się całkowicie. Nie potrzebowałam ich.
Nigdy nie miałam w nich żadnego wsparcia. Rok po tym, jak zamieszkałam z
Kangiem, ten mi się oświadczył, a dwa lata po tym, jak się do niego
wprowadziłam, wzięliśmy ślub. JunPyo i HyeRi są bliźniakami, jednak strasznie
się od siebie różnią. Czasami do tej pory nie dowierzałam w to, ile szczęścia
mnie spotkało. Wtedy zawsze Daesung w jakiś magiczny sposób pojawiał się przy
mnie i dawał mi dowody na to, że wszystko w moim życiu jest prawdziwe, a nie
wytworem wyobraźni. Mój mąż był w Korei Południowej i Japonii znanym wokalistą,
dlatego często albo zabierał mnie i dzieci ze sobą w trasy koncertowe, albo on
wyjeżdżał, a ja z naszymi pociechami zostawałam w domu. W przypadku tej drugiej
opcji zawsze dzwonił kilka razy dziennie. Żyliśmy razem w spokoju i niczego nie
brakowało ani mi, ani dzieciom. Dae każdą swoją wolną chwilę spędzał z nami.
Nigdy nie myślałam, że spotkam prawdziwą miłość, ale jednak marzenia, nawet te
zakopane najgłębiej, o których nawet nie wiemy, spełniają się same, jakby
wiedziały, kiedy nadchodzi ich czas.
Ciekawy scenariusz, taki inny. Daesung szybko powiedział głównej bohaterce, że ją kocha, ale cóż, zdarza się xD
OdpowiedzUsuńNo, czekam na kolejne twoje prace :)
Szczerze? Nie sądziłam że ona tak szybko się złamie i stamtąd ucieknie. Myślałam że potrwa to trochę dłużej...
OdpowiedzUsuńAle ważne że wszystko się jakoś dobrze potoczyło, a tego ojca to po prostu bym ukatrupiła >...>
Weny kochana i hwaiting!!
I znów nie wiem co napisać....
OdpowiedzUsuńTo takie kochane :3
Jejku, jak ja rozumiem tę sytuację. Niestety takie traktowanie jest coraz bardziej powszechne. To smutne...
Hwaiting~!
Więc tak... Z Big Bang kojarzę tylko G-dragona i Topa, więc nie będę się na ten temat wypowiadać ;3 I podoba mi się ten pomysł, jak dla mnie jest dość oryginalny, bo jeszcze się nie spotkałam, żeby ktoś umieścił taką sytuację w ff. Weny <3
OdpowiedzUsuńBardzo poważny temat sobie wzięłaś, ale właśnie lubię takie czytać. Nic przesłodzonego. I do tego Daesung, taki kochany i tak bardzo pasująca do niego rola. <3
OdpowiedzUsuńŚwietny scenariusz! Dae bardzo pasuje do tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńWeny życzę:-)