005. Jungkook (BTS) - Bloody Dream
Cześć!
Jak zwykle przybywam do Was z nowym scenariuszem po tygodniu (nawet mniej, bo po 6 dniach). Niestety, znowu nie jest to scenariusz z kolejki, aczkolwiek nad nimi to ja obecnie pracuję. Nie jestem pewna, czy w przyszłym tygodniu coś się pojawi, ponieważ bardzo prawdopodobne, że wyjadę do dziadka, i mimo że jakiś internet będę miała, to tylko w telefonie jak już, a zasięg tam też jest bardzo słaby.
Ten scenariusz jest, tak samo jak i ten z Bobby'm z iKON'a, wynikiem nudy na lekcjach. Oba były pisane jeden po drugim i oba, gdy przepisywałam na laptopa to poprawiałam i dopisywałam różne rzeczy.
Ponadto, w tym scenariuszu raczej mało skupiałam się na miłości, a jak już zaczęłam to wynikiem tego było zbyt szybkie rozwinięcie uczucia, przynajmniej według mnie.
Jego długość to 7,5 strony w Wordzie czcionką Times New Roman 12 pkt.
Życzę miłego czytania!
Ps. To miał być lekki horror, ale jak widać - nie wyszedł xd
Ps. To miał być lekki horror, ale jak widać - nie wyszedł xd
Jungkook (BTS) – Bloody Dream
- Dlaczego
żyjemy?
- Żyjemy po to, aby umrzeć.
***
Smutek,
żal, cierpienie. Właśnie takie uczucia przelewały się w tym momencie przez moje
serce. Nienawidziłam samej siebie, chciałam umrzeć. Odnosiłam wrażenie, że
nawet moje przyjaciółki mnie nie rozumieją, że jestem zbędna. Doskonale
poradziłyby sobie beze mnie. Może i mówię już jak jakaś histeryczka, może i
użalam się nad sobą, ale to właśnie czuję. Bez mojej osoby świat byłby lepszy.
Jedna desperatka mniej. Ostatnimi czasy myślałam nawet o samobójstwie. Podciąć
sobie żyły, skoczyć z mostu… cokolwiek, byleby tylko zniknąć z tego świata. Nie
potrafiłam już nawet kochać. Zbyt wiele razy zostałam zraniona, by móc znowu
komuś zaufać, a co dopiero oddać komuś swoje serce. Wokół mnie wszystko
wydawało się być szczęśliwe, nawet deszcz bębniący w tym momencie o parapety
wielu domów, czy powierzchnie ławek podobnych tej, na której właśnie usiadłam.
Park, w którym się znajdowałam, jako jedyny wyglądał na samotny, mimo że przez
całe dnie przechodzi przez niego wiele osób, pod warunkiem, że nie pada. Czy
mnie rozumiał? Zdawało mi się, że tak. Gdyby był żywą osobą, może nawet
nazwałabym go przyjacielem. Nie obchodziło mnie, czy będę mokra, ani nic w tym
rodzaju. Moje serce pękało na milion kawałeczków, ranione codziennie przez
szarą rzeczywistość. Życie było mi już obojętne.
Spojrzałam
w niebo, ręce układając na kolanach. Przymknęłam powieki, a z moich oczu
poleciały łzy bezradności. Gdzieś w oddali zagrzmiało, jednak ja nawet nie zadrżałam,
jakby nie dochodziły do mnie dźwięki z okolicy.
- Czemu
tutaj siedzisz i mokniesz? – nagle usłyszałam głos po swojej prawej. Był
przyjemny dla ucha i bez wątpienia należał do chłopaka. Najprawdopodobniej
dosiadł się do mnie, zainteresowany moim życiem, niczym każda sąsiadka
kochająca świeże ploteczki. Nie odpowiedziałam na jego pytanie, ani nawet nie
spojrzałam w jego stronę. Opuściłam głowę w dół i zaczęłam wpatrywać się w
ziemię. Zacisnęłam ręce w pięści. Nie przepadałam za towarzystwem płci przeciwnej,
szczególnie, jeśli z jej przedstawicielami byłam sam na sam. Wielu z nich mi
się narzucało i nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy. Nigdy nie
wiedziałam, dlaczego tak było, jednak większość osób, z jakimi utrzymywałam
kontakty, twierdziła po prostu, że jestem atrakcyjna, co dla mnie było
śmieszne, ponieważ sama tak nie uważałam.
Moich uszu
dobiegło ciche westchnięcie. Kątem oka dostrzegłam wstającego chłopaka. Gdy
odchodził, wpatrywałam się w jego plecy, sama nawet dokładnie nie wiedziałam,
dlaczego. W momencie, gdy zniknął z mojego pola widzenia, sama również
podniosłam tyłek z mojego siedziska i skierowałam się do domu, bez nadziei na
coś dobrego w życiu.
Następnego
dnia udałam się do szkoły, jak zwykle z resztą. Zaspana, ledwo ogarnięta i,
niestety, żywa. Tak jak wcześniej wspominałam, chciałam popełnić samobójstwo,
ale w ostatniej chwili zawsze odbierało mi odwagę. Jestem pierdolonym tchórzem.
Usiadłam w
swojej ławce, czekając na nauczyciela. Nic innego mi nie pozostało. Moje jedyne
przyjaciółki chodziły do innej szkoły, przez co rzadko się widywałyśmy. Nasze
rozmowy ostatnio również szybko się urywały, ale to zapewne z braku czasu.
Każda z nas musiała się teraz uczyć, by zadowolić samą siebie lub swoich
rodziców.
Nie mając
nic lepszego do roboty, otworzyłam podręcznik i zaczęłam powtarzać materiał na
dzisiejszą lekcję. Pomińmy fakt, że moja mina wyglądała, jakby przynajmniej
zginął ktoś z mojej rodziny. W sumie… wtedy to bym się chyba nawet cieszyła.
Nie miałam najlepszych relacji z rodzicami, a tym bardziej z osobami, które w
jakiś sposób powiązane ze mną były więzami krwi. Śmiesznym faktem było także,
że nie znałam ponad połowy mojej rodziny. Nigdy mnie to nie interesowało i
raczej nie będzie. Dobrze wiedziałam, że większość z nich o mnie plotkuje.
Często porównywali mnie do moich rodziców, czego bardzo nie znosiłam. Nie byłam
do nich w ogóle podobna i to przeszkadzało ich krewnym.
- Em…
Cześć. To ciebie spotkałem wczoraj w parku, prawda? – z rozmyślań wyrwał mnie
znajomy, choć nie do końca, głos. Wychyliłam nos z książki i raczyłam spojrzeć
na chłopaka, który do mnie zagadał. Był wysoki, a na pewno wyższy ode mnie.
Czarne włosy ułożone były w nieładzie, a czarne oczy wpatrywały się we mnie
uważnie. Można było się w nich zatopić, odlecieć do innego świata. Blada skóra
idealnie kontrastowała z wcześniej wymienionymi elementami jego wyglądu. Był
idealny. Przystojny, ale i niewinny jednocześnie.
- Pomyliłeś
mnie z kimś – odparłam beznamiętnie na jego pytanie, wracając do jakże interesującej
lektury.
- Teraz to już jestem pewny, że to ty. Jestem tutaj nowym
uczniem i nazywam się Jeon JeongGuk! A ty? – zapytał tonem dzieciaka, który
dostał lizaka i cieszył się teraz z tego najbardziej na świecie.
- _____.
- Nie wyglądasz na Azjatkę… Skąd jesteś? – miał ADHD, czy
jak? Jego zachowanie i ta pełnia życia w nim drzemiąca niemiłosiernie mnie
irytowały. Towarzystwo tego chłopaka doprowadzało mnie do szału bez konkretnego
powodu.
- Z kraju, o którego istnieniu pewnie nawet nie wiesz, kotek
– odpowiedziałam najbardziej kpiącym i złośliwym jednocześnie tonem, na jaki
było mnie stać. Wzięłam swoje rzeczy i przesiadłam się do jednej z tylnich
ławek, zostawiając za sobą osłupiałego chłopaka. W końcu on również zajął jedno
z miejsc, jednak, co jakiś czas czułam na sobie czyjeś spojrzenie, a byłam
pewna, że należy ono do niego. Starałam się nie zwracać na to uwagi i nawet
dobrze mi szło. Z resztą… jak miało mi iść źle, skoro technikę ignorowania
wszystkich i wszystkiego miałam już opanowaną do perfekcji? Nawet nauczyciele
już przestali zawracać mi głowę tym, że nie uważam na lekcjach, bo wiedzieli,
że i tak do mnie nie dotrą.
Wracając do
domu rozmyślałam o moim życiu. Nie, nie miałam żadnych lepszych tematów. Po
drodze przypomniało mi się także, że jutrzejszy dzień wcale nie miał być taki
zwykły, jakby się wydawało, bowiem było to Halloween – święto, w które dusze
zmarłych wędrują po ziemi. Serio… kto wierzy w takie bzdety?!
Wyciągnęłam
klucze z plecaka i otworzyłam drzwi. Od razu skierowałam się do swojego pokoju.
Rodziców jak zwykle nie było w domu. Usiadłam przy biurku i zabrałam się za
lekcje oraz naukę. Zeszło mi jakoś do ósmej wieczorem. Wtedy to odpaliłam
laptopa i, z braku lepszego zajęcia, zaczęłam czytać jakieś straszne historie,
podczas których wcinałam jakieś ciastka znalezione w szafce. O północy do mych
uszu dotarł dźwięk starego, antycznego zegara, wiszącego w salonie. Gdy
skończył wybijać pełną godzinę zgasło światło. Wzruszyłam ramionami,
stwierdzając przy tym, że pewnie korki znów wysiadły lub po prostu wyłączyli
prąd przez jakąś usterkę.
Zapaliłam
świeczkę, którą zawsze miałam w pogotowiu, a urządzenie, z którego do tej pory
korzystałam, wyłączyłam. Jako, że było już około dwudziestej trzeciej,
przebrałam się w piżamę i najzwyczajniej w świecie położyłam się do łóżeczka,
które wzywało mnie do siebie już od godziny, ale ja wolałam wtedy czytać. Teraz
plany się zmieniły. Ułożyłam się wygodnie na posłaniu, a płomień zgasiłam, po
czym odłożyłam woskowy przedmiot na stolik obok.
***
- Odejdź! –
wrzasnęła śliczna, złotowłosa dziewczyna o błękitnych niczym niebo oczach.
Przyodziana była w długą, białą, zwiewną sukienkę. Na jej twarzy malowało się
przerażenie, mimo że na łące pełnej kwiatów, na której się znajdowałyśmy, nie
było nikogo, ani niczego. Czyżby…przestraszyła się mnie?
Spojrzałam
na swoje ręce, które całe skąpane były we krwi. To jakiś żart?! Odskoczyłam jak oparzona do tyłu, a dziewczę
uśmiechnęło się wrednie, wyszczerzając przy tym swoje białe, ostro zakończone
zęby, niczym u rekina. Doskoczyła do mnie i zaczęła zbliżać swoją twarz w
kierunku mojej szyi, mocno ściskając rękami moje nadgarstki.
W tym
momencie się obudziłam, jednak nie na leżąco, a już na siedząco. Mój oddech był
przyśpieszony ze strachu, jakiego doświadczyłam w śnie. Opadłam z powrotem na
poduszki i mocniej przykryłam się kołdrą, przez chłód, jaki przewiercał mnie na
wylot. Obróciłam się na prawy bok, próbując na nowo zasnąć, jednak nie
wychodziło mi to. Moje serce wciąż biło szybciej niż powinno i nie chciało się uspokoić.
W końcu jednak się udało i tym razem moja wyobraźnia podsunęła mi
przyjemniejsze widoki…
***
Wstałam
koło jedenastej. Mogłam sobie na to pozwolić, ponieważ była sobota. Mimo nocnej
„przygody” na mojej twarzy gościł uśmiech. W samej piżamie zeszłam na dół, do
kuchni i zrobiłam sobie porządną kawę oraz śniadanie. Nie wyspałam się, jednak
nie przeszkadzało mi to. Gdy już zjadłam, wstając od stołu, mój wzrok spoczął
na kalendarzu i wtedy przypomniałam sobie, że dzisiaj Halloween. Szybko
odstawiłam naczynia do zmywarki, po czym skierowałam się do swojego pokoju, by
wybrać jakieś ubrania, umyć się i tak dalej. Po wykonaniu tych czynności
wyszłam z domu na drobne zakupy. W sumie zamierzałam kupić tylko jedną rzecz, a
mianowicie słodycze. Nie chciało mi się użerać z upierdliwymi dzieciakami, gdyby
nie dostały cukierka. Zdecydowanie wolę święty spokój. Oczywiście, nie tylko
dla nich kupowałam coś słodkiego, ale także dla siebie. Bardzo lubiłam słodycze
i jeśli mam zaakceptować jakąś miłość, to tylko do nich.
Wróciłam do
domu, wszystkie zakupione słodycze wrzuciłam do miski, za wyjątkiem tych
przeznaczonych dla mnie, po czym rozsiadłam się wygodnie na kanapie w salonie i
włączyłam telewizor. Oczywiście, jak zwykle nie było nic ciekawego, a ja nie
miałam nic do roboty. Chwyciłam za telefon. Skrzynka odbiorcza świeciła
pustkami. Kiedy ostatnio rozmawiałam z moimi przyjaciółkami? Ze dwa tygodnie
temu? Jak nie więcej. Wysłałam im obu SMS’y, jednak żadna nie odpisała przez
następne kilka minut. Zapewne nie mogły. Z nudów zaczęłam czytać scenariusze z
moim ulubionym zespołem – Big Bang, jednak w pewnym momencie coś mi
przeszkodziło. Był to dźwięk tłuczonego szkła, dochodzący z kuchni. Nie myśląc,
co robię, udałam się w tamtym kierunku. W momencie, gdy otworzyłam drzwi,
poczułam mocne pchnięcie w plecy i upadłam prosto przed siebie, głową uderzając
o stół. W moich oczach zalśniły łzy bólu. Wstałam z klęczek i usiadłam na
najbliższym krześle, wdychając i wydychając powietrze. Chciałam posiedzieć tak
dłużej, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Wywróciłam oczami i przeszłam w ich
kierunku, po drodze zwijając także misę ze słodyczami.
- Cukierek
albo psikus! – wesoły głos małego, czarnowłosego chłopca rozniósł się po domu,
wnikając głęboko w jego ściany. Uśmiechnęłam się do niego lekko i pozwoliłam mu
wziąć z miski tyle słodyczy ile chciał. Dopiero po chwili spostrzegłam się, że
za nim ktoś jeszcze stoi i uważnie mi się przygląda. Rozdziawiłam usta ze
zdziwienia, widząc, że to JeongGuk. Kąciki jego ust na chwilę uniosły się ku
górze, jednak za chwilę spoważniał.
- _____, co ci się stało? – zapytał, palcem wskazując na
moje czoło. Dopiero w tym momencie poczułam, jak po mojej skroni spływa jakaś
ciesz, najpewniej krew. To starło uśmiech z mojej twarzy.
- To… nic takiego – odparłam, a w tej samej chwili dały o
sobie znać zawroty głowy. Niebezpiecznie się zachwiałam i najpewniej bym
upadła, gdyby nie Koreańczyk. Było to ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam.
***
Ocknęłam
się na kanapie w salonie. Ból niemiłosiernie rozsadzał mi czaszkę. Usłyszałam
czyjeś kroki i błyskawicznie odwróciłam się w stronę, z której dochodziły.
Śmiało mogłam uznać to potem za błąd.
- Aish… - chwyciłam się za głowę. Pod dotykiem mojej ręki
poczułam bandaż.
- Leż _____, spokojnie – jego ciepły, łagodny głos rozległ
się niedaleko mnie. – Wytłumaczysz mi teraz, co ci się stało? – mogłam się
spodziewać od razu, że poruszy ten temat.
- Ja… potknęłam się i uderzyłam o stół – odrzekłam. Nie
powiedziałam mu o tym, że czułam jakby ktoś mnie popchnął, bo wziąłby mnie za
wariatkę. Nikogo tu ze mną nie było i w najbliższym czasie nie będzie. No
chyba, że on znowu się wprosi.
- Mhm… powiedzmy, że ci wierzę – mruknął, chyba nie do końca
przekonany, co do moich słów. Mimo wszystko chłopak był całkiem miły i, muszę
to przyznać, nagle jego obecność przestała mnie irytować, a nawet zaczęła
cieszyć, zupełnie bez powodu. No dobra, niezupełnie bez powodu, ale pomińmy ten
temat.
- Ile… byłam nieobecna? – teraz to ja zadałam pytanie,
jednak znacznie cichszym tonem, niż do tej pory używałam.
- Cały wczorajszy wieczór. Obecnie mamy niedzielę, godzinę
dziewiątą – mówił beznamiętnie, zupełnie tak, jakbym zabiła mu kota. W sumie,
to mu się nie dziwię. Przecież do tej pory niezbyt miło go traktowałam.
Skinęłam mu jedynie głową. Zapatrzyłam się w ścianę naprzeciwko mnie, ale nagle
usłyszałam jakiś szept.
- Mówiłeś coś? – strach wewnątrz mnie narastał. Wyraźnie
słyszałam jedno słowo – „zginiesz”. Może to tylko omamy? Oby tak.
- Nie, a co?
- Coś mi się tylko wydawało…
Zapadła
między nami niezręczna cisza. Żadne z nas jej nie przerywało, pogrążone we
własnych myślach. Bałam się i to cholernie. Ten szept był niepokojący. W
dodatku tylko ja go słyszałam. To wszystko jest takie dziwne... Nie czuję się
bezpiecznie już nawet we własnym domu.
- Też to słyszałem – odezwał się niespodziewanie, przez co
aż podskoczyłam w miejscu. Gdy dotarło do mnie, że to tylko on, odetchnęłam z
ulgą.
- Co? – nie docierało do mnie to co, powiedział.
- Wydaje mi się, że powiedziałem to dosyć wyraźnie. Jestem
pewien, że wiesz, o co chodzi. Nie potknęłaś się, prawda? To nie był tylko
zwykły przypadek – pokiwałam głową na tak. Wszystkiego się domyślił. Tylko jak?
Na dodatek powiedział, że też „to” słyszał… Miał na myśli szept? Jeśli tak, to…
On o wszystkim wiedział! Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i spojrzałam na niego
z lekka otumanionym wzorkiem. – Kiedy to się zaczęło?
- Chyba wczoraj… nagle światło zgasło… jakby nie było prądu,
potem był ten sen…
- Jaki sen? – w tym momencie jakby się ożywił. Bez
konkretnego powodu, opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Mimowolnie
zaczęłam drżeć na całym ciele, gdy skończyłam swoją opowieść. Chłopak widząc
to, przytulił mnie do siebie. Nawet nie protestowałam, choć pewnie jeszcze
wczoraj by tak było.
- Wiesz… miałem wczoraj bardzo podobny, niemalże identyczny
sen, tyle że w moim był czarnowłosy chłopak i to on był we krwi, a nie ja –
wyszeptał mi do ucha, mocno tuląc mnie do siebie. Swój podbródek oparł o moją
głowę.
- Co to może oznaczać? – zapytałam, odrywając się od niego.
- Szczerze to nie wiem, ale znam kogoś, kto może mieć parę
przydatnych informacji – uśmiechnął się wesoło, na co odwdzięczyłam mu się tym
samym. Przy nim nie dało się inaczej. Nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze nie
dawno działał mi na nerwy. Poza tym, przy nim, pierwszy raz od dawna, nie
targały mną negatywne uczucia, takie jak żal, czy cierpienie. Było lepiej.
Jeszcze nikt tak na mnie nie działał.
Jeszcze
tego samego dnia wybraliśmy się do znajomego Jungkooka. Okazało się, że ten chłopak
miał kompletnego bzika na punkcie zjawisk paranormalnych.
- Sądzę, że musicie zasnąć obok siebie, wtedy problem sam
powinien się rozwiązać – rzekł tonem specjalisty Alien. Tak, tak zwali go
znajomi, włącznie ze mną od tej pory, mimo że miał na imię TaeHyung.
- Jakoś jak przyszedłem do ciebie z tym miesiąc temu, to nie
wiedziałeś, co to może być – prychnął nieco oburzony czarnowłosy. Jak to
miesiąc temu? Mieszkał tu wcześniej? Nie wiem o nim jeszcze wielu rzeczy…
- JeongGuk, nie mówiłeś mi, że to ci się tak długo śni –
zrobiłam minkę obrażonej dziewczynki, gdy już wyszliśmy z domu brązowowłosego.
- Nie było o czym – burknął zamyślony. Wypuściłam powietrze
z ust. Co go tak nagle ugryzło?
- A’propo tego, co mówił Alien… Moich rodziców i tak nie ma.
Możemy ten „eksperyment” przeprowadzić u mnie – zaproponowałam.
- Em… Jesteś tego pewna? – zapytał nieco zmieszany i
spojrzał na mnie z wypiekami na twarzy, przez co i ja się zarumieniłam.
- Tak, to nic takiego! Przy okazji będziemy mogli się lepiej
poznać, bo w sumie znamy się tylko… trzy dni, a przez to naprawdę niewiele o
sobie wiemy – nagle zachciało mi się rozmawiać i wszystkie te słowa
wypowiedziałam na jednym wydechu.
- Przyjdę do ciebie o osiemnastej, okay?
- Okay!
Każde z nas
ruszyło w swoim kierunku. Nie wiem, gdzie skierował się chłopak, pewnie do
domu, za to ja udałam się na zakupy. Przecież nie zaproponuję mu samych
słodyczy. Poza tym, lodówka i tak świeciła pustkami i trzeba było to zmienić.
Gdy
wróciłam do domu, rozpakowałam siatki z zakupami, po czym skierowałam się na
górne piętro, by przygotować dodatkową kołdrę i inne takie rzeczy dla Jeona, by
mógł się tutaj czuć jak najlepiej. Nim się obejrzałam, wybiła osiemnasta, a
dzwonek do drzwi zadzwonił, co oznaczało, że chłopak przybył punktualnie.
Szybko zbiegłam na dół i otworzyłam oraz zaprosiłam go do środka. Powiedziałam,
by się rozgościł. Na chwilę musiałam go zostawić, ponieważ przypomniałam sobie,
że zostawiłam telefon w moim pokoju, jednakże nie dotarłam do niego. Stanęłam
jak wryta u szczytu schodów, a z moich ust dobył się krzyk. Do oczu napłynęły
mi łzy. Jungkook w bardzo krótkim czasie znalazł się przy mnie i przytulił do
siebie, bym nie musiała patrzeć na ścianę naprzeciwko nas. Znajdował się na
niej krwawy napis, jednak nie zdążyłam go przeczytać i po części się z tego
cieszyłam. W dodatku, na podłodze leżał martwy, czarny kot, którego poznałam
niemalże od razu. Opiekowałam się nim odkąd przyszedł na świat. Niestety,
przygarnąć go nie mogłam, ponieważ matka miała uczulenie, a czasem w tym domu
bywała.
- Cii… - czarnowłosy objął mnie jeszcze mocniej, a ja
rozpłakałam się w jego ramionach.
- C…co tam je…est napisane? – zapytałam przez łzy. Chciałam
to wiedzieć, ale też nie chciałam. To wszystko było strasznie trudne i
zdecydowanie za ciężkie jak na moją głowę.
- „Dopóty, dopóki ma krew w tobie pynie, wciąż żyć będę,
innych zabierając ze sobą” – zacytował. Wciągnęłam powietrze. Nie wiedziałam,
co to może oznaczać, z resztą, jak większość rzeczy, jakie ostatnio się wokół
mnie wydarzyły.
Powoli
zeszliśmy na dół i usiedliśmy w kuchni przy stole.
- Chcesz coś zjeść albo się czegoś napić? – zapytałam. Mój
głos lekko drżał, ale nic dziwnego po tym, co się wydarzyło.
- Aniyo. Przez to wszystko nic już nie chcę.
- Ja tak samo – westchnęłam. Ponownie tego dnia zapanowała
między nami cisza. Nikt nie chciał jej przerywać, jednak ktoś musiał i w tym
razem wypadło na mnie.
- Chcesz spać w salonie, czy na górze w sypialni? –
specjalnie zaproponowałam dwie opcje. Sama chętnie wybrałabym salon, a schody omijała
szerokim łukiem.
- Żartujesz sobie? Jeśli nie ma takiej potrzeby, to za nic
nawet nie zbliżę się do tamtego miejsca – odparł na moje pytanie.
- Myślę tak samo jak ty. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci
to, że będziemy musieli zadowolić się samymi kocami, ale nic innego na tym
piętrze nie ma – zaśmiałam się, sama nie wiem, dlaczego. Było to kompletnie nie
na miejscu, jednak, ku mojemu zdziwieniu, on zrobił to samo.
- To nic. Jakoś sobie poradzimy. Nie w takich warunkach się
spało – jego uśmiech sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Skinęłam mu
głową i wstałam od stołu.
- Może jednak masz ochotę na herbatę?
- Jasne, z tobą zawsze – na jego słowa zarumieniłam się. Na
szczęście mogłam się na ten moment odwrócić i przygotować wcześniej wspomniany
napój. Gdy był już gotowy, postawiłam kubek przed czarnowłosym, a rozmowa sama
się jakoś potoczyła.
Około
północy rozłożyliśmy sobie koce w salonie, tak by móc w spokoju spać. Na
dodatek udało mi się znaleźć jakieś poduszki, na których można było ułożyć głowę.
Położyliśmy się spać, jednak nie zgasiliśmy świecy. Oboje uzgodniliśmy, że tak
będzie nam po prostu raźniej. Leżeliśmy obok siebie, stykając się lekko
ciałami, gdy ten nagle podniósł się na łokciu i patrzył na mnie z iskierkami w
oczach. Nie odzywałam się, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Jungkook pochylił
się nade mną i złożył na mych ustach delikatny pocałunek. Trwał on tylko
chwilę. Jeon, jakby się czegoś przestraszył, oderwał się ode mnie, mrucząc
tylko ciche przepraszam i położył się, odwracając się do mnie plecami.
- Dobranoc – rzekłam przyciszonym tonem i zamknęłam oczy.
***
Znów
znalazłam się na tej polanie, co ostatnio, jednak teraz byłam tutaj całkowicie
sama. Niebo było szare, ciężkie, jakby zaraz miał lunąć deszcz. Rozejrzałam się
dookoła. Łąkę z każdej strony otaczał las, a ja siedziałam na jakimś ogromnym
kamieniu na samym jej środku. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie jeden fakt –
byłam ubrana w taką samą, białą sukienkę, jak wcześniej tamta dziewczyna z
mojego snu. Jej kolor był idealny, niezmącony żadnym innym. W tym świetle
niemalże lśniła. W oddali usłyszałam szelest, zbliżający się w moim kierunku.
Ptaki z tamtej strony odleciały wznosząc się wysoko, jak najbliżej nieba.
Dostrzegłam czyjąś sylwetkę, przyjrzałam się jej dokładniej, mrużąc przy tym
delikatnie oczy.
Dopiero, gdy postać zjawiła się bliżej, rozpoznałam w niej
mojego towarzysza Jeona. On również nie był ubrany w swoje ubrania. Miał na
sobie garnitur, w którego górnej kieszeni znajdowała się główka czerwonej róży.
Wstałam na równe nogi i podbiegłam do niego, wtulając się w jego ciało.
Cieszyłam się, że nie jestem tutaj sama. Chłopak objął mnie ramionami. Przez
moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Teoria Aliena zaczęła się sprawdzać.
Spotkaliśmy się we śnie i teraz mamy szansę rozwiązać, a potem także zażegnać
nasz problem raz na zawsze.
Nagle
zagrzmiało, a z nieba zaczął padać deszcz. Ostrożnie odsunęłam się od chłopaka
i zaczęłam wpatrywać w jego ciemne oczy.
- To… co teraz? – zapytałam niepewnie, zaraz zaczynając rozglądać
się po otoczeniu, jakbym czegoś szukała.
- Sam chciałbym wiedzieć – odparł cicho na moje pytanie. W
otoczeniu rozległ się huk grzmotu idący w parze z błyskawicą. W tym samym
momencie usłyszałam czyichś śmiech z tyłu siebie. Na twarzy Jungkooka malował
się strach i zdziwienie. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się za siebie.
Przed nami stała dziewczyna, którą rozpoznałabym dosłownie wszędzie. Była to ta
sama blondynka, która śniła mi się ostatnio. Obok niej stał chłopak o czarnych
włosach. Miałam prawie stuprocentową pewność, że to ten, którego w snach
spotykał Jung. W obojgu coś mi się nie zgadzało i po chwili już wiedziałam, co.
Mieli na sobie ubrania moje i JeongGuka. Z każdą chwilą rozumiałam coraz mniej
z tego, co się do tej pory wydarzyło. Nie pojmowałam wszystkich tych wydarzeń.
Dlaczego pało akurat na mnie? Nie zrobiłam nic, co mogłoby mnie wciągnąć w coś
takiego. Chciałam coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mi w gardle.
- Co… to… ma być? – wysapał zaskoczony Jungkook. Czyli nie
tylko ja miałam problemy z mówieniem.
- Jakby to powiedzieć… - zaczęła blondynka swoim skrzekliwym
głosem, który zupełnie do niej nie pasował.
- Przyszliśmy się pożegnać i przy okazji wam podziękować… -
kontynuował czarnowłosy ze złośliwym uśmiechem na ustach.
- Wasze wspólne przybycie tutaj wiele nam ułatwiło. Wasze
ciała… teraz są nasze – dopowiedziała blondynka i w tym momencie, zarówno ona,
jak i on, przybrali zupełnie inne rysy twarzy i kształty ciała. Wyglądali
zupełnie tak, jak ja i Kookie. Spojrzałam na mojego… przyjaciela. Chyba mogłam
go tak nazywać, mimo trzech dni znajomości, prawda? Poza tym… nie jestem pewna,
ale to, co czuję, zdaje się być większe od przyjaźni.
- Mam nadzieję, że wam się spodoba to miejsce. Poza tym,
macie też siebie do towarzystwa, prawda? – coś w rodzaju chichotu wydobyło się
z gardła podróbki Jeona. Objął mojego klona ramieniem, a z kieszeni spodni
wyjął pistolet i wycelował nim we mnie. Czas dla mnie spowolnił, stałam jak
wmurowana w ziemię. Nie mogłam się poruszyć. Moje wnętrzności przeszył ogromny
ból. Upadłam twarzą na ziemię. Ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił na plecy.
Uśmiechnęłam się smutno, widząc nad sobą prawdziwego JeongGuka. Skąd
wiedziałam, że to on? Miał w oczach coś, co było charakterystyczne tylko dla
niego i przez to nie dało się go pomylić z nikim innym. Chciałam mu powiedzieć,
że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, zanim się wykrwawię, ale nie
zdążyłam. Niewiadomo, kiedy, tuż za nim pojawiła się druga ja i przystawiła mu
nóż do gardła. Zastygł w bezruchu. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie w
górę. Szybko chwycił dziewczynę za nadgarstek i nim zdążyła zareagować, dźgnął
ją ostrzem w brzuch. Padł kolejny strzał. Tym razem to Kookie upadł na ziemię,
tym samym wypuszczając nóż z dłoni. Jakimś cudem, broń napastnika wylądowała
obok mnie. Nie wiedząc, co robię, obróciłam się na brzuch i strzeliłam. Brunet
spotkał się z ziemią. Zarówno jego ciało, jak i dziewczyny zaczęło się kruszyć
na miliony kawałeczków, które po chwili porwał wiatr. Jakimś cudem, rana na
moim ciele mniej mnie bolała, jakby nagle zaczęła się zasklepiać. W tym
momencie jednak nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Bardziej liczył się dla
mnie teraz prawdziwy Jeon JeongGuk. Szybko wstałam z ziemi i chwiejnym krokiem
skierowałam się w jego stronę. Gdy do niego dotarłam, uklękłam obok i
odwróciłam go na plecy. Głowę Jeona ułożyłam sobie na kolanach i zaczęłam
przeczesywać jego włosy, w duchu modląc się, by chłopak, tak jak i ja, obudził
się, a jego rany się zasklepiły. Łzy spływały po mojej twarzy strumieniami.
Zamknęłam oczy i pochyliłam się nad nim, składając na jego ustach motyli
pocałunek. Czułam, że muszę tak zrobić, nawet, jeśli potem miałabym się
ośmieszyć.
Nagle
poczułam, jak ktoś głaszcze mnie po głowie. Szybko się wyprostowałam. Jungkook
przyglądał mi się uważnie swoimi roześmianymi, pełnymi radości oczami.
- Jesteś piękna – wyszeptał rozmarzonym tonem.
- Głupek – powiedziałam przez łzy, mocno się w niego
wtulając. O mało nie zginęliśmy, a on mi mówi, że jestem piękna. Naprawdę nie
ma innych rzeczy, którymi by się przejmował? Mniejsza z tym. Najważniejsze, że
żyje. Że oboje żyjemy.
Odkleiliśmy
się od siebie dopiero po dłuższym czasie. Oboje cieszyliśmy się ze swojej
obecności, z tego, że nie jesteśmy w tym wszystkim sami. Równie dobrze mogło paść
tylko na jedno z nas i wizja siebie w takiej sytuacji bez nikogo była naprawdę
przerażająca.
- Co teraz zrobimy? Wydaje mi się, że już jakiś czas temu
powinniśmy się obudzić – przygryzłam lekko dolną wargę.
- Nie wiem _____, ale też odnoszę takie wrażenie. Z czasem
pewnie znajdziemy stąd jakieś wyjście, nie martw się – odparł i wstał z ziemi,
a ja razem z nim. Objął mnie ramieniem. Poszliśmy przed siebie, aż w końcu
dotarliśmy do jakiegoś klifu. Przystanęliśmy na jego brzegu. Chłopak odwrócił
mnie do siebie i cofnął się o krok.
- Kocham cię _____. Zechcesz być ze mną na zawsze? – wyznał
i wyciągnął w moją stronę dłoń, którą chwyciłam bez wahania. Przyciągnął mnie
do siebie i pocałował namiętnie.
Oboje
mieliśmy świadomość, że stąd może nie być już wyjścia, byłam tego pewna. Nawet
jeśli nie przyjęłabym jego propozycji, i tak bylibyśmy na siebie skazani.
Jednak ją przyjęłam. Wiedziałam, że go kocham, mimo że znaliśmy się tylko trzy…
może teraz już cztery dni. Czy mogłam to nazwać miłością od pierwszego (no dobrze,
może drugiego, czy też trzeciego, w moim wypadku) wejrzenia? Oczywiście.
Ostatnie wydarzenia pozwoliły mi go poznać wystarczająco.
I co dalej? To już koniec? To nie może się TAK skończyć!!!
OdpowiedzUsuńJa chce wiedzieć czy wrócili do swojego ciała!!!
Już wiem że są razem, ale...to naprawdę nie może być już koniec!!!
Nie rób mi tego proszę!!!
Muszę znać drugie dno tej chorej historii!! Kim była tamta dwójka i o co chodziło z tymi snami, dlaczego padło akurat na nich? Dlaczego nie mogli już się przebudzić, skoro zniszczyli tamtych.
Weny kochana i hwaiting!!
Jak widzę, reakcja bardziej pozytywna, niż oczekiwałam ^^ xD Właśnie o to mi chodziło - by zostało po tym scenariuszu trochę pytań. Nigdy nie planowałam jego drugiej części, ale przez Karola i ciebie zaczęłam się poważnie zastanawiać nad napisaniem jej xD Jeśli to zrobię, to postaram się nie schrzanić ^^
UsuńRównież życzę ci weny! Fighting!
Mam dziwne wrażenie, że nie przez przypadek stanęli na krawędzi klifu...
OdpowiedzUsuńOgólnie scenariusz bardzo mi się podobał. Był taki wciągający. Miałaś dobry pomysł. Lubię te klimaty.
Zastanawia mnie, na jakiej lekcji zaczęłaś to pisać xD
Co do pierwszego zdania twojego komentarza - nie wypowiem się na ten temat, ponieważ nie chcę robić spoilerów jeśli powstanie druga część ^^ A jeśli nie powstanie, to każdy może sobie na to odpowiedzieć i na inne pytania również ^^
UsuńCo do "takich klimatów", to też gustuję w podobnych, ale za nic moje dzieła mi się nie podobają xD
Była to na 10% geografia lub polski na 90% xD Na geografii czasem coś zaczynałam, ale częściej zdarzało się to na polskim, bo komu się chce uważać na przedostatniej lekcji? xD
Pozdrawiam!
Super wciągający!
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co mam napisać
Wspaniały
Hwaiting!~~
Chcę więcej *.* kilka razy naprawdę się zlękłam ale to było takie wciągające, że musiałam dokończyć. Dużo weny życzę i czekam na kolejne scenariusze bo są boskie:)
OdpowiedzUsuńTwój najlepszy scenariusz <3 był idealny <3 no i chętnie przeczytałabym kontynuację jeśli takową byś napisała :33
OdpowiedzUsuńKookie taki słodki <3 Ogółem scenariusz bardzo mi się podobał, choć nie przepadam zwykle za pseudohorrorami. Brrr... Nienawidzę się bać xd Ale chciałabym przeczytać kontynuację. Jak ty to robisz? Twoje ff są takie wciągające ;3
OdpowiedzUsuńKocham czytać horrory, ale oglądać nienawidzę xD
OdpowiedzUsuńBardzo ślicznie proszę o kontynuację <3 Boskie ^^
Zapraszam do mua... Jestem początkującą "pisarką scenariuszy".
Jakieś rady xD?
Całkiem zmieniłam wygląd bloga (Nwm kogo to obchodzi xD)
Teayeon z http://magic-hell-and-me.blogspot.com/
Matulu, cały czas jak to czytałam, miałam ciarki. Piszesz świetnie, rzadko spotykam tak perfekcyjne blogi - wygląda ślicznie, a scenariusze są dokładne, długie i bezbłędne. Daleko mi do ciebie :(
OdpowiedzUsuńAle na prawdę, od dzisiaj ten blog zaliczę do moich ulubionych, albo nie. Wiesz co? To jest mój ulubiony blog. Kocham cie normalnie xD
Mam nadzieję, że mogę coś zamówić~ ;/
Życzę weny ^^
Nie komplementuj tak, bo się zarumienię xD Mi samej jeszcze daleko do perfekcji, wcale nie jest tak idealnie, jakby się wydawało ^^
UsuńMam nadzieję, że trochę poczekasz, bo chcę najpierw skończyć starą kolejkę ~
Dziękuję za wenę, na pewno się przyda ^^
Pozdrawiam!
Genialne! Aż żałuję, że tak długo zwlekałam z zajrzeniem na twego bloga- bo widzę, że już kilka razy zostawiłaś mi linka. Masz świetne opisy, cudownie się czyta! I pomysł...miałam dreszcze, naprawdę! Uwielbiam takie mroczne scenariusze... Weny życzę, inspiracji i więcej tego typu scenariuszy!
OdpowiedzUsuń~MunHyo