V (BTS) - My Only Love? Speed. #2

Hej, cześć!
Dzisiaj przybywamy do Was wraz z Taeyeon z kolejną częścią MOL?S :3
Mam nadzieję, że Wam się spodoba! ^^
Pozdrawiam i życzę miłego czytania! 



Radzę Ci nie starać się wygrywać w nadchodzącym wyścigu, V. Wygrasz – ucierpicie wszyscy troje.

Taehyung, Sungoh i Baekhyun stanęli przed niewielką kartką wiszącą na jednej z umazanej sprejami szafce na narzędzia, dostrzegając ją w drodze do ich miejsca spotkań. Chłopcy patrzyli po sobie ze ściągniętymi brwiami, nie racząc ani słowem skomentować zaistniałej sytuacji. Podobne zdarzały się tutaj bardzo często, ale jeszcze żadna z gróźb, które się tam pojawiła, nie odnosiła się bezpośrednio do któregokolwiek z nich. Tym razem zdarzyła się dość niezwykła rzecz, ponieważ adresat informacji był zaznaczony wprost.

- Chodzi o naszą trójkę, prawda? Ty wygrasz, a my na tym ucierpimy? – zapytał kasztanowowłosy, żeby się upewnić czy wpadł na dobry tok myślenia.

- Yhym… Ale chyba w to nie wierzycie, prawda? Nie możemy się tym przejąć, bo gdybyśmy tak robili, to zniszczyliby nas i nici z wyścigami. – osądził Taehyung, zrywając kartkę z szafki i wszedł do opuszczonego obecnie miejsca spotkań kierowców wyścigowych, kierując się w stronę ich ulubionej mniejszej hali, a za nim poszli Sung z Baekhyunem. Rudowłosy usiadł na jednej z licznych kanap i rzucił kartkę na blat stołu, mierząc ją nienawistnym spojrzeniem, jakby to ona była winna niepokojowi jego przyjaciół, a nie osoba, która ją napisała. Baek rzucił się na wolne miejsce obok niego, odchylając głowę za oparcie, tak jak robił to zawsze, natomiast Sungoh oparł się o czerwono-czarne Ducati 1098S.

- Zadzwonię po Kaia, może on widział, kto to tu przypiął. – stwierdził Baekhyun, wyciągając telefon z kieszeni i wybierając numer Jongina.

 - Od dzisiaj albo załatwiamy lepsze zabezpieczenia warsztatu, albo przestajemy wpuszczać tu wszystkich najlepszych kierowców. Dobrze wiesz, że większość z nich jeździ jedynie dla pieniędzy i mają dość tego, że im je odbierasz. – zawyrokował fioletowowłosy, nerwowo stukając palcami o lakier motocyklu. Jeżeli groźby były skierowane do kogoś mu obcego, nie przejmował się dodatkowymi zabezpieczeniami. Jednak w tym przypadku chodziło o jego najlepszych przyjaciół i nie mógł sobie pozwolić, żeby coś im się stało.

- Niech się nauczą lepiej jeździć lub więcej trenują, a nie… - zaczął Taehyung, ale przerwał, ponieważ Baekhyun nagle się podniósł, niemal uderzając go łokciem prosto w twarz.

- Nie… - wyszeptał Baek, kręcąc głową tak gwałtownie, że jego wystylizowana fryzura została doszczętnie zniszczona. Tae zdziwiony zerknął na mechanika, a widząc zaskoczenie również na jego twarzy, stanął naprzeciwko kasztanowowłosego i położył mu dłoń na ramieniu.

- Hej, co jest? – zapytał, a wtedy Baekhyun podniósł na niego wzrok, dzięki czemu V mógł dostrzec w jego oczach przerażenie zmieszane z niepokojem. Rudowłosy zmarszczył brwi i wyrwał przyjacielowi telefon z dłoni, dając go na głośnomówiący.

- (…) go uratować? Żaden z was nie może wygrać tego wyścigu, a jeżeli tak się stanie, to wiedzcie, że już po nim. – z urządzenia rozbrzmiał podwójnie wzmocniony, zachrypnięty, męski głos. Sungoh odszedł ostrożnie od Ducati, żeby go nie uszkodzić i podszedł bliżej telefonu leżącego na blacie stołu. „Kai?” zapytał bezgłośnie, ledwie poruszając wargami, a gdy otrzymał od Baekhyuna lekkie skinienie głową, chwycił iPhone i przyłożył do ucha.

- Gdzie jest Jongin, do cholery? – warknął Sung do słuchawki, a odpowiedzią był śmiech mężczyzny po drugiej stronie.

- Mówiłem wam, że jeżeli nie wygra żaden z was, wypuścimy go wolno. – powtórzył, a w tym samym momencie Taehyung wyciągnął swój telefon i włączył aplikację namierzającą, wpisując numer Kaia. Stanął przed fioletowowłosym i bezgłośnie przekazał mu, że musi utrzymać rozmowę jeszcze przynajmniej trzy minuty. Sungoh skinął głową, na znak, że się postara.

- Udowodnij, że nie kłamiecie. Daj mi Jongina do telefonu. – powiedział mechanik do słuchawki agresywnym tonem, a po kilku sekundach z drugiej strony dało się słyszeć czyjeś ciężkie kroki z odgłosem imitującym echo.

- Proszę bardzo. – odpowiedział mu mężczyzna i po chwili można było usłyszeć, jak grozi Kaiowi, że jeżeli zdradzi miejsce ich położenia, to następnego dnia zostaną odnalezione zwłoki jego dziewczyny.

- Masz to wygrać, mną się nie przejmu… - zaczął Jongin, ale po chwili przerwał z jękiem, jakby właśnie oberwał w twarz, a potem z drugiej strony dało się słyszeć jedynie odgłosy szarpaniny. – Sen… - krzyknął Kai, nim ponownie pisnął z bólu, a połączenie zostało przerwane.

- Masz to? – zapytał Sungoh, który rzuciwszy telefon Baekhyunowi, doskoczył do Taehyunga i spoglądał mu przez ramię na wyświetlacz telefonu.

- Nie mam. Numeru Kaia w ogóle nie było w rejestrze, więc zakładam, że odinstalowali mu tę aplikację. – warknął Tae, ze złością rzucając swój telefon na blat stołu.

- Sendai! – wykrzyknął Baekhyun, który dotychczas siedział cicho na kanapie, intensywnie nad czymś myśląc. Przyjaciele spojrzeli na niego nic nierozumiejącym wzrokiem. – No, bo zaczął krzyczeć „Sen…”, więc zakładam, że to było miejsce, gdzie się znajduje, no, bo raczej nie chodziło mu o sen, skoro osoba, która go przetrzymywała od razu się odłączyła i wyłączyła jego telefon. Jeździliśmy tokijskimi ulicami i na autostradzie tak z trzy-cztery godziny, więc podróż do tego miejsca musiała zająć mniej, bo nigdzie nie było słychać jeżdżących samochodów, ani odgłosu pracującego silnika. Poza tym te kroki uniemożliwiają branie pod uwagi jazdy. Z resztą były tak ciężkie i zdecydowanie zbyt głośne, żeby ktoś poruszał się po jakimś wyłożonym płytkami podłożu. Brzmiało to bardziej jak coś w stylu betonu, czyli musimy wziąć pod uwagę opuszczone budynki, no, bo raczej wszędzie indziej znajduje się posadzka. Chyba, że uwzględniamy w naszych poszukiwaniach jeszcze stacje pociągowe, to wtedy zgadzałaby się głośność tych kroków, ale niemożliwym jest, żeby ktoś przetrzymywał go na stacji, bo niektóre pojazdy jeżdżą kursem nocnym i zostaliby zauważeni, a raczej chodzi im właśnie o pozostanie niewidocznym. Często z rodzicami bywałem w Sendai. To około dwie i pół godziny wolnej drogi, więc gdybyśmy pojechali naszymi samochodami, to zajęłoby nam to tak z półtora godziny, a potem mielibyśmy do sprawdzenia dwie opuszczone fabryki, bo o ile się orientuję, to tylko tyle jest tam odpowiednich miejsc do przetrzymywania kogoś.

- Baek… Wow… - powiedział po chwili wprost osłupiały z wrażenia Taehyung, który wcześniej starał się coś wymyślić w związku z tą aplikacją, ale przerwał już w połowie wypowiedzi przyjaciela. – Ja… Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że możesz wymyślić coś tak mądrego. – wydukał, patrząc na Baekhyuna w oszołomieniu. Sungoh milcząc, pokiwał gwałtownie głową na znak, że myśli to samo. Dzięki temu obu chłopakom oberwało się od kasztanowowłosego z łokcia pod żebra, na co i V, i mechanik jęknęli z bólu.

- Dziękuję wam za wiarę we mnie, osoby, które dotychczas uważałem za przyjaciół. Teraz widzę, że postrzegacie mnie jak idiotę, idioci. – warknął Baek, patrząc na nich złowrogim spojrzeniem.

- Nie, nie, nie. Co ty, jesteś bardzo inteligentny i w ogóle… - zaczął Sungoh, ale przerwał, widząc, jak Taehyung daje mi niemy sygnał, że ma być cicho i najlepiej zmienić temat. – No a tak w ogóle, to piękna dzisiaj pogoda, nieprawdaż? – zapytał z szerokim, wymuszonym uśmiechem.

- Tak! – zgodził się nad wyraz entuzjastycznie V, na którego twarzy również pojawiło się sztuczne szczęście. – Te… te gwieździste gwiazdy. – westchnął z zachwytem. – Widzieliście kiedyś bardziej gwieździste niż te dzisiaj? – zapytał, na co oberwał tym razem od Sungoha, który posłał mu spojrzenie mówiące „Nie przesadzaj, bo będziemy mieli przejebane.”

- Z kim ja żyję… - westchnął Baekhyun, zabierając ze stolika swój telefon i podał Taehyungowi ten jego. – Poza tym dobrze wiem o tym, że jestem inteligentnym, sprytnym i zdecydowanie najprzystojniejszym oraz najlepszym kierowcą z naszej trójki. – wyszczerzył zęby w charakterystycznym prostokątnym uśmiechu, czekając na jakąś reakcję z ich strony.

- Taaak… Jesteś zdecydowanie najlepszy z nas wszystkich. – przytaknął z uznaniem Sungoh, a Taehyung poszedł w jego ślady.

- Boże, ale z was pojeby. Chodźcie już. – westchnął kasztanowowłosy, ciągnąc V za nadgarstek w kierunku wyjścia z hali. Oboje obrócili się jak na zawołanie, słysząc za sobą co najmniej podejrzane odgłosy. Spojrzeli po sobie ze zdziwionymi minami, nie lokalizując Sungoha w pomieszczeniu, z którego właśnie mieli zamiar wyjść. Po chwili Baekhyun puścił Taehyunga i ostrożnie wszedł do składziku, w którym mechanik trzymał zapasowe części do samochodów oraz swoje narzędzia, ponieważ to właśnie z niego dobiegały odgłosy, jakby ktoś właśnie wyrzucił na posadzkę wszystko, co miał w zasięgu wzroku. Ujrzał tam swojego przyjaciela, który przekładał pokaźne kufry, usuwając je pod ścianę.

- Emm… Nie chciałbym przeszkadzać, ale wydawało mi się, że taki jeden Jongin czeka na nasz ratunek, a porządek możesz sobie zrobić tu kiedy indziej. – powiedział z irytacją Baek, opierając się o framugę drzwi. Sungoh nawet nie raczył mu odpowiedzieć, nadal przekładając pudła.

- Hej, to ratujemy go dzisiaj czy jutro? – zdziwił się rudowłosy, przystając w przejściu obok kasztanowowłosego i patrząc na mechanika z równie zdziwioną miną co Baekhyun. Fioletowowłosy zignorował ich i kiedy po przełożeniu ostatniego pudła, jego oczom ukazała się metalowa skrzynka niezbyt wielkich rozmiarów w porównaniu do tych, w których przechowywał narzędzia, natychmiast ją otworzył. Kierowcy odsunęli się od drzwi i stanęli za nim, spoglądając ze zdziwieniem na zawartość kufra. Widząc, co się w nim znajduje, przykucnęli po obu stronach Sungoha, patrząc ze zdziwieniem to na przyjaciela, to na broń wypełniającą metalowy pojemnik.

- Skąd ty to…? – zaczął Baekhyun, przesuwając dłonią po krawędzi skrzynki. Poszedł za przykładem Taehyunga i teraz obaj przyglądali się z błyszczącymi oczami, jak Sungoh przebiera w broni, z których większość była ukryta w pokrowcach, które zdobiły różne numery. Chłopak wyrzucił z pojemnika już kilkanaście sztyletów, noży bojowych oraz myśliwskich, prawie zabijając nimi rudowłosego, ale nadal zdeterminowanie szukał czegoś, co jak na złość musiało znajdować się na samym dnie kufra. W końcu z niemal nabożną czcią położył przed sobą kilka pokrowców.

- Na razie po prostu trzymajcie i nie popsujcie. WALTHER CP88. Najlepszy pistolet jaki kiedykolwiek wyprodukowano, więc nie waż mi się go zepsuć, bo potem sam sobie będziesz szukał kogoś, kto sprzeda ci nielegalnie oryginał i w dodatku za przystępną cenę.  – zagroził, dając Baekowi wymienioną wcześniej broń. – WALTHER P99 DAO. Również zajebiście dobry i drogi pistolet, więc naprawdę radzę ci go nie zniszczyć, bo przebiję ci opony w Lexusie i przekonam wszystkich znanych mi mechaników (a swoją drogą znam ich masę), żeby nawet nie ważyli się ci ich zmienić. – powiedział, wkładając Taehyungowi w dłonie tę groźną zabawkę. – No, a jako, że ja umiem się posługiwać bronią, biorę ------. – stwierdził, przysuwając do siebie swoją ulubioną strzelbę. Zgarnął ze skrzyni trzy kastety i tyle samo noży bojowych, po czym zamknął z powrotem pudło, ukrywając je pod kilkoma innymi. – No to teraz tak szczerze… Czy którykolwiek z was potrafi strzelać?

- Emm… No… No nigdy nie musiałem, więc… - zaczął kasztanowowłosy, wyciągając z pokrowca pistolet i oglądając go z każdej strony.

- Czyli tak jak myślałem, nie umiecie. No to taki szybki kurs strzelania. Trzymacie tak, ciągniecie za to i staracie się nie zabić samych siebie. Rozumiecie? – zakończył swój szybki kurs Sungoh, nie czekając nawet na odpowiedź wyścigowców. – Okey, super. Jesteście najlepszymi uczniami, jakich miałem. Teraz tak… Noże biorę do auta, ale raczej będą nieprzydatne, natomiast każdy z nas zakłada kastet z chwilą wyjścia z samochodu.

- A tak z ciekawości… to po co nam ta broń? – zapytał Taehyung, narażając się tym na zdegustowane spojrzenie fioletowowłosego.

- Hmm… No, nie wiem… Skoro twoim zdaniem osoba zdolna porwać kogoś i przetrzymywać go będzie nieuzbrojona to jesteś naprawdę rozsądny, i z pewnością poradzisz sobie z taką osobą w pojedynkę, więc nie musimy wszyscy jechać do Sendai. - zakończył Sungoh z zaciśniętymi zębami swoją pełną sarkazmu wypowiedź, wstając z podłogi i podając jemu oraz Baekowi kastet.

- Ej, no tylko się pytam.

- Dobra, jedźmy już – pogonił pozostałą dwójkę Baekhyun. Nie chciał, aby w obecnej chwili wybuchła między nimi kłótnia, tym bardziej, że żaden z nich nie wiedział, w jakim stanie jest teraz Kai. Musieli się spieszyć, uratować go jak najszybciej. Przecież przyjaciół nie zostawia się w potrzebie, prawda?
Taehyung i Sung Oh rzucili sobie jeszcze wściekłe spojrzenia i cała trójka skierowała się do swoich pojazdów, zaraz do nich wsiadając. Ruszyli do Sendai z maksymalną możliwą prędkością dla ich samochodów, utrzymując ze sobą stały kontakt. Po półtora godziny byli już na miejscu i sprawdzali pierwszą z dwóch opuszczonych fabryk. Jak się okazało, nie było w niej nic godnego uwagi. Gdy przeszukali całą i nie znaleźli nic – skierowali się do drugiej, w której byli już po paru minutach. Tę także zaczęli dokładnie przeszukiwać, lecz prawie powtórzyła się historia z pierwszej. No właśnie. Prawie. W ostatniej chwili, jak mieli już wychodzić, Tae usłyszał jakiś hałas. Zatrzymał się, nasłuchując uważnie. I już nawet nie zwracał uwagi na to, że został w tyle. Minęło pół minuty, minuta. Już miał iść dalej, gdy do jego uszu dotarł stłumiony krzyk. Nie zastanawiał się dłużej. Zaczął na nowo wszystko przeszukiwać. Krzyki i jęki bólu zdawały się być coraz częstsze i głośniejsze. Z każdym z nich, był coraz bliżej ich źródła. I wtedy znalazł.
Za przywaloną stertą znajdowała się zakurzona klapa w podłodze – przejście do piwnicy. Ci, którzy porwali Jongina zapewne dobrze postarali się, aby było to ciężkie do znalezienia. W końcu on i jego przyjaciele też prawie to minęli. Kim wyjął telefon z kieszeni i napisał sms do dwójki pozostałych przyjaciół, aby wrócili się do środka, ponieważ coś znalazł. Nie mógł ich przecież zawołać. Wtedy mógłby zostać zauważonym i wszystko byłoby na marne. Wyciszył swojego iPhone’a i czekał, ukrywając się za rogiem w razie czego, ale obserwując wejście. Mocniej ścisnął kastet w swojej prawej dłoni, już założony i gotowy do ataku. Minutę później ujrzał Yoo i Byuna w drzwiach. Wychylił się i skinął na nich ręką, by podeszli bliżej. Głową wskazał na swoje znalezisko. W pomieszczeniu udało wychwycić się cichy szmer, wywołany przez dwójkę przybyłych.

- Wchodzimy? – zapytał Baekhyun szeptem, nieco niepewnie. Zapewne stresował się tak samo jak V. Nie pomińmy też Sunga, którego serce wybijało teraz szybszy rytm pod wpływem adrenaliny zbierającej się w jego żyłach. Który z nich przejmował się najbardziej? Chyba wszyscy po równo. W końcu Kai należał do ich grupy od dawna i był przyjacielem całej trójki.

- A mamy inny wybór? – zapytał ironicznie rudowłosy. Odpowiedź była jasna. Fioletowowłosy przyklęknął i zacierając ręce, podniósł klapę w górę. Czekał, aż przejdzie przez nią najpierw Taehyung, a później Baekhyun, by samemu zejść na końcu i dokładnie zamknąć za nimi przejście, aby wróg jak najpóźniej zorientował się o tym, że przybyli i pałętają się po jego terenie.

Kroczyli obok siebie szerokim korytarzem. Nie miałoby sensu chodzenie gęsiego, tym bardziej, że każdy i tak, i tak by ich zobaczył, ponieważ nie było tu żadnych bocznych ścieżek, w których mogliby się ukryć, ani żadnych mebli, czy czegoś w tym rodzaju. Nie wiedzieli, dokąd zmierzają, ale pewni byli jednego – odgłosy uderzeń i dźwięków bólu wydawanych z czyjegoś gardła, stawały się coraz głośniejsze i na pewno nie były już tłumione, jak wcześniej, gdy Tae je usłyszał.

Po przebyciu około pięciuset metrów trafili na odcinek, gdzie po obu ich stronach znajdowało się kilka par brązowych drzwi. Najwidoczniej ta fabryka miała podziemie większe, niż wszyscy mogliby się spodziewać. Czyżby ktoś specjalnie je rozbudowywał z czasem?

Przystanęli, wiedząc, że dźwięki, jakie dochodziły do ich uszu, dochodzą gdzieś stąd. Teraz musieli zdecydować tylko, które to drzwi. Ciężko rzecz jasna, nie było tego zrobić. Mocniej chwycili kastety w swoich dłoniach, odbezpieczyli dłonie. Sung Oh jeszcze coś przy swojej poprawił, by mieć pewność, że dobrze strzeli. Wraz z kolejnym krzykiem wkroczyli do środka, wyważając przy tym drzwi. Co jak co, ale zdecydowanie weszli z…hukiem.

Wchodząc zobaczyli jakiegoś mężczyznę znęcającego się nad ich przyjacielem, a po jego bokach jeszcze trzech innych, przygotowanych do ataku w każdej chwili. Przez głowę Taehyunga przeleciała nawet myśl, czy w ogóle przeżyją, ale zaraz się jej pozbył. Musieli przeżyć, choćby nie wiadomo co. Na pewno Tae musiał. Przecież przyleciał do Japonii po to, aby wygrywać w wyścigach i ewentualnie w nich zginąć, będąc szczęśliwym, bo umiera przez to, co kocha. Zdecydowanie nie znalazł się tutaj, by ginąć w potyczce z kimś, kto mu groził. Chyba, że na torze. Wtedy byłoby to zupełnie coś innego.

Ze stanu zamyślenia wyrwał go Yoo, który jako pierwszy wystrzelił, nim zdążyli to zrobić ci, stojący naprzeciwko nich. Przyjaciel ranił jednego tak, że tamten poleciał na ziemię i już się z niej nie podnosił. Czy go zabił? Prawdopodobnie. Wtedy w pomieszczeniu rozległy się strzały. Tae uskoczył na bok, kryjąc się za rozwalonymi drzwiami i mając idealną pozycję do oddawania kolejnych strzałów. Baek znalazł się w drugim kącie pomieszczenia, a Oh walczył zza rogu, z korytarza. Rudowłosy w tym momencie nawet nie zważał na to, by uważać, aby siebie nie zranić. Adrenalina buzowała w jego żyłach, dodając mu energii i pewności siebie. Tak samo pozostałej dwójce. Kim ranił kogoś w ramię, zaraz doprawiając go kolejnym strzałem. Przy okazji o mało nie oberwał kulką w głowę. Na szczęście udało mu się schylić w ostatnim momencie. Kątek oka zauważył, jak Byun zostaje trafiony w nogę i czołga się za jakąś szafkę. W czasie, gdy kasztanowowłosy dążył do schronienia, on wraz z fioletowowłosym go osłaniali.

Nie wiadomo, ile trwała cała ta wymiana ognia. Na szczęście chłopacy wyszli z niej żywo. Tylko ten, który torturował Kaia dał radę uciec. I Taehyung miał dziwne wrażenie, że jego sylwetka jest znajoma. Zaraz jednak potrząsnął głową. W tym momencie nie było czasu się nad tym zastanawiać. Musiał wraz z Sung Oh’em pozbierać dwójkę swoich przyjaciół i czym prędzej udać się do swojej „bazy”, by się nimi zająć. Tak jak wcześniej nie mógł zawieźć dziewczyny do szpitala, tak teraz nie mógł ich. Powód był prosty i znany – policja ich poszukiwała za nielegalne wyścigi i lekarze na pewno by ich powiadomili. A przecież żaden z nich nie miał zamiaru spędzać niewiadomo ile czasu w więzieniu. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, zajęli się ranami Jongina i Baekhyuna. Ten pierwszy miał pełno krwawiących nacięć na skórze, złamany nos. Po niektórych z nich na pewno pozostaną mu blizny, jednak nie będą one aż tak duże. Można powiedzieć, że na starość będzie miał pamiątkę po szalonej młodości. Oczywiście, o ile wcześniej nie zginie w wyścigu – rzecz jasna. Baek natomiast miał dużo szczęścia. Kula przeszła obok kości, nie łamiąc mu jej, ani nie wyrządzając żadnych większych szkód. Żaden z nich jednak nie wiedział, jak wiele przeszkód stoi jeszcze na ich drodze, która była strasznie kręta i znajdowały się na niej zarówno wzniesienia, jak i upadki.

Minęły dwa tygodnie. W tym czasie chłopacy zabronili wstępu do swoich garaży innym zawodnikom, aby zachować środki bezpieczeństwa oraz wiele trenowali. Taehyung ponownie wziął się za zdobywanie informacji o kolejnych przeciwnikach, jakich miał pokonać. Szczególnie interesował się w tym czasie Jeon JeongGukiem. Przygotowywał się do chwili, która miała być tą pamiętną w głowach innych przez wiele następnych lat.

Na ten dzień była wyznaczona data jego kolejnego wyścigu. Był to też dzień, w którym Baekhyun miał odbyć swoją karę za przegrany wcześniej zakład. Kim był dziwnie spokojny i wyluzowany, jak na siebie. Zazwyczaj stresował się i trzymał to wewnątrz siebie, choć jego przyjaciele wiedzieli jak jest naprawdę. Dzisiaj było inaczej i każdy wyczuwał tę zmianę, jaka w nim zaszła. On jednak miał pewność, że wygra. Przez ostatnie dni sprawdzał każdą informację o swoim rywalu – Oh Sehunie. O ile nic na trasie się nie wydarzy, Tae ma wygraną w kieszeni. Tamten miał wolniejszy od niego samochód, bez żadnych Turingów, wolniej się też rozpędzał. Mimo wszystko pojazd tęczowowłosego był bardzo dobry i na tokijskie ulice wręcz idealny. Co nie zmienia faktu, że Lexus Kim Taehyunga był i tak lepszy. Tak więc pozostało tylko modlić się do Buddy, czy też innego bożka o to, aby podczas wyścigu nic się nie wydarzyło.

Przyszedł czas wyścigu. Samochody ustawiały się na starcie. W końcu nie tylko Hyung i Hun brali w nim udział. Jednak pozostali nie mieli z nimi szans. Grid girls wyszły na linię startu ze swoimi flagami. Przygotowane odliczały czas. W końcu zamachały i mogli ruszyć. Sehun i Taehyung wyszli od razu na prowadzenie, jednak ten drugi utrzymywał się na drugiej pozycji, mimo że mógł z łatwością go wyprzedzić. Chciał się przekonać, na jak wiele stać Sehuna. Pierwsze okrążenie przejechał na spokojnie, pozostałych przeciwników pozostawiając w tyle, ale wciąż wisząc na ogonie Oh’owi. Na trzecim rozpoczęła się walka. Tae przyśpieszył, a Sehun widząc jego zamiary zrobił to samo. Obaj dociskali pedał gazu w swoich autach do samej podłogi, nie chcąc dać wygrać temu drugiemu.  V uwielbiał spektakularne wejścia. Na ostatniej prostej zaczął wyprzedzać Huna. Najpierw zderzak, potem pół pojazdu, cały samochód… Na samej mecie miał nad nim całe dziesięć metrów przewagi. To jak zostawiał rywala w tyle wyglądało idealnie w oczach publiczności. Każdy wiedział, że rudowłosy chłopak posiada umiejętności, jakie miał mało kto w tym światku.

Zatrzymał się z piskiem opon parę metrów za linią mety. Odczekał parę sekund, aby uspokoić swoje serce, które samoistnie przyśpieszało za każdym razem, gdy brał udział w wyścigach i wysiadł z pojazdu, zdejmując przy tym kask. Kolejny raz pomachał do publiczności. Widział niezadowolenie w oczach Sehuna. Przecież niewiele brakowało mu do zwycięstwa. Pewnie gdyby ktoś inny był na miejscu Tae – Oh wygrałby.

Odebrał swoją nagrodę od dziewczyn. Dzisiaj wynosiła ona 500 000 jenów. Niemało. Widać, że w pojedynku brali udział jedni z najbogatszych, jacy żyli na nielegalnych wyścigach. W tym momencie przez głowę Taehyunga przeleciała myśl, że policja naprawdę musi mieć co robić, a listy poszukiwanych muszą być pełne. Aż sam się zaśmiał.

- Zaczekajcie! – krzyknął do ludzi, którzy chcieli już opuszczać miejsce i udać się na imprezę nieopodal, która zawsze odbywała się po wyścigu. Bo jak się bawić, to na całego!
Tłum spojrzał na niego z wyczekiwaniem, pozostając na swoich miejscach. Wziął głęboki wdech.

- Jungkook, wyzywam cię na pojedynek! – powiedział najgłośniej jak potrafił i uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że nawet jeśli nie ma tu dziewiętnastolatka, to jest tutaj jego siostra lub ktoś inny z jego team’u. – W tym samym miejscu, dokładnie za tydzień, o ósmej wieczorem. Nie spóźnij się! Inaczej uznam, że przegrałeś walkowerem! – dodał jeszcze. Wiedział, że to na pewno rozjuszy przeciwnika na tyle, że nie będzie mógł on zrezygnować z wyścigu. Inaczej ucierpiałaby jego duma, a Tae zdążył zauważyć podczas krótkiej wizyty w domu tamtego, że był on w gorącej wodzie kąpany.

Słyszał szmer, który przeszedł wśród ludzi, gdy tylko usłyszeli jego słowa. Czuł na sobie ich wzrok, który chciał przejść go na wylot. A on stał i uśmiechał się złośliwie. Powolnie otworzył drzwi swojego samochodu, wiedząc, że w końcu zaczęli się rozchodzić każdy w swoją stronę. Już miał wsiadać do środka i ruszać do garażu, by omówić taktykę na wyścig z Sung Oh’em, Baekhyunem i Jonginem, gdy poczuł rękę na swoim ramieniu. Odwrócił się i ujrzał tą samą dziewczynę, jaką potrącił i miał okazję podwozić do domu parę tygodni temu. Uśmiechnął się do niej lekko.

- Nie mówiłeś, że się ścigasz – powiedziała zaczepnym tonem, opierając rękę na bioderze. I Taehyung musiał przyznać, że była ona seksowna. Skórzane spodnie idealnie podkreślały to, co powinno być widoczne. Wydatne biodra i wyeksponowany biust, wcale nie tak mały jak na Azjatkę na pewno przyciągały wzrok wielu innych mężczyzn. Jej twarz teraz już była bez skazy, co oznaczało tyle, iż zadrapania bez problemu się zagoiły. Chodziła bardzo dobrze, w butach na koturnie, sznurowanych do samych kolan. Kość jej nogi też prawdopodobnie się już zrosła. Taehyung nie chciał tego przyznać, ale odetchnął z widoczną ulgą.

- Mówiłem, że się jeszcze spotkamy – odpowiedział takim samym tonem, jakiego ona wcześniej użyła. – Jednak nie mówiłem, gdzie konkretnie – dokończył i oparł się o swój pojazd plecami.

- Och, słynny V rzucił wyzwanie mojemu braciszkowi. Domyśliłeś się, że to on pewnie jeszcze tamtego dnia, co nie? – zapytała kpiąco.

- No oczywiście. Wsiadaj – rzucił i otworzył jej drzwi od strony pasażera niczym prawdziwy gentelman. Ta dziewczyna sprawiała, że chciał być… inny. Pragnął zmian, choć nie do końca wiedział jeszcze jakich.

Brązowooka zarzuciła swoimi długimi, czarnymi włosami i wsiadła do pojazdu.

Komentarze

  1. Hej, dlaczego tylko połowa? Ja chcę już! Już, dzisiaj, teraz, w tym momencie, natychmiast drugą część!
    To było świetne, genialne, zaje*ste, po prostu qtfa idealne! Sam temat wprowadza odpowiedni klimat, a wasz sposób pisania załatwia resztę.
    (sorry, że kopiuj-wklej, ale chciałam, żebyście obie otrzymały taką samą informację zwrotną x3)
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do napisania faktów o sobie ;)
    http://magic-hell-and-me.blogspot.com/2016/08/60-facts-about-our-team.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się to opowiadanie i jestem ciekawa co będzie dalej ;) Kiedy następna część?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

V (BTS) - My Only Love? Speed. #1

007. Taemin (SHINee) - Dopiero, gdy coś tracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele dla nas znaczyło

017. Daesung (Big Bang) - Life in a Strange City